Zdaniem analityków, takimi nieprzyjemnymi skutkami mogą owocować proponowane przez resort sprawiedliwości ustawowe zmiany, w założeniu mające przeciwdziałać lichwiarskim praktykom. Rzecz w tym, że szczytny cel może w praktyce przypominać wylanie dziecka z kąpielą.
Jednak zacznijmy od początku. Kilka lat temu w Polsce wprowadzono jedne z najbardziej restrykcyjnych w Europie przepisów mających wyeliminować nieuczciwe praktyki i szarą strefę na rynku pożyczkowym. Cel został w znacznym stopniu osiągnięty i wydawało się, że wobec tych, którzy jeszcze nadal próbują działać nie tak jak należy, wystarczy te przepisy surowo stosować. Ministerstwo Sprawiedliwości postanowiło jednak pójść o krok dalej. A właściwie pomaszerować w kierunku, który może przewrócić do góry nogami cały sektor firm pożyczkowych. Wedle analityków, proponowane przez resort zmiany nałożą na firmy pożyczkowe takie obciążenia finansowe, że staną one na krawędzi opłacalności prowadzenia działalności biznesowej i zmuszą co najmniej do jej istotnego ograniczenia.
I tu ciekawostka. Z jednej strony pojawia się widmo ograniczania działalności czy eliminowania firm pożyczkowych, z drugiej – rozluźniono obowiązek stosowania przez banki tak zwanej Rekomendacji T, dotyczącej dobrych praktyk w zakresie zarządzania ryzykiem pożyczek detalicznych. Mówiąc inaczej, banki uzyskały większą swobodę w ich udzielaniu. Pomijając aspekt równoprawnego traktowania podmiotów gospodarczych, wygląda to tak, jakby spodziewano się ograniczenia działalności przez firmy pożyczkowe i dano bankom zielone światło do przejmowania ich klientów.
Teraz pojawia się zasadnicza wątpliwość. Czy banki zechcą ponosić zwiększone ryzyko pożyczenia tysiąca złotych pani emerytce albo panu studentowi? Czy pani rencistka, która przydrepcze do bankowego okienka z prośbą o pożyczenie na miesiąc 700 zł, nie zostanie odprawiona z kwitkiem? Eksperci oczywiście twierdzą, że banki na taką działalność nie pójdą, bo bardziej im się opłaca pożyczanie większych kwot pewniejszym klientom, tak jak to czyniły do tej pory. Może eksperci mają rację, a może nie. Co jednak będzie, jeśli okaże się, że mają? Wedle ich szacunków, może to oznaczać finansowe wykluczenie około miliona osób, do tej pory obsługiwanych przez firmy pożyczkowe.
Ale żyć trzeba, dlatego pani rencistka czy pan student pomaszerują w kierunku szarej strefy. W ten sposób, zamiast ją do końca wyeliminować poprzez stosowanie już obowiązujących przepisów, otworzy się przed nią duże pole do działania. Co oczywiście wpłynie na zmniejszenie strumienia pieniędzy płynących do państwowej kasy. Byłby to niezły paradoks, bo walka z szarą strefą ma stanowić jedno z głównych źródeł finansowania tzw. Nowej Piątki PiS.
Swego czasu bardzo restrykcyjne przepisy wobec firm pożyczkowych wprowadzili Słowacy. W rezultacie Słowację, ku radości właścicieli lombardów i wszystkich tych którzy działają w szarej strefie, opuściły większe firmy pożyczkowe. Teraz Słowacy zamyślają wycofać się z tych przepisów. Może ten przykład nakłoni resort sprawiedliwości do przemyślenia swych propozycji? Chodzi o samopoczucie dużej rzeszy obywateli. Czyli, było nie było, wyborców.