Ze spójnych dźwięków można stworzyć zgraną orkiestrę albo skomponować tak przecudny utwór, jak „Do mazura wstań wesoło”. Rozdźwięki są różnicą czy kakofonią opinii. Dało się je usłyszeć podczas konferencji „Patriotyzm Konsumencki w Budowaniu Silnej Polski”, która odbyła się w Senacie RP. Uczestnicy konferencji zgodnym chórem podkreślali wagę krzewienia idei kupowania polskich produktów, mówili, że świadomość o ich coraz lepszej jakości już się przebiła do konsumentów, i tak dalej, i tym podobnie. Zgodne opinie spływały jak z nut do czasu, aż Julian Pawlak, prezes Krajowej Unii Producentów Soków (KUPS) przypomniał, że Ministerstwo Finansów nosiło się, a może nadal nosi, z propozycją podniesienia stawki VAT na napoje owocowe z wysoką zawartością soków, z obecnej stawki 5 proc. na 23 proc., choć napoje te są jak najbardziej polskie i z polskich sadów.
Tu jednak małe streszczenie, o co w ogóle chodzi. Otóż resort finansów opracował nową tzw. matrycę VAT, mającą uporządkować podatki. W tej to matrycy resort założył podniesienie VAT-u na napoje owocowe z wysoką zawartością soku (a zarazem, co już jest śmieszne, obniżenie podatku na chipsy czy słone przekąski). Mimo protestów producentów napojów, sadowników i bardzo krytycznych opinii ekspertów, ustawa o nowej matrycy wylądowała w Sejmie i miała być przegłosowana. Dopiero po emocjonalnym apelu m.in. posłanki PO, Doroty Niedzieli, najpewniej jeden z posłów PiS, Jarosław Kaczyński, nakazał w ostatniej chwili wycofanie matrycowej ustawy.
Wracając do wystąpienia prezesa KUPS w Senacie. Posługując się danymi i statystykami najpierw dowodził, że łupnięcie branży sokowniczej wyższym podatkiem uderzy w polskich sadowników, bo spowoduje spadek skupu owoców o 150 tys. ton, w tym 120 tys. ton jabłek, że konsumenci – podobnie jak w innych krajach - przerzucą się na tańsze napoje gazowane czy niegazowane, czasem w ogóle pozbawione soku, że podwyżka otworzy rynek przed zagranicznymi koncernami, i tak dalej, i tym podobnie. Aż w końcu stwierdził, że skoro podwyżka VAT na polskie napoje owocowe ma spowodować zwrócenie się konsumentów w kierunku napojów często w ogóle pozbawionych soku, które są produkowane głównie przez zagraniczne koncerny, to „nie może być mowy ani o propagowaniu patriotyzmu konsumenckiego, a tym bardziej gospodarczego”.
Z wystąpienia prezesa warto jeszcze odnotować, że podziękował Janowi K. Ardanowskiemu, szefowi resortu rolnictwa, za wsparcie dla protestującej przeciwko podwyżce VAT branży sokowniczej. Tak, tak, szef resortu rolnictwa i rozwoju wsi jawnie i oficjalnie próbował oprzeć się podatkowym zapędom minister Teresy Czerwińskiej, zawiadującej pieniędzmi państwa. W mediach ta różnica zdań w rządzie Zjednoczonej Prawicy mało wybrzmiała, choć wskazywała, że Zjednoczona Prawica nie jest taka aż jednobrzmiąca, jak się powszechnie wydaje. Krytykę nowelizacji VAT przeprowadziła również Sejmowa Komisja Rolnictwa i Rozwoju Wsi, która jednogłośnie, z poparciem wszystkich ugrupowań, wystosowała dezyderat do premiera w obronie napojów owocowych. Poza tym, jak już wiemy, dopiero najpewniej głos posła Kaczyńskiego spowodował nagły zwrot w sytuacji.
Ta cała awantura wokół napojów owocowych jest dosyć dziwaczna. Skoro z opublikowanego na portalu Tygodnik Rolniczy badania wynika, że 73 proc. osób jest bardziej skłonna do kupowania polskich produktów. Skoro polskie napoje owocowe są zdrowsze niż zagraniczne napoje bez soków czy z ich śladową ilością, skoro mamy nadprodukcję jabłek, to po co grać wojennego marsza przeciwko producentom napojów i polskim sadownikom? I w roku wyborczym ryzykować ich protesty, jak też niezadowolenie konsumentów, którzy chętnie piją taki czy owaki napój owocowy? A już szczególnie w roku wyborczym, zamiast dokładania VAT-em, obywatelom powinno się raczej śpiewać utwór „Niech no tylko zakwitną jabłonie”, w którym rozlega się wielce obiecująca, w sumie już i tak rozbrzmiewająca, fraza: „Wszystkim manna pada z nieba / Ludzie mają, co potrzeba”.