Cytując premiera Morawieckiego, „nie chcę zarzucać państwa zbyt dużą liczbą liczb”, jednak parę trzeba przytoczyć. Na początek krótko o F-35. Ten bezprzetargowy zakup budzi wątpliwości. Jak podaje branżowy portal Defence24.pl, problemy techniczne F-35 mogą zwiększyć znacząco koszty eksploatacji, wpłynąć na możliwości bojowe maszyn, a nawet być zagrożeniem dla zdrowia i życia pilotów. Pentagon zidentyfikował obecnie 13 tej klasy zagrożeń – informuje Defence24.pl. W dodatku koszty pozyskania samolotów „są tylko ułamkiem kosztów ich eksploatacji” a wykorzystanie możliwości maszyn będzie wymagać odpowiednich systemów łączności, wymiany danych i zarządzania polem walki - donosi portal. Problemy techniczne może z czasem będą eliminowane, jednak jest pewne, że na zakup i odpowiednią obsługę oraz eksploatację myśliwców pójdą grube miliardy.
W tym samym czasie Instytut Jagielloński, niezależny ośrodek analityczny, centrum wymiany poglądów i budowania strategii, apeluje do MON, aby przywrócił do służby choćby jeden podwodny okręt, który posiada nasza Marynarka Wojenna, a który czeka na remont od 5 lat. Polscy stoczniowcy mogą go naprawić, brakuje tylko decyzji MON. W opinii Instytutu, skoro program Orka, dotyczący zakupu nowych okrętów podwodnych z pociskami manewrującymi został przeniesiony na „po 2023 rok” (w swobodnym tłumaczeniu - na nie wiadomo kiedy), to zróbmy co możliwe, aby jeden okręt wypłynął w morze, zanim nowsze jednostki pojawią się pod polską banderą. W opinii Instytutu, „trzydziestoletni okręt podwodny ORP Orzeł może być sprawny za dwa lata. I przez kolejnych kilkanaście, ale nie dłużej”. Dobre i to.
Póki co, „rosyjskie okręty robią co chcą na polskich wodach, co pokazuje incydent z maja 2018 r. kiedy na naszych plażach znaleziono pociski sygnalizacyjne podchodzące z rosyjskich okrętów podwodnych” – alarmuje Instytut. I wskazuje, że „w tym czasie nasze okręty podwodne rdzewieją niesprawne w porcie: dwa 50-letnie okręty Kobben mają zostać wycofane ze służby w przyszłym roku. Niesprawny jest trzeci okręt, ORP Orzeł, który stoi w remoncie od pięciu lat. Żaden z nich nie obroni polskiego kawałka Bałtyku przed rosyjskimi okrętami. Nie dadzą rady zrobić tego także dwie 40-letnie fregaty, ani 40-letnie śmigłowce”.
Prawdę mówiąc, przywrócenie do służby ORP Orzeł też nie wydaje się strategicznym wzmocnieniem Marynarki Wojennej. Takie wzmocnienie zapewniłaby realizacja programu Orka. Jednak modernizacja ORP Orzeł da pewne możliwości ukrócenia panoszenia się rosyjskich okrętów podwodnych przy polskim nabrzeżu. A co równie istotne, pozwoli na możliwość szkolenia załóg. Bo gdzie mają się szkolić? Instytut przypomina też, że „Hindusi i Rosjanie mają podobne okręty w podobnym wieku i je modernizują. Wietnamczycy i Algierczycy wykorzystują takie okręty, pływają nimi i przeprowadzają, jak parę tygodni temu w Algierii, strzelania rakietami manewrującymi”. My z modernizacją jedynego okrętu podwodnego pozostajemy w tyle, choć kupujemy najdroższe amerykańskie uzbrojenie.
Czas napisać to, czego nie napisał Instytut Jagielloński. Otóż to wstyd, że Marynarka Wojenna państwa posiadającego 770 km linii brzegowej jest, delikatnie mówiąc, w opłakanym stanie. I że państwo, którego przywódcy mają usta pełne słów o wzmacnianiu siły polskiej armii, nie dysponuje nawet jednym sprawnym okrętem podwodnym. Po prostu wstyd. Amerykanie nam tego nie powiedzą, rosyjscy komandorzy zapewne szyderczo się uśmiechają.
Być może, kiedy jakiś rosyjski okręt podwodny z przyczyn technicznych będzie zmuszony wynurzyć się i ukazać, hen, na horyzoncie, turystom wypoczywającym na polskiej plaży, do decydentów dotrze ogrom tego wstydu.