Role się odwróciły. Do niedawna komentatorzy z poczuciem wyższości wzywali polityków do uśmierzenia agresji i do prowadzenia bardziej merytorycznych sporów. Teraz, po tragedii smoleńskiej, to politycy mogą apelować do części komentatorów o umiar. Bo niektórym krew się gotuje w żyłach i tętno niebezpiecznie skoczyło.
Nie będzie polsko – polskiego pojednania, nie będzie wybaczania, nie każdy ma prawo do żałoby, fałszywi, obłudni przeciwnicy zasługują na pogardę, gardzimy wami, na kolana, sypać głowy popiołem hańby!
Trzeba Polskę ratować, tylko nasze zwycięstwo, zwycięstwo prawdziwych patriotów, uratuje kraj. Bo to my mamy monopol na żal i patriotyzm.
Bóg chciał aby katastrofa smoleńska obudziła naród, aby przejrzał na oczy, zobaczył prawdę, zrozumiał że był oszukiwany przez pseudoelity. Chociaż szkoda, że rozbił się samolot z prezydentem a nie z premierem.
I żadnego jednania z Rosją, raczej trzeba prześwietlić, czy aby ktoś spisku nie zawiązał. A tak w ogóle, to jak się robi sztuczną mgłę? Jak się ją podtrzymuje?
Taka tonacja pobrzmiewa w tekstach części komentatorów, w niektórych tytułach prasowych i w audycjach. Przyszedł czas zapłaty za lata, gdy się było w defensywie, czas wyrównania rachunków z „salonem”, czas odzyskania Polski.
Gotuje się też na forach. Ktoś pisze, że samolot mógł być zestrzelony z broni laserowej, a przecież Komorowski się nią kiedyś interesował. Ktoś szydzi z łez polityków.
Emocje nakręcą emocje, skrajności karmią się agresją. Z środowisk skrajnej lewicy już padają określenia, że żałoba narodowa to „cyrk” i „absurdalne stadne zachowanie”, ostrzeżenia przed „niemal nekrofilskim polskim nacjonalizmem”, ryzykiem „odrodzenia kaczyzmu”. Rozkręci się spirala wzajemnej agresji i pogardy. Będziemy kochać „swoich” a nienawidzić „tamtych”. Będzie tak, jak pisał Szekspir – „moja miłość bierze się z mej nienawiści”. Będzie wojna o mit ofiary, która nie może pozostać daremną. A na wojnie różnie bywa.
„Do winy się nie przyznaję, a jedynie do złamania prawa” – mówił podczas rozprawy sądowej Eligiusz Niewiadomski, zabójca prezydenta Gabriela Narutowicza. Ujawnił też, że myślał o zabiciu Józefa Piłsudskiego. To wybory prezydenckie 1922 roku stworzyły wojenną atmosferę, której Niewiadomski się poddał. Na wojnie nie debatuje się z konkurentem tylko walczy z wrogiem. Wojna rozgrzesza i uświęca. Gra jest zerojedynkowa, nie ma kompromisów, szukania środka. Kto nie z nami, ten przeciwko nam. Umiarkowani won.
Jak się rozkręca spiralę wojennych emocji i uświęca konflikt, to szybko może się znaleźć ktoś, kto postanowi raz na zawsze uwolnić kraj od polityka z tej czy innej partii. Obyśmy nie wychowali sobie nowego Niewiadomskiego.
Trzeba Polskę ratować, tylko nasze zwycięstwo, zwycięstwo prawdziwych patriotów, uratuje kraj. Bo to my mamy monopol na żal i patriotyzm.
Bóg chciał aby katastrofa smoleńska obudziła naród, aby przejrzał na oczy, zobaczył prawdę, zrozumiał że był oszukiwany przez pseudoelity. Chociaż szkoda, że rozbił się samolot z prezydentem a nie z premierem.
I żadnego jednania z Rosją, raczej trzeba prześwietlić, czy aby ktoś spisku nie zawiązał. A tak w ogóle, to jak się robi sztuczną mgłę? Jak się ją podtrzymuje?
Taka tonacja pobrzmiewa w tekstach części komentatorów, w niektórych tytułach prasowych i w audycjach. Przyszedł czas zapłaty za lata, gdy się było w defensywie, czas wyrównania rachunków z „salonem”, czas odzyskania Polski.
Gotuje się też na forach. Ktoś pisze, że samolot mógł być zestrzelony z broni laserowej, a przecież Komorowski się nią kiedyś interesował. Ktoś szydzi z łez polityków.
Emocje nakręcą emocje, skrajności karmią się agresją. Z środowisk skrajnej lewicy już padają określenia, że żałoba narodowa to „cyrk” i „absurdalne stadne zachowanie”, ostrzeżenia przed „niemal nekrofilskim polskim nacjonalizmem”, ryzykiem „odrodzenia kaczyzmu”. Rozkręci się spirala wzajemnej agresji i pogardy. Będziemy kochać „swoich” a nienawidzić „tamtych”. Będzie tak, jak pisał Szekspir – „moja miłość bierze się z mej nienawiści”. Będzie wojna o mit ofiary, która nie może pozostać daremną. A na wojnie różnie bywa.
„Do winy się nie przyznaję, a jedynie do złamania prawa” – mówił podczas rozprawy sądowej Eligiusz Niewiadomski, zabójca prezydenta Gabriela Narutowicza. Ujawnił też, że myślał o zabiciu Józefa Piłsudskiego. To wybory prezydenckie 1922 roku stworzyły wojenną atmosferę, której Niewiadomski się poddał. Na wojnie nie debatuje się z konkurentem tylko walczy z wrogiem. Wojna rozgrzesza i uświęca. Gra jest zerojedynkowa, nie ma kompromisów, szukania środka. Kto nie z nami, ten przeciwko nam. Umiarkowani won.
Jak się rozkręca spiralę wojennych emocji i uświęca konflikt, to szybko może się znaleźć ktoś, kto postanowi raz na zawsze uwolnić kraj od polityka z tej czy innej partii. Obyśmy nie wychowali sobie nowego Niewiadomskiego.