Szerzy się moda na deklarowanie, że ponieważ taka czy owaka partia czymś tam rozczarowała, to się już na nią nie zagłosuje. A na złość babci odmrozi sobie uszy
Agnieszka Holland, Paweł Kukiz, Kazik Staszewski, Marcin Meller, to tylko wierzchołek góry lodowej, którą tworzą ludzie zawiedzeni politykami – szczególnie Platformą - i deklarujących, że na wybory już nie pójdą. Można do nich dołączyć choćby rzeszę przedsiębiorców narzekających na rosnące koszty pracy i biurokrację. Jak też obrońców praw dzieci, pacjentów, zwierząt, skrzywdzonych przez wymiar sprawiedliwości. Wielu.
I co z tego, że iluś tam rozczarowanych na wybory nie pójdzie? Przecież iluś jednak pójdzie. Jeżeli część dotychczasowych zwolenników PO nie zagłosuje, to najwyżej wybory wygra PiS. Lub SLD z PSL. Ale to obojętne, bo najwyżej dojdzie do wymiany jednej partyjnej biurokracji na inną partyjną biurokrację. A biurokracje mają to do siebie, że rządzą się własnym interesem i są konserwatywne.
Sytuacja jest więc taka, że w Sejmie prym wiodą stare wygi (uwaga, nie chodzi o wiek), które czasem od 15 – 20 lat żyją z polityki i walczą o wpływy w partyjnych strukturach. Narzekający głosują to na jedne stare wygi, to na drugie stare wygi. To na jeden partyjny aparat, to na drugą, czy trzecią partyjną nomenklaturę. A potem rozdzierają szaty, że stare wygi są starymi wygami, że znów nie realizują tego, co deklarowały.
A przecież narzekający najwięcej kłopotów starym wygom zrobiliby wstępując do partii. Nie po to, aby włączać się w aparatczykowskie gierki, załatwiać posady, cieszyć się z pensji, tylko aby realizować swoje postulaty. I walczyć o to, żeby nie zostać kwiatkiem do sparszywiałego partyjnego kożucha.
W czasie kampanii stare wygi chętnie zawieszają znane nazwiska na swych sztandarach. Komitety poparcia, miejsca na listach wyborczych – bardzo proszę, zapraszamy. Tyle, że komitety po wyborach przestają istnieć a miejsca na listach nie są "biorące".
Tak przecież było z Wandą Nowicką czy z Robertem Biedroniem. Zawodowi partyjni działacze SLD przerzucali ich po regionach i listach jak chcieli, dopóki Janusz Palikot nie zaoferował im na swojej liście miejsc "biorących".
Nie znaczy to, żeby krytycy wstępowali do partii z oczekiwaniem, że natychmiast otrzymają dobre miejsca na listach. Niech wstępują aby krytykować i przekonywać do swoich racji będąc "w środku", a nie "na zewnątrz". Krytyczne słowa reżyserki Agnieszki Holland czy muzyka Pawła Kukiza można stosunkowo łatwo odeprzeć, krytyczne słowa działaczki Agnieszki Holland czy działacza Pawła Kukiza odeprzeć byłoby trudniej. Nie wspominając o wyrzucaniu ich z partii za to, że krytykują nierealizowanie przez nią jej własnego programu.
A co by było, gdyby do którejś z partii wstąpił Jurek Owsiak? Już słyszę, że zniszczyłby swój wizerunek, bo polityka jest brudna. Skoro tak, to po cholerę nam ta cała demokracja? Żeby narzekać i wybierać ciągle tych, na których narzekamy? Jeśli polityka jest brudna, to kto ma ją wyczyścić?
I przedsiębiorcy czy obrońcy takich czy innych praw - gdyby chociaż ich drobny ułamek, chociaż 10 tysięcy z nich wstąpiło na przykład do Platformy żeby zabiegać o ograniczanie biurokracji, racjonalizację systemu podatkowego, respektowanie praw, byłaby to już inna partia.
Proszę bardzo, niech Holland walczy o interesy świata kultury i związki partnerskie, niech Kukiz walczy o jednomandatowe okręgi wyborcze, niech Kazik walczy o gospodarkę czy legalizację miękkich narkotyków, niech Meller (mógł kandydować Rozenek, może i Meller) walczy z inwigilacją dziennikarzy, niech przedsiębiorcy, tacy jak Roman Kluska, walczą o wolność gospodarczą. Kto wam broni?
Że co? Że polityka jest dla polityków, dla partyjnych aparatczyków, a nie dla przedsiębiorców, celebrytów, społeczników i "zwykłych ludzi"? To akurat głosił w Marcu 68' Władysław Gomułka hasłem "studenci do nauki, literaci do piór, syjoniści do Syjamu". W domyśle – władza tylko dla partyjnego aparatu. Nie powielajcie sami jego hasła.
Narzekanie to łatwizna. Weźcie partie w swoje ręce.
I co z tego, że iluś tam rozczarowanych na wybory nie pójdzie? Przecież iluś jednak pójdzie. Jeżeli część dotychczasowych zwolenników PO nie zagłosuje, to najwyżej wybory wygra PiS. Lub SLD z PSL. Ale to obojętne, bo najwyżej dojdzie do wymiany jednej partyjnej biurokracji na inną partyjną biurokrację. A biurokracje mają to do siebie, że rządzą się własnym interesem i są konserwatywne.
Sytuacja jest więc taka, że w Sejmie prym wiodą stare wygi (uwaga, nie chodzi o wiek), które czasem od 15 – 20 lat żyją z polityki i walczą o wpływy w partyjnych strukturach. Narzekający głosują to na jedne stare wygi, to na drugie stare wygi. To na jeden partyjny aparat, to na drugą, czy trzecią partyjną nomenklaturę. A potem rozdzierają szaty, że stare wygi są starymi wygami, że znów nie realizują tego, co deklarowały.
A przecież narzekający najwięcej kłopotów starym wygom zrobiliby wstępując do partii. Nie po to, aby włączać się w aparatczykowskie gierki, załatwiać posady, cieszyć się z pensji, tylko aby realizować swoje postulaty. I walczyć o to, żeby nie zostać kwiatkiem do sparszywiałego partyjnego kożucha.
W czasie kampanii stare wygi chętnie zawieszają znane nazwiska na swych sztandarach. Komitety poparcia, miejsca na listach wyborczych – bardzo proszę, zapraszamy. Tyle, że komitety po wyborach przestają istnieć a miejsca na listach nie są "biorące".
Tak przecież było z Wandą Nowicką czy z Robertem Biedroniem. Zawodowi partyjni działacze SLD przerzucali ich po regionach i listach jak chcieli, dopóki Janusz Palikot nie zaoferował im na swojej liście miejsc "biorących".
Nie znaczy to, żeby krytycy wstępowali do partii z oczekiwaniem, że natychmiast otrzymają dobre miejsca na listach. Niech wstępują aby krytykować i przekonywać do swoich racji będąc "w środku", a nie "na zewnątrz". Krytyczne słowa reżyserki Agnieszki Holland czy muzyka Pawła Kukiza można stosunkowo łatwo odeprzeć, krytyczne słowa działaczki Agnieszki Holland czy działacza Pawła Kukiza odeprzeć byłoby trudniej. Nie wspominając o wyrzucaniu ich z partii za to, że krytykują nierealizowanie przez nią jej własnego programu.
A co by było, gdyby do którejś z partii wstąpił Jurek Owsiak? Już słyszę, że zniszczyłby swój wizerunek, bo polityka jest brudna. Skoro tak, to po cholerę nam ta cała demokracja? Żeby narzekać i wybierać ciągle tych, na których narzekamy? Jeśli polityka jest brudna, to kto ma ją wyczyścić?
I przedsiębiorcy czy obrońcy takich czy innych praw - gdyby chociaż ich drobny ułamek, chociaż 10 tysięcy z nich wstąpiło na przykład do Platformy żeby zabiegać o ograniczanie biurokracji, racjonalizację systemu podatkowego, respektowanie praw, byłaby to już inna partia.
Proszę bardzo, niech Holland walczy o interesy świata kultury i związki partnerskie, niech Kukiz walczy o jednomandatowe okręgi wyborcze, niech Kazik walczy o gospodarkę czy legalizację miękkich narkotyków, niech Meller (mógł kandydować Rozenek, może i Meller) walczy z inwigilacją dziennikarzy, niech przedsiębiorcy, tacy jak Roman Kluska, walczą o wolność gospodarczą. Kto wam broni?
Że co? Że polityka jest dla polityków, dla partyjnych aparatczyków, a nie dla przedsiębiorców, celebrytów, społeczników i "zwykłych ludzi"? To akurat głosił w Marcu 68' Władysław Gomułka hasłem "studenci do nauki, literaci do piór, syjoniści do Syjamu". W domyśle – władza tylko dla partyjnego aparatu. Nie powielajcie sami jego hasła.
Narzekanie to łatwizna. Weźcie partie w swoje ręce.