Tak jak działają na Ukrainie, Rosjanie będą mogli działać w krajach nadbałtyckich dopiero za trzy lub cztery lata - stwierdził gen. Ben Hodges, dowódca sił amerykańskich w Europie. Jeżeli mu wierzyć, to Polska powinna przyspieszyć dozbrajanie armii. Przyspieszenie zresztą już widać, choćby w sprawie przetargu na nowe śmigłowce.
Lada moment rozstrzygnie się warty ok. 12 mld zł przetarg na dostawę 70 śmigłowców wielozadaniowych. W grze o zdobycie kontraktu biorą udział doświadczeni i poważni producenci: francuski Airbus Helicopters oferujący śmigłowce EC725 Caracal, amerykański Sikorsky Aircraft Corporation, mający w Polsce zakład PZL-Mielec i proponujący śmigłowce Black Hawk oraz włosko-brytyjska AgustaWestland, dysponująca w Polsce zakładem PZL-Świdnik, który oferuje śmigłowce AW149.
Oczywiście nie trzeba wybitnego umysłu, aby dojść do wniosku, że przetarg ma doprowadzić do zakupu najlepszych śmigłowców. Biorąc pod uwagę wyłącznie to kryterium – będzie to trudne zadanie ponieważ maszyny dysponują podobnym potencjałem, a każdy z konkurentów ma sporo asów w rękawie. Śmigłowiec Airbusa wyróżnia na plus duża ładowność. Za Amerykanami stoi legenda Black Hawka. Augusta Westland daje za to śmigłowiec, choć nie sprawdzony w boju, to jest najmłodszy i wykonany z wykorzystaniem najnowocześniejszych technologii – rzecz niebagatelna, biorąc pod uwagę planowany kilkudziesięcioletni okres ich użytkowania. Oczywiście istotnym kryterium będzie cena – nie tylko za pojedynczy śmigłowiec, ale przede wszystkim jego utrzymanie. Koszt godziny lotu specjalistycznego śmigłowca może zbliżać się nawet do 10 tys. euro.
Poza zakupem, w wyniku przetargu powinno dojść do wzmocnienia rodzimego przemysłu obronnego, który jest kluczowym elementem obronności państwa. Ze strony każdego z producentów mamy do czynienia z festiwalem obietnic, które jeśli byłyby w pełni spełnione, uczyniłyby z Polski śmigłowcowe centrum świata.
Spójrzmy jednak chłodno na fakty. Sikorsky jako pierwszy odważnie postawił nogę na śmigłowcowym polskim rynku, kupując w 2007 PZL Mielec i uruchamiając montaż śmigłowców S70i Black Hawk. Dzięki dużemu wysiłkowi i dużym inwestycjom koncernu Sikorsky, PZL-Mielec dorobił się 50 kooperantów. Zdecydowanie bardziej blado wypada Airbus, który dopiero niedawno z wielkimi fanfarami ogłosił, że zatrudnił 10 inżynierów w uroczyście otwartym łódzkim biurze projektowym. Za kilka lat biuro ma zatrudniać stu inżynierów, a gdy wygra przetarg, to ho ho, może i więcej.
Na tym tle Świdnik ma zdecydowanie najwięcej atutów. Kupiony w 2010 r. przez firmę AugustaWestland zatrudnia 3,5 tys. ludzi w tym 630 inżynierów, a wartość jego eksportu wynosi 700 mln zł. Do tego trzeba dodać, że PZL-Świdnik kooperuje z 900 polskimi dostawcami, generując dodatkowe 4 tys. miejsc pracy. Faktem jest również, że jako jedyny dysponuje pełnym zapleczem produkcyjnym, czyli zajmuje się śmigłowcami począwszy od projektowania, przez rozwój, po wytwarzanie większości ich komponentów (z wyjątkiem silników i awioniki). Mówiąc krótko, nie jest montownią. To oznacza, że w przypadku wygrania przetargu, będzie mógł zatrudnić więcej pracowników niż konkurencja (mówi się o 2 tys. miejsc pracy).
Wciąż pozostaje niewiadomą, czy o wyniku przetargu zadecydują względy polityczne i jakieś sojusznicze zobowiązania, czy też interes polskiej armii i rodzimego przemysłu zbrojeniowego. W tym miejscu do ostatniego pompatycznego zdania należałoby dopisać drugie, równie pompatyczne: „Odpowiedź może być tylko jedna”. Ale jakoś nie dopiszę. Sam nie wiem, dlaczego.
Oczywiście nie trzeba wybitnego umysłu, aby dojść do wniosku, że przetarg ma doprowadzić do zakupu najlepszych śmigłowców. Biorąc pod uwagę wyłącznie to kryterium – będzie to trudne zadanie ponieważ maszyny dysponują podobnym potencjałem, a każdy z konkurentów ma sporo asów w rękawie. Śmigłowiec Airbusa wyróżnia na plus duża ładowność. Za Amerykanami stoi legenda Black Hawka. Augusta Westland daje za to śmigłowiec, choć nie sprawdzony w boju, to jest najmłodszy i wykonany z wykorzystaniem najnowocześniejszych technologii – rzecz niebagatelna, biorąc pod uwagę planowany kilkudziesięcioletni okres ich użytkowania. Oczywiście istotnym kryterium będzie cena – nie tylko za pojedynczy śmigłowiec, ale przede wszystkim jego utrzymanie. Koszt godziny lotu specjalistycznego śmigłowca może zbliżać się nawet do 10 tys. euro.
Poza zakupem, w wyniku przetargu powinno dojść do wzmocnienia rodzimego przemysłu obronnego, który jest kluczowym elementem obronności państwa. Ze strony każdego z producentów mamy do czynienia z festiwalem obietnic, które jeśli byłyby w pełni spełnione, uczyniłyby z Polski śmigłowcowe centrum świata.
Spójrzmy jednak chłodno na fakty. Sikorsky jako pierwszy odważnie postawił nogę na śmigłowcowym polskim rynku, kupując w 2007 PZL Mielec i uruchamiając montaż śmigłowców S70i Black Hawk. Dzięki dużemu wysiłkowi i dużym inwestycjom koncernu Sikorsky, PZL-Mielec dorobił się 50 kooperantów. Zdecydowanie bardziej blado wypada Airbus, który dopiero niedawno z wielkimi fanfarami ogłosił, że zatrudnił 10 inżynierów w uroczyście otwartym łódzkim biurze projektowym. Za kilka lat biuro ma zatrudniać stu inżynierów, a gdy wygra przetarg, to ho ho, może i więcej.
Na tym tle Świdnik ma zdecydowanie najwięcej atutów. Kupiony w 2010 r. przez firmę AugustaWestland zatrudnia 3,5 tys. ludzi w tym 630 inżynierów, a wartość jego eksportu wynosi 700 mln zł. Do tego trzeba dodać, że PZL-Świdnik kooperuje z 900 polskimi dostawcami, generując dodatkowe 4 tys. miejsc pracy. Faktem jest również, że jako jedyny dysponuje pełnym zapleczem produkcyjnym, czyli zajmuje się śmigłowcami począwszy od projektowania, przez rozwój, po wytwarzanie większości ich komponentów (z wyjątkiem silników i awioniki). Mówiąc krótko, nie jest montownią. To oznacza, że w przypadku wygrania przetargu, będzie mógł zatrudnić więcej pracowników niż konkurencja (mówi się o 2 tys. miejsc pracy).
Wciąż pozostaje niewiadomą, czy o wyniku przetargu zadecydują względy polityczne i jakieś sojusznicze zobowiązania, czy też interes polskiej armii i rodzimego przemysłu zbrojeniowego. W tym miejscu do ostatniego pompatycznego zdania należałoby dopisać drugie, równie pompatyczne: „Odpowiedź może być tylko jedna”. Ale jakoś nie dopiszę. Sam nie wiem, dlaczego.