Prawdziwi patrioci pójdą w Warszawie, prawdziwsi w Krakowie, a najprawdziwsi spod znaku „White Power” we Wrocławiu. Właśnie rozpoczęła się licytacja o to kto będzie najbardziej patriotyczną organizacją w Polsce.
Skąd się wziął ten wyścig? Ze wzmożenia patriotycznego, które przed kilku laty sięgnęło zenitu w Polsce. Wtedy pojawiła się potrzeba wspólnego świętowania. Można powiedzieć, że Święto Niepodległości przez dziesięciolecia leżało na ulicy - i schylili się po nie narodowcy oraz faszyści. Trochę żal, że zrobiliśmy im taki prezent. Szkoda, że najważniejsze z państwowych świąt, zostało przez nich zawłaszczone.
11 listopada nadawał się na to jak ulał - bo państwo nie miało ani ochoty, ani pomysłu, jak uczcić ten dzień. Radykałowie wezwali więc na ulicę wszystkich niezadowolonych: od kiboli i wyznawców Obozu Wielkiej Polski, aż po wyznawców spiskowej teorii smoleńskiej. Od tej pory Warszawa zamienia się 11 listopada w barykadę, z której uczestnicy marszu wygrażają nam pięściami. Święto niepodległość zaczęło się kojarzyć z burdami, przepychankami, chamskimi okrzykami i mordobiciem.
Przez pierwsze lata uczestnicy marszu niepodległości zarzucali zdradę wszystkim tym, którzy nie szli z nimi. Ale w końcu zaczęli się oskarżać nawzajem - i prysło kruche porozumienie PiS-u, kiboli, ONR i Młodzieży Wszechpolskiej. Teraz każdy idzie w swoim marszu: ONR i Młodzież Wszechpolska w Warszawie; PiS i „Gazeta Polska” w Krakowie, a Narodowe Odrodzenie Polski, kibole i zadymiarze we Wrocławiu.
Niektórym się to podoba. Mówią, że jak pójdą osobno, to nie będą się tłuc. Marna to pociecha. Bo jak tak dalej pójdzie, to zwykli ludzie będą się 11 listopada kryć po bramach. Już dziś strach wychodzić na ulicę, by nie dostać w zęby.
11 listopada nadawał się na to jak ulał - bo państwo nie miało ani ochoty, ani pomysłu, jak uczcić ten dzień. Radykałowie wezwali więc na ulicę wszystkich niezadowolonych: od kiboli i wyznawców Obozu Wielkiej Polski, aż po wyznawców spiskowej teorii smoleńskiej. Od tej pory Warszawa zamienia się 11 listopada w barykadę, z której uczestnicy marszu wygrażają nam pięściami. Święto niepodległość zaczęło się kojarzyć z burdami, przepychankami, chamskimi okrzykami i mordobiciem.
Przez pierwsze lata uczestnicy marszu niepodległości zarzucali zdradę wszystkim tym, którzy nie szli z nimi. Ale w końcu zaczęli się oskarżać nawzajem - i prysło kruche porozumienie PiS-u, kiboli, ONR i Młodzieży Wszechpolskiej. Teraz każdy idzie w swoim marszu: ONR i Młodzież Wszechpolska w Warszawie; PiS i „Gazeta Polska” w Krakowie, a Narodowe Odrodzenie Polski, kibole i zadymiarze we Wrocławiu.
Niektórym się to podoba. Mówią, że jak pójdą osobno, to nie będą się tłuc. Marna to pociecha. Bo jak tak dalej pójdzie, to zwykli ludzie będą się 11 listopada kryć po bramach. Już dziś strach wychodzić na ulicę, by nie dostać w zęby.