Niemal każdego dnia media publikują nowe rewelacje ujawnione przez portal Wikileaks. Największe mocarstwa świata próbują dopaść jego założyciela, a demaskatorska strona internetowa jest atakowana przez hakerów. Niewiele osób wie, że część serwerów serwisu znajduje się w sztokholmskim bunkrze z czasów zimnej wojny. W głębokim na 30 metrów schronie, wydrążonym w ogromnej skale, dokumenty Wikileaks mogą przetrwać nawet atak bomby atomowej.
Tajny przez lata bunker o nazwie Pionen (Piwonia) powstał w 1943 roku wewnątrz wzgórza w południowej dzielnicy Sztokholmu Södermalm. Miał służyć jako centrum cywilnego dowodzenia na wypadek wojny, również nuklearnej. Był samowystarczalny energetycznie i mógł pomieścić aż 400 osób. Tak naprawdę nigdy nie został użyty, a po 1989 roku zaciemnione pomieszczenia wykorzystywali artyści na scenę teatralną.
W 2007 roku do jaskini wprowadziła się firma Bahnhof AB, która zbudowała w jej wnętrzach serwerownię. Przy okazji powstał bardzo ciekawy projekt architektoniczny (patrz zdjęcia!). Przeszkolone boksy, metal, sztuczne światło i bujna roślinność sprawiają wrażenie, że jest się w jakimś innym świecie przyszłości. Kontrast jest spory, na zewnątrz żyje miasto. Na szczycie góry znajduje się kościół oraz popularny park z muszlą koncertową.
Szefowie firmy zarzekają się, że nie współpracują z Wikileaks, a "jedynie wynajmują im miejsce na dwóch serwerach". Nie chcą mieć problemów, gdyż mają również innych klientów, w tym uznane firmy i organizacje.
Natomiast Wikileaks korzysta z pomocy technicznej w kilku krajach, często zmienia też adresy strony internetowej.
Zdjęcia: za zgodą Bahnhof AB
W 2007 roku do jaskini wprowadziła się firma Bahnhof AB, która zbudowała w jej wnętrzach serwerownię. Przy okazji powstał bardzo ciekawy projekt architektoniczny (patrz zdjęcia!). Przeszkolone boksy, metal, sztuczne światło i bujna roślinność sprawiają wrażenie, że jest się w jakimś innym świecie przyszłości. Kontrast jest spory, na zewnątrz żyje miasto. Na szczycie góry znajduje się kościół oraz popularny park z muszlą koncertową.
Szefowie firmy zarzekają się, że nie współpracują z Wikileaks, a "jedynie wynajmują im miejsce na dwóch serwerach". Nie chcą mieć problemów, gdyż mają również innych klientów, w tym uznane firmy i organizacje.
Natomiast Wikileaks korzysta z pomocy technicznej w kilku krajach, często zmienia też adresy strony internetowej.
Zdjęcia: za zgodą Bahnhof AB