Przegrana Grzegorza Schetyny może okazać się bardzo dotkliwa dla całej Platformy Obywatelskiej. Działacze partii starają się włożyć całą sprawę w demokratyczne ramy. Jednak większość choć odrobinę zorientowanych obserwatorów rodzimej sceny politycznej zdaje się nie mieć wątpliwości, o co toczy się gra.
Jacek Protasiewicz nie miał nic to stracenia atakując pozycję Grzegorza Schetyny. Wręcz przeciwnie, stając po stronie Premiera zagwarantował sobie pozycję w PO pod rządami Tuska. Dla Schetyny była to walka o utrzymanie pozycji pierwszego po premierze i wytrzymania jeszcze paru upokorzeń z jego strony. Przede wszystkim po to, by w sprzyjających okolicznościach zaatakować i przejąć władzę w partii. Cierpliwości Schetynie odebrać nie można, wytrzymał zesłanie z Rządu do Sejmu, Komisji Spraw Zagranicznych. Wydawało się, że ma wszystko pod kontrolą, przeprowadza żmudną pracę w terenie, aby utrzymać poparcie szeregowych działaczy zarówno dla siebie, jak i swoich ludzi takich jak Grupiński czy Halicki.
W ostatnim czasie szef rządu słabł, sondaże, jak również zaufanie do samego Tuska spadały. Mimo wygranej z Jarosławem Gowinem w plebiscycie na przewodniczącego partii nie zanotował zdecydowanej wygranej, nokautującego potwierdzenia przywództwa. Wszystkie części układanki zdawały się wciąż dawać szanse Schetynie na odegranie ważnej roli w partii. Doświadczenie z wcześniejszych "eksmisji z partii", podczas których ramię w ramię z Tuskiem pozbywali się takich polityków jak Płażyński, Olechowski, Piskorski, czy Rokita również dawało mu przewagę. Wiedział, że teraz jego kolej - zna premiera jak mało kto. Musiał domyślać się, że Tusk jak tylko poczuje szanse zaatakuje.
Jak wielkim zaskoczeniem było głosowanie w Karpaczu dla Schetyny widać było po jego zachowaniu, emocjach których zdaje się nie był w stanie ukryć. Atak nastąpił w jego mateczniku, w sercu jego twierdzy. Mimo trudnej sytuacji w jakiej się znalazł wydaje się, że to jeszcze nie jest jego koniec, jak wielu wieści. Doświadczenie, znajomość struktur jak również słabości Tuska może jeszcze tę zimną wojnę w Platformie przedłużyć. Szczególnie, że słowa Schetyny iż "po dogrywce są jeszcze karne" zdaje się nie być zwykłą groźbą, a zapowiedzią walki. W świetle taśm, które wyciekły na temat "kupowania" głosów dla Jacka Protasiewicza w zamian za pracę widać, że tak łatwo pola nie odda.
W ostatnim czasie szef rządu słabł, sondaże, jak również zaufanie do samego Tuska spadały. Mimo wygranej z Jarosławem Gowinem w plebiscycie na przewodniczącego partii nie zanotował zdecydowanej wygranej, nokautującego potwierdzenia przywództwa. Wszystkie części układanki zdawały się wciąż dawać szanse Schetynie na odegranie ważnej roli w partii. Doświadczenie z wcześniejszych "eksmisji z partii", podczas których ramię w ramię z Tuskiem pozbywali się takich polityków jak Płażyński, Olechowski, Piskorski, czy Rokita również dawało mu przewagę. Wiedział, że teraz jego kolej - zna premiera jak mało kto. Musiał domyślać się, że Tusk jak tylko poczuje szanse zaatakuje.
Jak wielkim zaskoczeniem było głosowanie w Karpaczu dla Schetyny widać było po jego zachowaniu, emocjach których zdaje się nie był w stanie ukryć. Atak nastąpił w jego mateczniku, w sercu jego twierdzy. Mimo trudnej sytuacji w jakiej się znalazł wydaje się, że to jeszcze nie jest jego koniec, jak wielu wieści. Doświadczenie, znajomość struktur jak również słabości Tuska może jeszcze tę zimną wojnę w Platformie przedłużyć. Szczególnie, że słowa Schetyny iż "po dogrywce są jeszcze karne" zdaje się nie być zwykłą groźbą, a zapowiedzią walki. W świetle taśm, które wyciekły na temat "kupowania" głosów dla Jacka Protasiewicza w zamian za pracę widać, że tak łatwo pola nie odda.