Tym razem nie będzie ani słowa o polityce. No, prawie ani słowa. Chyba, że filmy i piosenki też są podszyte polityką...
TVP wyemitowała dzisiaj obraz niemiecko-francuski Francka Apprederisa "Tak bardzo się nienawidziliśmy" o rodzącej się w bólach Europie i równie bolesnym romansie w tle. Film w marcu pokazywany był w Komisji Europejskiej, jako pierwszy z cyklu obrazów z historią w tle. Historia jest tu przez duże "H". Z pożogi II wojny światowej wyłania się bowiem wspólnota europejska, są jej ojcowie: Robert Schuman, Jean Monnet, Konrad Adenauer, którzy walczą z przeciwnikami w swoich własnych i obcych krajach. Są trudne rozmowy o budowie nowej Europy na gruzach zalanego krwią starego kontynentu, są wciąż krwawiace rany podziały. No i jest oczywiście romans. Młodej Francuzki i Niemca. Romans niedozwolony, wbrew linii politycznej, bulwersujący. Warto nadmienić, że rolę Niemca - (po francusku!) zagrał nasz Paweł Deląg. I choć scenariusz i reżyseria są, powiedzmy delikatnie, takie sobie, to ilu polskich aktorów byłoby w stanie zagrać w obcym języku? Tak więc, choćby z tego względu, gratulacje dla Pawła! Film nie rzuca na kolana, choć materiał wyjściowy był bardzo ciekawy. Niestety, autorzy poszli za bardzo w stronę europejskiej propagandówki z hollywoodzkim happy endem na dobitkę. Ale dotknęli problemu bardzo ważnego: zmieniania się relacji między poszczególnymi narodami. Przecież ten sam związek Niemca i Francuzki, który tuż po wojnie wołał o pomstę do Nieba, dzisiaj jest czymś całkowicie normalnym. Przez tych ponad 60 lat wiele się jednak zmieniło w mentalności Europejczyków. Czy byłoby to możliwe bez politycznej idei wspólnoty europejskiej, bez śmiałych wizji "ojców Europy"? Szkoda, że to ważne pytanie zostało uproszczone i przesłodzone. No, ale to był film telewizyjny, a nie esej filozoficzny.
Obejrzałam sobie też w ramach hartowania ducha europejskiego Eurowizję. Po raz pierwszy w historii wygrała Serbia. Bravo Beograd! Poza tym, że piosenka faktycznie była przyjemna, a Serbowie w ogóle mają fantastyczną muzykę, to taki miły gest w stronę Belgradu na otarcie łez po licznych kopniakach i upokorzeniach.
Jedno mnie tylko zastanawia, kto głosował i zdecydował o posłaniu na festiwal widowiska rodem z peep show, opatrzonego tytułem Jet Set (czy jakoś tam), a reprezentującego niestety Polskę? Jako, że Bruksela żyje Eurowizją, nasłuchałam się i wczoraj i dziś aż za dużo niewybrednych komentarzy na temat naszych "genialnych artystów". No i niestety faktycznie wizualnie i dźwiękowo to pani z panem bardziej pasowaliby na jakiś erotyczny show niż muzyczny. Bo nawet uznając, że Eurowizja jest synonimem kiczu muzycznego, to są jednak "granice, których przekraczać nie wolno". Czyli granice złego smaku.
Ps. Widzę, że czytają Państwo bardzo dokładnie moje wpisy. Dziękuję za uwagę i za korektę moich błędów. Cieszę się także, że przy okazji niektórym z Państwa poprawiam humor, bo przecież nic tak nie poprawia humoru jak możliwość dania upustu własnej frustracji i wyleczenia kompleksów a wszystko to pod pozorami dyskusji merytorycznej.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich Państwa!
Obejrzałam sobie też w ramach hartowania ducha europejskiego Eurowizję. Po raz pierwszy w historii wygrała Serbia. Bravo Beograd! Poza tym, że piosenka faktycznie była przyjemna, a Serbowie w ogóle mają fantastyczną muzykę, to taki miły gest w stronę Belgradu na otarcie łez po licznych kopniakach i upokorzeniach.
Jedno mnie tylko zastanawia, kto głosował i zdecydował o posłaniu na festiwal widowiska rodem z peep show, opatrzonego tytułem Jet Set (czy jakoś tam), a reprezentującego niestety Polskę? Jako, że Bruksela żyje Eurowizją, nasłuchałam się i wczoraj i dziś aż za dużo niewybrednych komentarzy na temat naszych "genialnych artystów". No i niestety faktycznie wizualnie i dźwiękowo to pani z panem bardziej pasowaliby na jakiś erotyczny show niż muzyczny. Bo nawet uznając, że Eurowizja jest synonimem kiczu muzycznego, to są jednak "granice, których przekraczać nie wolno". Czyli granice złego smaku.
Ps. Widzę, że czytają Państwo bardzo dokładnie moje wpisy. Dziękuję za uwagę i za korektę moich błędów. Cieszę się także, że przy okazji niektórym z Państwa poprawiam humor, bo przecież nic tak nie poprawia humoru jak możliwość dania upustu własnej frustracji i wyleczenia kompleksów a wszystko to pod pozorami dyskusji merytorycznej.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich Państwa!