Są granice, których przekraczać nie wolno - chciałoby się powiedzieć, słuchając informacji o kolejnych atakach mediów brytyjskich na Michała Kamińskiego. Bo można go atakować merytorycznie za pewne decyzje czy poglądy, ale na Boga, trudno robić z człowieka wielbłąda. A w taki nurt wpisują się próby zrobienia z Kamińskiego żydożercy.
O co właściwie jest ten wielki hałas? Główne zarzuty stawiane Kamińskiemu są trzy: jego szacunek dla Pinocheta, jego przynależność do Narodowego Odrodzenia Polski i rzekomy antysemityzm oraz imputowana homofobia. Michał Kamiński u Pinocheta z wizytą faktycznie był. I ma do tego święte prawo. Skoro wśród (głównie zachodnioeuropejskich) polityków można znaleźć wielbicieli komunistycznych rzeźników i nikt z tego powodu nie poddaje ich publicznemu linczowi, to Kamiński ma prawo do sympatii do Pinocheta. Tym bardziej, iż wypływa ona z antykomunistycznych poglądów. Co do homofobii, to Kamiński też nie należy do najbardziej wojowniczych przedstawicieli wrogów środowisk homoseksualnych.
Wreszcie zarzut najpoważniejszy. Antysemityzm. We współczesnej Europie to broń najcięższego kalibru. Już lepiej zostać okrzykniętym pedofilem niż antysemitą. Nota bene przykład holenderskich polityków, którzy domagali się legalizacji pedofilii i zoofilii dowodzi, iż może być to nawet komplementem i przyczynkiem do kariery politycznej. Nazwanie polityka antysemitą zamyka mu a priori wiele ważnych drzwi i odbiera prawo do riposty.
Na jakiej podstawie Kamiński został uznany za antysemitę i wzbudził tak wielkie zaniepokojenie środowisk żydowskich? - jak twierdzi szef brytyjskiej dyplomacji, David Miliband. Dwie są przesłanki - uczestnictwo Kamińskiego w NOP i jego słowa a propos wydarzeń w Jedwabnem. Tylko, że przeciwnicy polityka PiS przemilczają fakt, iż należał on do NOP jako nastolatek, gdy ta organizacja miała charakter głównie antykomunistyczny. Wszystko działo się przecież przed 1989 rokiem. Można podejrzewać, jakie motywy kierowały młodym chłopakiem, przeciwnym reżimowi komunistycznemu.
Jeszcze bardziej absurdalnie brzmią oskarżenia a propos Jedwabnego. To, że Kamiński mówił, że nie można oskarżać całego narodu polskiego o tę zbrodnię, jest po prostu logicznie spójną wypowiedzią. Szafowanie zarzutem antysemityzmu jest nie tylko nikczemne, ale i niebezpieczne. Bo imputowanie komuś (całym społeczeństwom) antysemityzmu może zaowocować prawdziwym antysemityzmem. A zanim to nastąpi, z pewnością będzie używką dla antypolonizmu. Bo przecież wiadomo, że Polacy to żydożercy, a Hitler był polskim antysemitą - lub - wersja alternatywna - dobrym Niemcem, który bronił Żydów przed morderczymi Polakami. Poza tym, nazywanie partii prawicowych skrajnie prawicowymi, wciska je do marginesu politycznego. I może spowodować eskalację autentycznie skrajnie prawicowych poglądów.
Dziwi mnie, że tak beztrosko szafuje takimi wypowiedziami człowiek, który jest szefem brytyjskiej dyplomacji. Przecież pan Miliband jest nie tylko postępowym labourzystą, który w ramach walki przedwyborczej szkaluje torysów, ale przede wszystkim ministrem spraw zagranicznych ważnego kraju europejskiego i jako taki z założenia powinien bardziej starannie dobierać słowa.
Polscy politycy, nawet przeciwnicy Kamińskiego, powinni stanąć w jego obronie. Bo jeśli pozwolą zrobić z niego kozła ofiarnego, to za jakiś czas sami może znajdą się w podobnej sytuacji.
Wreszcie zarzut najpoważniejszy. Antysemityzm. We współczesnej Europie to broń najcięższego kalibru. Już lepiej zostać okrzykniętym pedofilem niż antysemitą. Nota bene przykład holenderskich polityków, którzy domagali się legalizacji pedofilii i zoofilii dowodzi, iż może być to nawet komplementem i przyczynkiem do kariery politycznej. Nazwanie polityka antysemitą zamyka mu a priori wiele ważnych drzwi i odbiera prawo do riposty.
Na jakiej podstawie Kamiński został uznany za antysemitę i wzbudził tak wielkie zaniepokojenie środowisk żydowskich? - jak twierdzi szef brytyjskiej dyplomacji, David Miliband. Dwie są przesłanki - uczestnictwo Kamińskiego w NOP i jego słowa a propos wydarzeń w Jedwabnem. Tylko, że przeciwnicy polityka PiS przemilczają fakt, iż należał on do NOP jako nastolatek, gdy ta organizacja miała charakter głównie antykomunistyczny. Wszystko działo się przecież przed 1989 rokiem. Można podejrzewać, jakie motywy kierowały młodym chłopakiem, przeciwnym reżimowi komunistycznemu.
Jeszcze bardziej absurdalnie brzmią oskarżenia a propos Jedwabnego. To, że Kamiński mówił, że nie można oskarżać całego narodu polskiego o tę zbrodnię, jest po prostu logicznie spójną wypowiedzią. Szafowanie zarzutem antysemityzmu jest nie tylko nikczemne, ale i niebezpieczne. Bo imputowanie komuś (całym społeczeństwom) antysemityzmu może zaowocować prawdziwym antysemityzmem. A zanim to nastąpi, z pewnością będzie używką dla antypolonizmu. Bo przecież wiadomo, że Polacy to żydożercy, a Hitler był polskim antysemitą - lub - wersja alternatywna - dobrym Niemcem, który bronił Żydów przed morderczymi Polakami. Poza tym, nazywanie partii prawicowych skrajnie prawicowymi, wciska je do marginesu politycznego. I może spowodować eskalację autentycznie skrajnie prawicowych poglądów.
Dziwi mnie, że tak beztrosko szafuje takimi wypowiedziami człowiek, który jest szefem brytyjskiej dyplomacji. Przecież pan Miliband jest nie tylko postępowym labourzystą, który w ramach walki przedwyborczej szkaluje torysów, ale przede wszystkim ministrem spraw zagranicznych ważnego kraju europejskiego i jako taki z założenia powinien bardziej starannie dobierać słowa.
Polscy politycy, nawet przeciwnicy Kamińskiego, powinni stanąć w jego obronie. Bo jeśli pozwolą zrobić z niego kozła ofiarnego, to za jakiś czas sami może znajdą się w podobnej sytuacji.