Siły ONZ po raz kolejny pokazały swoją nieudolność i bezużyteczność. Nic nie zrobiły, by zapobiec fali gwałtów, do jakiej doszło na przełomie lipca i sierpnia w Kongo. Oczywiście na myśl nasuwa się casus Srebrenicy. Ale dla mnie ciekawsze było „wytłumaczenie tajemnicy gwałtów”. Nie był to bowiem przejaw zwierzęcych (przepraszam zwierzęta w tym momencie) żądz, ale jeden z instrumentów terroru. Czyli znów przypomina mi się wojna w Bośni, gdzie gwałty wojenne były jednym z elementów machiny wojny i zniszczenia.
Gwałty od wieków były jednym z koszmarów, związanych z wojną. Bardzo często były jednak czymś więcej niż tylko „wybrykiem seksualnym” (w tak łagodny sposób usprawiedliwiali je niektórzy politycy na Bałkanach) wyposzczonych żołnierzy. Bardzo często były wykorzystywanym z premedytacją narzędziem, dzięki któremu osiągano kilka celów. Siano terror i przerażenie; upokarzano mężczyzn (bo najbardziej można upokorzyć mężczyznę, bezczeszcząc jego żonę czy córkę); podkreślano dominację najeźdźców i wreszcie próbowano zwiększać populację najeźdźców. W czasie wojny w Bośni, muzułmanie gwałcili Serbki czy Chorwatki także po to, by urodziły one następnie małych muzułmanów. Podobnie robili Serbowie i Chorwaci. Żadna ze stron nie ma czystego sumienia. Kilka lat temu spędziłam kilka tygodni w Bośni, odwiedzając także ośrodki dla kobiet, ofiar gwałtów. Najsmutniejsze było to, że bardzo często dramat i upokorzenie tych kobiet nie kończył się bynajmniej po gwałcie. Kobiety te bardzo często nie dość, że nie znajdowały zrozumienia i współczucia u swoich najbliższych, to w dodatku były przez nich odrzucane jako te zbrukane, nieczyste. Bo przecież „pozwoliły się zgwałcić”. Były więc nieraz wyganiane przez mężów, ojców czy braci, którzy czuli się upokorzeni dramatem swoich krewnych. I to właśnie chodziło agresorom, by za pomocą kobiet upokorzyć mężczyzn. Podobną logiką kierowali się sołdacy Armii Czerwonej, którzy najbardziej okrutni byli wobec mieszkanek Prus Wschodnich i Niemiec, choć Polek także nie oszczędzali.
Czytam teraz raporty na temat wydarzeń z Konga (bardzo dobra rezolucja w tej sprawie polskiego eurodeputowanego Filipa Kaczmarka) i widzę, jak bardzo historia się powtarza. Ta bezradność żołnierzy ONZ, którzy tłumaczą się teraz, że z opóźnieniem się dowiedzieli o fali gwałtów. To za przeproszeniem czym się w tym czasie zajmowali, że nie zauważyli, że dzieje się coś złego? Przecież to nie były pojedyncze przypadki, ale masowe, dotknęły tysiące osób (nie tylko kobiet, ofiarami padali też mężczyźni i chłopcy). A może wiedzieli o przemocy, ale nie wiedzieli jak mają na nią zareagować? Faktem jest, że uprawnienia i możliwość użycia broni są bardzo ograniczone. I użycie broni przez misję ONZ mogłoby grozić większym konfliktem. Ale po co w takim razie jest jednak misja ONZ? I to tłumaczenie bandytów, że dzięki temu chcieli zastraszyć miejscową ludność. Jak można przeciwdziałać gwałtom wojennym? Których pokłosiem są nie tylko przecież trauma, uszczerbek na zdrowiu, ale też niechciane ciąże i zarażenia chorobami. Ilekroć się nad tym zastanawiam chodzą mi po głowie drastyczne metody, iście starotestamentowe. Kastracja, chociażby chemiczna (swoją drogą, co z ciekawym pomysłem premiera Tuska, by pedofilii karać chemiczną kastracją?), a na pewno zwiększenie kar. Oczywiście zawsze jest ryzyko, że rzucane mogą być fałszywe oskarżenia. Ale tak jest w przypadku wszystkich oskarżeń. I jak się zajmować kobietami, ofiarami? Co z ciążami? Generalnie jako katoliczka jestem przeciwna aborcji, w przypadku gwałtów mam jednak poważne wątpliwości. To zupełnie inna sytuacja.
Czytam teraz raporty na temat wydarzeń z Konga (bardzo dobra rezolucja w tej sprawie polskiego eurodeputowanego Filipa Kaczmarka) i widzę, jak bardzo historia się powtarza. Ta bezradność żołnierzy ONZ, którzy tłumaczą się teraz, że z opóźnieniem się dowiedzieli o fali gwałtów. To za przeproszeniem czym się w tym czasie zajmowali, że nie zauważyli, że dzieje się coś złego? Przecież to nie były pojedyncze przypadki, ale masowe, dotknęły tysiące osób (nie tylko kobiet, ofiarami padali też mężczyźni i chłopcy). A może wiedzieli o przemocy, ale nie wiedzieli jak mają na nią zareagować? Faktem jest, że uprawnienia i możliwość użycia broni są bardzo ograniczone. I użycie broni przez misję ONZ mogłoby grozić większym konfliktem. Ale po co w takim razie jest jednak misja ONZ? I to tłumaczenie bandytów, że dzięki temu chcieli zastraszyć miejscową ludność. Jak można przeciwdziałać gwałtom wojennym? Których pokłosiem są nie tylko przecież trauma, uszczerbek na zdrowiu, ale też niechciane ciąże i zarażenia chorobami. Ilekroć się nad tym zastanawiam chodzą mi po głowie drastyczne metody, iście starotestamentowe. Kastracja, chociażby chemiczna (swoją drogą, co z ciekawym pomysłem premiera Tuska, by pedofilii karać chemiczną kastracją?), a na pewno zwiększenie kar. Oczywiście zawsze jest ryzyko, że rzucane mogą być fałszywe oskarżenia. Ale tak jest w przypadku wszystkich oskarżeń. I jak się zajmować kobietami, ofiarami? Co z ciążami? Generalnie jako katoliczka jestem przeciwna aborcji, w przypadku gwałtów mam jednak poważne wątpliwości. To zupełnie inna sytuacja.