Tzw. Raport Sonika o łupkach nie jest ani wielkim sukcesem Polski, ani wielką porażką. Sukcesem nie mógł być z oczywistego powodu – powstawał wszak w komisji ochrony środowiska, która jest matecznikiem wojujących ekologów.
Szczerze powiedziawszy, odkąd tylko się dowiedziałam, że raport o łupkach ma opracować Bogusław Sonik, bałam się, że będzie to wyprawa po polu minowym. Bo pisanie raportu o wpływie wydobycia gazu łupkowego na środowisko naturalne dla komisji ochrony środowiska to misja niemożliwa. Przypomnę niewtajemniczonym, iż w komisji zasiadają głównie wojujący ekolobbyści o czerwonej i zielonej maści. Mało tego, łupki mają wrogów także w poszczególnych krajach członkowskich. Francja, będąca potentatem atomowym i zainteresowana sprzedawaniem Polsce tych technologii sama na gaz łupkowy wprowadziła moratorium. Kraje powiązane gazowym łańcuchem z Rosją i Gazpromem także w łupkach widzą zagrożenie. A najłatwiej przyczepić się do łupków właśnie pod szyldem ekologicznym, bo to najbardziej drażliwy społecznie temat. I najłatwiej jest zasiać histerię, wskazując na – prawdziwe lub rzekome – szkodliwe oddziaływanie eksploatacji tego gazu na środowisko. Tak więc Bogusław Sonik, skądinąd człowiek o ładnym życiorysie i jeden z lepszych polskich eurodeputowanych, dostał w prezencie bombę zegarową. W najlepszym przypadku mógł tylko nieco zmniejszyć siłę jej eksplozji. Bo szanse na to, że ekolobbyści nagle zakochaliby się w łupkach lub przynajmniej racjonalnie podeszli do argumentów były minimalne. A że niekorzystne dla Polski poprawki do raportu pochodzą także od posłów chadeckich (czyli partii-matki PO) to naturalne, jeśli popatrzymy na pochodzenie tych posłów.
Francja, Włochy itp. to nie są kraje łupkolubne. Niesprawiedliwe są zatem głosy fundamentalnej krytyki, jakie dziś się pojawiły pod adresem Sonika. Aby przeforsować korzystne dla Polski i łupków zapisy musiałby chyba zakneblować, uprowadzić i uwięzić najlepiej w podziemiach Pałacu Kultury większość członków swojej komisji. Więcej zrobić się po prostu nie dało. Z drugiej strony mówienie o wielkim sukcesie też jest nieuprawione, bo to nie jest wielki sukces. Popatrzmy na raport z dystansem, zachowując właściwie proporcje. A przede wszystkim , czekając na przyszłoroczne zapisy Komisji Europejskiej – to uwaga do odpowiednich instancji – przygotujmy solidną dokumentację, która udowodni, że wydobycie łupków wcale nie grozi katastrofą ekologiczną.
Francja, Włochy itp. to nie są kraje łupkolubne. Niesprawiedliwe są zatem głosy fundamentalnej krytyki, jakie dziś się pojawiły pod adresem Sonika. Aby przeforsować korzystne dla Polski i łupków zapisy musiałby chyba zakneblować, uprowadzić i uwięzić najlepiej w podziemiach Pałacu Kultury większość członków swojej komisji. Więcej zrobić się po prostu nie dało. Z drugiej strony mówienie o wielkim sukcesie też jest nieuprawione, bo to nie jest wielki sukces. Popatrzmy na raport z dystansem, zachowując właściwie proporcje. A przede wszystkim , czekając na przyszłoroczne zapisy Komisji Europejskiej – to uwaga do odpowiednich instancji – przygotujmy solidną dokumentację, która udowodni, że wydobycie łupków wcale nie grozi katastrofą ekologiczną.