Wracając z uciech okołosylwestrowych trafiam na Dworzec Główny w Krakowie. Oto jestem w mieście konserwatywnej inteligencji (oksymoron?). Na dwóch przeciwległych ścianach zegary - jeden względem drugiego spieszy się o 4 minuty. Bądź też jeden o tyle samo jest opóźniony. Pytam panią za szybą, który wskazuje właściwą godzinę, na co słyszę, że zadaję dziwne pytania. „Na wschodzie bez zmian” pomyślałem i już w pokorze kontynuowałem zakup biletu. I tak nic nie zmienię. Stały fragment gry.
Stałym fragmentem gry jest również Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, która lada chwila zacznie terroryzować moralnie prawicową część społeczeństwa. Już widać pierwsze jaskółki: na blogach pojawia się tęsknota za dziennikarstwem śledczym. I tak na Salonie24.pl, niezależnym forum publicystów (głównie prawicowych) reporter Witold Gadowski prześwietla: „Ja, jako sceptyk niepoprawny, znalazłem tylko wzmianki o ojcu milicjancie i ateiście, maturze i trzykrotnym fiasku egzaminów na ASP i psychologię oraz o siedzeniu, jak mysz pod miotłą, w latach osiemdziesiątych w Rozgłośni Harcerskiej Polskiego Radia”. No, jak ojciec milicjant, to wszystko ch... Ta cała Orkiestra to może i w sumie pomysł niezły, ale skoro było tylko „siedzenie jak mysz pod miotłą w latach osiemdziesiątych”, to lepiej kasy nie dawać. Nie wiem wprawdzie kim był ojciec redaktora Gadowskiego i co on sam robił w latach osiemdziesiątych, wydaje mi się jednak, że jakby redaktor zbierał kasę na dzieci, to może zrobiłby to mniej skutecznie, ale za to z lepszą biografią. Bo jak wiadomo, bez więzienia i szturmówek na plecach nie da się pomagać innym. Jak ktoś nie miał deskowania, to fujara z niego i lepiej niech nie traci szans, żeby siedzieć cicho.
A jeśli już o siedzeniu cicho mowa... Ponoć w Polsce nie można o Owsiaku złego słowa powiedzieć. Muszę przyznać, że pozostaję sceptyczny wobec tego stwierdzenia - co nie zmienia faktu, że dziwi mnie nieco takie stawianie sprawy przez osoby, które na koszulkę z napisem „Nie płakałem po papieżu” są skłonne strzelić z bańki. O Owsiaku złe słowo, a i owszem, powiedzieć można - zupełnie jak o każdym. Tyle że nie każdy rozkręca taką imprezę jak Owsiak, więc dobrych słów na temat, nie przymierzając, redaktora Gadowskiego, powiedzieć da się pewnie nieco mniej niż o twórcy Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Pojawia się również argument, że to co robi Orkiestra - to powinno robić państwo. I, jak słusznie zauważył Wojciech Sadurski, miałoby to ręce i nogi, gdyby takie poglądy głosili etatyści, socjaliści i komuniści - ot choćby Łukasz Foltyn. Tymczasem w rolę gorących orędowników państwa dobrobytu, w kontekście Wielkiej Orkiestry, wcielają się ci, którzy od wielu lat wieszczą rychły tego państwa upadek. Są również – w innych okolicznościach oczywiście – przekonani, że nie na państwie, lecz fundacjach, rodzinach i „zdrowej dobroczynności” powinna opierać się pomoc najsłabszym - inaczej mamy do czynienia ze złodziejstwem.
Pozostaje jeszcze kwestia „róbty co chcety”. Wprawdzie Owsiak od dość dawna już nie posługuje się tą frazeologią (a szkoda), to została mu ona do grobowej deski zapamiętana. "Róbta co chceta" wydaje się nawiązywać do najbardziej rock’n’rollowej maksymy katolicyzmu: „kochaj i rób co chcesz”, ale polska prawica i katolicy praktykujący są o wiele świętsi od świętych i swoje wiedzą.
Wiedzą na przykład, że pokolenie „róbta co chceta” jest odpowiedzialne za cichy upadek cywilizacji życia. Za to co się wyprawia. Te wszystkie morderstwa, rozboje. Znam sporo osób, które w ten lub w inny sposób angażowały się w robotę przy kolejnych finałach WOŚP. Żadnego z nich nie podejrzewałbym jednak o sprawne posługiwanie się siekierą, albo nożem - a te przedmioty są najczęstszymi narzędziami zbrodni w Polsce. No to może chociaż radia kradzione z samochodów. Ale znowu coś nie gra - bo to głównie chłopaki w dresach te radia robią. A jako żywo, nie widziałem nigdy w żadnym sztabie żadnego dresiarza. No chyba że wpadł po jakieś radio.
W sumie spór o Owsiaka i jego Orkiestrę nie jest sporem między lewicą, a prawicą - tylko między rock’n’rollem, a konserwatywnym, dusznym i nudnym życiem. Bo Owsiak może i pomaga, ale tak krzyczy i te Woodstocki robi. Innymi słowy, on pomaga, ale robi to za głośno. Spróbujmy jednak podejść do tego utylitarnie. Z jednej strony Owsiak może irytować - z drugiej jego akcja przyczynia się do ratowania iluś tam istnień. Część osób nade wszystko ceni sobie ciszę - i ceni ją bardziej niż życie tych, którym mogliby pomóc wrzucając coś do puszki. Tymczasem najbardziej utylitarystyczna z katolickich maksym uczy, że „po owocach ich poznacie”.
A jeśli już o siedzeniu cicho mowa... Ponoć w Polsce nie można o Owsiaku złego słowa powiedzieć. Muszę przyznać, że pozostaję sceptyczny wobec tego stwierdzenia - co nie zmienia faktu, że dziwi mnie nieco takie stawianie sprawy przez osoby, które na koszulkę z napisem „Nie płakałem po papieżu” są skłonne strzelić z bańki. O Owsiaku złe słowo, a i owszem, powiedzieć można - zupełnie jak o każdym. Tyle że nie każdy rozkręca taką imprezę jak Owsiak, więc dobrych słów na temat, nie przymierzając, redaktora Gadowskiego, powiedzieć da się pewnie nieco mniej niż o twórcy Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Pojawia się również argument, że to co robi Orkiestra - to powinno robić państwo. I, jak słusznie zauważył Wojciech Sadurski, miałoby to ręce i nogi, gdyby takie poglądy głosili etatyści, socjaliści i komuniści - ot choćby Łukasz Foltyn. Tymczasem w rolę gorących orędowników państwa dobrobytu, w kontekście Wielkiej Orkiestry, wcielają się ci, którzy od wielu lat wieszczą rychły tego państwa upadek. Są również – w innych okolicznościach oczywiście – przekonani, że nie na państwie, lecz fundacjach, rodzinach i „zdrowej dobroczynności” powinna opierać się pomoc najsłabszym - inaczej mamy do czynienia ze złodziejstwem.
Pozostaje jeszcze kwestia „róbty co chcety”. Wprawdzie Owsiak od dość dawna już nie posługuje się tą frazeologią (a szkoda), to została mu ona do grobowej deski zapamiętana. "Róbta co chceta" wydaje się nawiązywać do najbardziej rock’n’rollowej maksymy katolicyzmu: „kochaj i rób co chcesz”, ale polska prawica i katolicy praktykujący są o wiele świętsi od świętych i swoje wiedzą.
Wiedzą na przykład, że pokolenie „róbta co chceta” jest odpowiedzialne za cichy upadek cywilizacji życia. Za to co się wyprawia. Te wszystkie morderstwa, rozboje. Znam sporo osób, które w ten lub w inny sposób angażowały się w robotę przy kolejnych finałach WOŚP. Żadnego z nich nie podejrzewałbym jednak o sprawne posługiwanie się siekierą, albo nożem - a te przedmioty są najczęstszymi narzędziami zbrodni w Polsce. No to może chociaż radia kradzione z samochodów. Ale znowu coś nie gra - bo to głównie chłopaki w dresach te radia robią. A jako żywo, nie widziałem nigdy w żadnym sztabie żadnego dresiarza. No chyba że wpadł po jakieś radio.
W sumie spór o Owsiaka i jego Orkiestrę nie jest sporem między lewicą, a prawicą - tylko między rock’n’rollem, a konserwatywnym, dusznym i nudnym życiem. Bo Owsiak może i pomaga, ale tak krzyczy i te Woodstocki robi. Innymi słowy, on pomaga, ale robi to za głośno. Spróbujmy jednak podejść do tego utylitarnie. Z jednej strony Owsiak może irytować - z drugiej jego akcja przyczynia się do ratowania iluś tam istnień. Część osób nade wszystko ceni sobie ciszę - i ceni ją bardziej niż życie tych, którym mogliby pomóc wrzucając coś do puszki. Tymczasem najbardziej utylitarystyczna z katolickich maksym uczy, że „po owocach ich poznacie”.