Zbigniew Chlebowski lubi powieści Kena Folleta i nie radzi sobie z wymianą koła w samochodzie – ustaliła po 11 godzinach przesłuchania komisja hazardowa. Z istotniejszych kwestii udało się udowodnić przede wszystkim jedno – opieranie się głównie na artykułach prasowych przy przesłuchiwaniu jednego z kluczowych świadków mija się z celem.
Sejm. 21 stycznia, godz. 23.15. Trwa przesłuchanie Jerzego Jaskierni, byłego szefa klubu SLD. Pytania zadają dwaj posłowie Platformy. Jedyny obecny na sali dziennikarz znudzonym wzrokiem wpatruje się w swój komputer. Jedyny fotoreporter, który dotrwał do tej godziny, zasnął, siedząc na krześle. Czy zakończyło się to pasjonujące przesłuchanie? Szczerze pisząc nie mam pojęcia (zdezerterowałem z posterunku na Wiejskiej, by udać na na zasłużony spoczynek).
Wcześniejsze przesłuchanie Zbigniewa Chlebowskiego nie wniosło wiele więcej. Najlepiej to widać na przykładzie wątku, który budzi najwięcej emocji – czyli spotkania Chlebowskiego z Sobiesiakiem na cmentarzu.
Do słynnego spotkania doszło 31 sierpnia na cmentarzu w Marcinowicach koło Wrocławia. Według zeznań Chlebowskiego, kilka dni wcześniej Sobiesiak wielokrotnie do niego dzwonił. Polityk nie odbierał, a po kilku dniach oddzwonił z własnego telefonu. Umówili się na spotkanie we Wrocławiu. Chlebowski przekonywał, że dowodzi to manipulacji Mariusza Kamińskigo. Według CBA poseł zainicjował spotkanie z Sobiesiakiem w taki sposób, by nie dzwonić do niego z własnego telefonu.
Chlebowski opowiadał, że tego dnia dzwonił do niego znajomy, który również zna Sobiesiaka. Był spóźniony, miał problem z samochodem. Tym uzasadnił fakt, że poprosił wspólnego znajomego, by przekazał Sobiesiaka, że nie dojedzie do Wrocławia i będzie mógł się z nim spotkać na stacji benzynowej pod miastem.
Wersję zdarzeń Chlebowskiego na części pierwsze (w oparciu o wywiady prasowe) rozebrał Bartosz Arłukowicz.
- Co wywróciło pana kalendarz? -dopytywał poseł Lewicy.
- Nie jestem w stanie odtworzyć moich spotkań z 31 sierpnia – odpowiedział Chlebowski.
- Skąd pan przyjechał ?
- Wszystko na to wskazuje, że byłem wcześniej w moim domu.
- Dlaczego nie zaprosił go pan do domu?
- Rzadko zapraszam ludzi, z którymi nie utrzymuje kontaktu, do domu.
- Gdzie w takim razie miał pan awarię samochodu?
- W miejscowości Witoszyn kolo Świdnicy. Wstyd odpowiedzieć, ale nie potrafiłem odkręcić kola.
W kolejnej turze pytań Arłukowicz zaskoczył wszystkich wyciągając mapę. Stawiał pod wątpliwość dlaczego jak miejsce spotkania wyznaczono cmentarz w Marcinowicach, skoro Sobiesiak był od tej miejscowości dość daleko.- Z jaką prędkością musiał Pan jechać? – pytał poseł Lewicy. - To nie lekcja matematyki z miasta a do b – przerwał pytającemu Mirosław Sekuła. - To lekcja logiki i wiarygodności – replikował Arłukowicz. Chlebowski odpowiedział w końcu, że o tym, skąd jechał Sobiesiak dowiedział się dopiero z lektury stenogramów CBA.
Chlebowski relacjonował, że na miejsce spotkania w Marcinowicach przyjechał tam na tyle wcześnie, że wykorzystał okazję by przed spotkaniem odwiedzić pobliski cmentarz, na którym leży jego siostra. Przekonywał, że gdyby wiedział o akcji CBA nie spotkałby się na cmentarzu. Czym to uzasadnił? Znajomością powieści sensacyjnych autorstwa Kena Folleta. - Z lektury książek Folleta, który jest moim ulubionym autorem, wiem co znaczy akcja służb specjalnych – mówił poseł.
Czego dotyczyła rozmowa na cmentarzu? Po kilkunastu godzinach przesłuchania wciąż nie wiadomo. Chlebowski zeznał, że nie rozmawiał z Sobiesiakiem na żaden istotny temat. Dlatego nie zapadło mu to w pamięć. Lukami w pamięci zasłaniał się też w wielu innych przypadkach. Przesłuchujący, nie mając odpowiedzniej wiedzy, byli najczęściaj bezradni.
Nic dziwnego, że Franciszek Stefaniuk w trakcie posiedzenia komisji zaszył się w swoim pokoju w hotelu sejmowym i...uciął sobie drzemkę.
Grzegorz Łakomski
Wcześniejsze przesłuchanie Zbigniewa Chlebowskiego nie wniosło wiele więcej. Najlepiej to widać na przykładzie wątku, który budzi najwięcej emocji – czyli spotkania Chlebowskiego z Sobiesiakiem na cmentarzu.
Do słynnego spotkania doszło 31 sierpnia na cmentarzu w Marcinowicach koło Wrocławia. Według zeznań Chlebowskiego, kilka dni wcześniej Sobiesiak wielokrotnie do niego dzwonił. Polityk nie odbierał, a po kilku dniach oddzwonił z własnego telefonu. Umówili się na spotkanie we Wrocławiu. Chlebowski przekonywał, że dowodzi to manipulacji Mariusza Kamińskigo. Według CBA poseł zainicjował spotkanie z Sobiesiakiem w taki sposób, by nie dzwonić do niego z własnego telefonu.
Chlebowski opowiadał, że tego dnia dzwonił do niego znajomy, który również zna Sobiesiaka. Był spóźniony, miał problem z samochodem. Tym uzasadnił fakt, że poprosił wspólnego znajomego, by przekazał Sobiesiaka, że nie dojedzie do Wrocławia i będzie mógł się z nim spotkać na stacji benzynowej pod miastem.
Wersję zdarzeń Chlebowskiego na części pierwsze (w oparciu o wywiady prasowe) rozebrał Bartosz Arłukowicz.
- Co wywróciło pana kalendarz? -dopytywał poseł Lewicy.
- Nie jestem w stanie odtworzyć moich spotkań z 31 sierpnia – odpowiedział Chlebowski.
- Skąd pan przyjechał ?
- Wszystko na to wskazuje, że byłem wcześniej w moim domu.
- Dlaczego nie zaprosił go pan do domu?
- Rzadko zapraszam ludzi, z którymi nie utrzymuje kontaktu, do domu.
- Gdzie w takim razie miał pan awarię samochodu?
- W miejscowości Witoszyn kolo Świdnicy. Wstyd odpowiedzieć, ale nie potrafiłem odkręcić kola.
W kolejnej turze pytań Arłukowicz zaskoczył wszystkich wyciągając mapę. Stawiał pod wątpliwość dlaczego jak miejsce spotkania wyznaczono cmentarz w Marcinowicach, skoro Sobiesiak był od tej miejscowości dość daleko.- Z jaką prędkością musiał Pan jechać? – pytał poseł Lewicy. - To nie lekcja matematyki z miasta a do b – przerwał pytającemu Mirosław Sekuła. - To lekcja logiki i wiarygodności – replikował Arłukowicz. Chlebowski odpowiedział w końcu, że o tym, skąd jechał Sobiesiak dowiedział się dopiero z lektury stenogramów CBA.
Chlebowski relacjonował, że na miejsce spotkania w Marcinowicach przyjechał tam na tyle wcześnie, że wykorzystał okazję by przed spotkaniem odwiedzić pobliski cmentarz, na którym leży jego siostra. Przekonywał, że gdyby wiedział o akcji CBA nie spotkałby się na cmentarzu. Czym to uzasadnił? Znajomością powieści sensacyjnych autorstwa Kena Folleta. - Z lektury książek Folleta, który jest moim ulubionym autorem, wiem co znaczy akcja służb specjalnych – mówił poseł.
Czego dotyczyła rozmowa na cmentarzu? Po kilkunastu godzinach przesłuchania wciąż nie wiadomo. Chlebowski zeznał, że nie rozmawiał z Sobiesiakiem na żaden istotny temat. Dlatego nie zapadło mu to w pamięć. Lukami w pamięci zasłaniał się też w wielu innych przypadkach. Przesłuchujący, nie mając odpowiedzniej wiedzy, byli najczęściaj bezradni.
Nic dziwnego, że Franciszek Stefaniuk w trakcie posiedzenia komisji zaszył się w swoim pokoju w hotelu sejmowym i...uciął sobie drzemkę.
Grzegorz Łakomski