Jeśli po tym wyścigu ktoś nadal chce krytykować F1 np. za dźwięk silników, to chyba czas na zmianę zainteresowań, bo najwyraźniej nie rozumie esencji wyścigów samochodowych. Grand Prix Bahrajnu było fantastycznym widowiskiem i pełnym emocji pokazem wyścigowego kunsztu gladiatorów motosportu, którzy do ostatnich metrów walczyli (nierzadko z zespołowymi kolegami) o jak najlepsze miejsce na mecie.
Ależ się działo! Akcji było tyle, że realizator telewizyjny nie nadążał z pokazywaniem nieustannej walki na torze, której pełno było w całej stawce. Pierwsza dziesiątka kierowców z pięciu zespołów walczyła praktycznie między sobą, najczęściej właśnie z zespołowymi kolegami, a podobne możliwości ich samochodów tylko dodawały pikanterii całemu widowisku.
To prawda, że samochody zespołu Mercedes są jak na razie poza zasięgiem konkurencji, ale ich ogromna przewaga nad resztą stawki wcale nie pozbawiła nas emocji podczas oglądania tego spektaklu.
Zbiegiem okoliczności wyjazd samochodu bezpieczeństwa (neutralizacja po kolizji na torze) na kilkanaście okrążeń przed końcem wyścigu praktycznie zniwelował przewagę lidera (Hamilton) nad zespołowym kolegą z Mercedesa (Rosberg) oraz oczywiście większe odstępy czasowe między kierowcami w całej stawce.
To było zapowiedzią naprawdę dynamicznej i widowiskowej walki nie tylko pierwszej dwójki na czele, ale i większości pozostałych kierowców. Tak się złożyło, że pierwsza połowa stawki (pięć zespołów) jechała… dwójkami, walcząc głównie między sobą.
Godne podziwu przygotowanie zademonstrował zespół Force India, którego szybkie bolidy nareszcie pozwoliły obu kierowcom tej ekipy (Perez i Hulkenberg) walczyć z dotychczasową czołówką F1 jak równy z równym – na tyle skutecznie, by Sergio Perez stanął na podium a Nico Hulkenberg zajął piąte miejsce.
Również Williams potwierdził fantastyczne przygotowanie swoich bolidów, wygrywając w bezpośredniej walce z Ferrari, którego oba samochody – jakby nie patrzeć prowadzone przez dwóch Mistrzów Świata, Alonso i Raikkonena – dojechały dopiero na miejscach 9 i 10.
Niestety, to tylko podkreśliło niemoc organizacyjną i koncepcyjną Ferrari, którego największym problemem od kilku lat jest chyba właśnie szef tego zespołu, Stefano Domenicali – o czym pisałem wcześniej…
W szczegóły wyścigu w Bahrajnie nie ma sensu się teraz wdawać – wystarczy powiedzieć, że było to jedno z najlepszych widowisk w ostatnich kilkunastu latach historii Formuły 1.
Jeśli ktoś nadal chce krytykować współczesną Formułę 1 np. za dźwięk silników, to chyba czas na zmianę dyscypliny, bo najwyraźniej nie rozumie esencji wyścigów samochodowych.
Ja niecierpliwie czekam na następny wyścig – Grand Prix Chin już 20 kwietnia!
Więcej o Formule 1 przeczytasz w miesięczniku „F1 Racing”.
To prawda, że samochody zespołu Mercedes są jak na razie poza zasięgiem konkurencji, ale ich ogromna przewaga nad resztą stawki wcale nie pozbawiła nas emocji podczas oglądania tego spektaklu.
Zbiegiem okoliczności wyjazd samochodu bezpieczeństwa (neutralizacja po kolizji na torze) na kilkanaście okrążeń przed końcem wyścigu praktycznie zniwelował przewagę lidera (Hamilton) nad zespołowym kolegą z Mercedesa (Rosberg) oraz oczywiście większe odstępy czasowe między kierowcami w całej stawce.
To było zapowiedzią naprawdę dynamicznej i widowiskowej walki nie tylko pierwszej dwójki na czele, ale i większości pozostałych kierowców. Tak się złożyło, że pierwsza połowa stawki (pięć zespołów) jechała… dwójkami, walcząc głównie między sobą.
Godne podziwu przygotowanie zademonstrował zespół Force India, którego szybkie bolidy nareszcie pozwoliły obu kierowcom tej ekipy (Perez i Hulkenberg) walczyć z dotychczasową czołówką F1 jak równy z równym – na tyle skutecznie, by Sergio Perez stanął na podium a Nico Hulkenberg zajął piąte miejsce.
Również Williams potwierdził fantastyczne przygotowanie swoich bolidów, wygrywając w bezpośredniej walce z Ferrari, którego oba samochody – jakby nie patrzeć prowadzone przez dwóch Mistrzów Świata, Alonso i Raikkonena – dojechały dopiero na miejscach 9 i 10.
Niestety, to tylko podkreśliło niemoc organizacyjną i koncepcyjną Ferrari, którego największym problemem od kilku lat jest chyba właśnie szef tego zespołu, Stefano Domenicali – o czym pisałem wcześniej…
W szczegóły wyścigu w Bahrajnie nie ma sensu się teraz wdawać – wystarczy powiedzieć, że było to jedno z najlepszych widowisk w ostatnich kilkunastu latach historii Formuły 1.
Jeśli ktoś nadal chce krytykować współczesną Formułę 1 np. za dźwięk silników, to chyba czas na zmianę dyscypliny, bo najwyraźniej nie rozumie esencji wyścigów samochodowych.
Ja niecierpliwie czekam na następny wyścig – Grand Prix Chin już 20 kwietnia!
Więcej o Formule 1 przeczytasz w miesięczniku „F1 Racing”.