William Bernstein, znany amerykański doradca inwestycyjny, napisał małą książeczkę o bogaceniu się. Jego darmowy 16-stronicowy e-book mówi o tym, co zrobić, by przechodząc na emeryturę, mieć na koncie milion, nie poświęcając tej sprawie więcej niż 15 minut rocznie. O książce pisał już „New York Times”. Metoda jest prosta. Po pierwsze trzeba wydawać mniej, niż się zarabia, i od 25. roku życia te nadwyżki w wysokości 15 proc. dochodów lokować w trzech funduszach: rynku akcji USA, rynku akcji zagranicznych oraz rynku obligacji amerykańskich. I raz w roku w ciągu kwadransa transferować między nimi środki tak, aby w każdym było po równo.
Bernstein przyznaje, że może być trudno. Przede wszystkim dlatego, że wydajemy więcej, niż zarabiamy, próbujemy przewidywać przyszłość, szukamy wzorów i za często staramy się ingerować w nasze inwestycje, czyli wpadamy w klasyczne pułapki naszego mózgu, które znamy z ekonomii behawioralnej. Trzeba nauczyć się odróżniać co to akcje, a co obligacje, i trzymać się twardo zasad. Bogactwo to bowiem dyscyplina w odkładaniu przyjemności w czasie.
Jeśli jednak ktoś chciałby się wzbogacić szybciej, to może spróbować to zrobić, lokując pieniądze w inwestycje alternatywne. Ostatni hit w Polsce to plansze komiksowe. Mocną przebitkę na aukcji w Desie miał Kloss – plansze z tego komiksu sprzedano dziesięciokrotnie drożej, niż wynosiła cena wywoławcza. Wystawiona za 4 tys. zł okładka Christy do komiksu „Kajtek i Koko. Zwariowana wyspa 2” sprzedała się za 22 tys. zł. Można więc nieźle zarobić. Tyle że tam, gdzie większy zarobek, większe też ryzyko, bo inwestowanie w sztukę to prawdziwa jazda bez trzymanki. Rynek nie jest transparentny, nie wiadomo, co kto kupuje i za ile, nie mamy żadnej wyceny, tylko same – czasem bezwartościowe – szacunki, nie wiemy nawet, czy to, co kupiliśmy, kiedykolwiek sprzedamy. Żeby to ogarnąć, trzeba by przez kilka lat studiować, zbierać informacje i analizować. To znacznie więcej niż kwadrans raz do roku.
Droga do bogactwa jest więc wyboista, jak wyboiste były losy impresjonistów francuskich, którzy dziś biją aukcyjne rekordy. Wymaga albo żelaznej dyscypliny, albo ogromnej wiedzy. Nie ma jednak drogi na skróty.
Jeśli jednak ktoś chciałby się wzbogacić szybciej, to może spróbować to zrobić, lokując pieniądze w inwestycje alternatywne. Ostatni hit w Polsce to plansze komiksowe. Mocną przebitkę na aukcji w Desie miał Kloss – plansze z tego komiksu sprzedano dziesięciokrotnie drożej, niż wynosiła cena wywoławcza. Wystawiona za 4 tys. zł okładka Christy do komiksu „Kajtek i Koko. Zwariowana wyspa 2” sprzedała się za 22 tys. zł. Można więc nieźle zarobić. Tyle że tam, gdzie większy zarobek, większe też ryzyko, bo inwestowanie w sztukę to prawdziwa jazda bez trzymanki. Rynek nie jest transparentny, nie wiadomo, co kto kupuje i za ile, nie mamy żadnej wyceny, tylko same – czasem bezwartościowe – szacunki, nie wiemy nawet, czy to, co kupiliśmy, kiedykolwiek sprzedamy. Żeby to ogarnąć, trzeba by przez kilka lat studiować, zbierać informacje i analizować. To znacznie więcej niż kwadrans raz do roku.
Droga do bogactwa jest więc wyboista, jak wyboiste były losy impresjonistów francuskich, którzy dziś biją aukcyjne rekordy. Wymaga albo żelaznej dyscypliny, albo ogromnej wiedzy. Nie ma jednak drogi na skróty.