Ile kosztuje lotnisko? Miasto Lublin właśnie się tego dowiaduje, to już drugi bowiem rok, kiedy dopłaca do niedawno wybudowanego lotniska.
Port jest piękny, ale nie na tyle, by na siebie zarobić. Rok temu miasto i województwo dołożyło 5 mln, teraz kolejne 5,2 mln. Warto wspomnieć, że by w Lublinie lotnisko w ogóle powstało, państwowy bank BGK pożyczył spółce 180 mln zł. Kupił jej obligacje, ale teraz wspaniałomyślnie przedłużył ich wykup. Zrobił to wobec firmy, która od dwóch lat przynosi straty. Zastanawiacie się, czy prywatne banki tak robią? Dopóki są prywatne, to nie. Władze lotniska jednak obiecują złote góry i tłumaczą, że lotniska w gruncie rzeczy nie muszą zarabiać. No bo taki mają charakter.
Teraz, by to utrzymać, ktoś musi pracować, ale w firmie, która przynosi zyski. Z tych zysków płaci się podatki, które finansują właśnie m.in. lotniska. Tych podatków jest tyle, że przez 165 dni w roku pracujemy wyłącznie na nie. I teraz można się zastanawiać, czy wolelibyśmy pracować więcej na siebie, czy więcej na lotniska. To sprawa kluczowa, bo Lublin mógłby się obejść bez portu lotniczego, który jest 100 km dalej w Warszawie. Być może nie może. W takiej Szwajcarii np. nie mogą się obejść bez pustelnika. W Solothurn właśnie ruszył nabór na pustelnika, który będzie pilnował pustelni, rozmawiał z turystami i im pomagał. Miasto płaci 1000 euro. Z podatków oczywiście.
Być może Lublin też nie będzie się mógł wkrótce obejść bez pustelnika. Wszystko wskazuje na to, że gospodarczo w Polsce będzie dobrze. Dopłatami do nierentownego lotniska nikt się nie przejmuje. Władza nacjonalizacją oszczędności z OFE kupiła trzy do pięciu lat podwyższonych wydatków. W dodatku zapewniła sobie ewentualny dodruk pieniędzy, gdy wpadnie w tarapaty. Problem w tym, że jak pokazuje południe Włoch, południe USA i wiele innych biednych regionów, w które wpompowano ogromne ilości środków, to nie rodzi dobrobytu, tylko prowadzi do krachu.
Teraz, by to utrzymać, ktoś musi pracować, ale w firmie, która przynosi zyski. Z tych zysków płaci się podatki, które finansują właśnie m.in. lotniska. Tych podatków jest tyle, że przez 165 dni w roku pracujemy wyłącznie na nie. I teraz można się zastanawiać, czy wolelibyśmy pracować więcej na siebie, czy więcej na lotniska. To sprawa kluczowa, bo Lublin mógłby się obejść bez portu lotniczego, który jest 100 km dalej w Warszawie. Być może nie może. W takiej Szwajcarii np. nie mogą się obejść bez pustelnika. W Solothurn właśnie ruszył nabór na pustelnika, który będzie pilnował pustelni, rozmawiał z turystami i im pomagał. Miasto płaci 1000 euro. Z podatków oczywiście.
Być może Lublin też nie będzie się mógł wkrótce obejść bez pustelnika. Wszystko wskazuje na to, że gospodarczo w Polsce będzie dobrze. Dopłatami do nierentownego lotniska nikt się nie przejmuje. Władza nacjonalizacją oszczędności z OFE kupiła trzy do pięciu lat podwyższonych wydatków. W dodatku zapewniła sobie ewentualny dodruk pieniędzy, gdy wpadnie w tarapaty. Problem w tym, że jak pokazuje południe Włoch, południe USA i wiele innych biednych regionów, w które wpompowano ogromne ilości środków, to nie rodzi dobrobytu, tylko prowadzi do krachu.