PGNiG niespodziewanie odwołało swojego wiceprezesa ds. handlowych Jerzego Kurellę. Stało się to nagle, mimo, że ten, jak od kilku dni usilnie próbowano nam wcisnąć,osiągnął wielki sukces. Kurella bowiem renegocjował z Katarczykami kontrakt na dostawy do Polski skroplonego gazu LNG. Chodziło oczywiście o wstrzymanie dostaw, bo z powodu nie wybudowania na czas gazoportu nie mamy go jak przyjąć. Kontrakt ma formułę bierz i płać, więc mimo że nie mamy gazoportu musielibyśmy zapłacić ponad miliard złotych za nieodebrany gaz. Kurella był tą osobą w spółce, która latała do Kataru, by zmienić ten kontrakt.
No i jeszcze kilka dni temu mówiono, że sprawa zakończyła się dobrze, bo nie wisi nad PGNiG groźba zapłaty miliarda złotych. Odtrąbiono sukces, choć nie dowiedzieliśmy się ile nas to będzie w rzeczywistości kosztowało. Dziś spółka tym odwołaniem swego wiceprezesa daje nam jasno do zrozumienia, że tanio nie będzie. Bo negocjacje z Katarczykami zakończyły się tym, że oni ten gaz gdzieś sprzedadzą, a różnicę pomiędzy ceną sprzedaży a tą wynikającą z kontraktu dopłacimy my. Będzie to kilkaset milionów złotych, bo cena jaką wynegocjował minister Aleksander Grad to ponad 600 dolarów za tysiąc m3.
Przy takiej skali marnotrawstwa publicznych pieniędzy oszczędzenie kilkuset milionów można uznać za sukces i sprawić, by nikt się przesadnie nie czepiał. Potem po kilku dniach po cichu odwołamy „winnego”. Nikt nie zarzuci, że coś jest nie tak. Kolejny etap tej operacji się zbliża – będą to przyszłoroczne podwyżki cen gazu. Za sukces,proszę państwa, trzeba bowiem płacić.
Przy takiej skali marnotrawstwa publicznych pieniędzy oszczędzenie kilkuset milionów można uznać za sukces i sprawić, by nikt się przesadnie nie czepiał. Potem po kilku dniach po cichu odwołamy „winnego”. Nikt nie zarzuci, że coś jest nie tak. Kolejny etap tej operacji się zbliża – będą to przyszłoroczne podwyżki cen gazu. Za sukces,proszę państwa, trzeba bowiem płacić.