Pobicie mojego kolegi, korespondenta TVN-u Andrzeja Zauchy przypomniało mi co jest największym zagrożeniem w rosyjskiej stolicy. Wbrew pozorom, nie jest to wcale zagrożenie działalnością przestępczą, ale sytuacja na drogach. Być pieszym w Moskwie oznacza być pariasem. Przejście przez ulicę grozi śmiercią w dosłownym znaczeniu tego słowa. Dla przybysza z Polski, który jest przyzwyczajony że samochody zatrzymują się na czerwonym świetle, ustępują pieszym, to może być pierwszy największy szok. Wejście na pasy wcale nie oznacza, że ruch zostanie zatrzymany, wręcz przeciwnie. Dlatego piesi zbijają się w grupy i kiedy jest ich już wielu, szybko przebiegają przez jezdnię.
Do tego dochodzi problem kultury jazdy. Pobicie Andrzeja Zauchy najlepiej pokazuje, że każda nawet drobna uwaga może się skończyć w szpitalu. Ile razy widziałem bójki, które były zapoczątkowane zwykłą stłuczką. Co tu dużo gadać, jeżdżą zwyczajnie drobni bandyci, czyli tacy jak ci, którzy pobili Andrzeja.
Niestety, najgorszą sławą cieszą się mieszkańcy Kaukazu, ale Rosjanie wcale nie są lepsi.
Warto dodać, że odwoływanie się do milicji zupełnie nie ma sensu. Stróże prawa biorą stronę tego, kto więcej zapłaci.
Na moskiewskich drogach trwa wojna – ginie w niej na pewno więcej ludzi niż w Czeczenii czy Afganistanie
Do tego dochodzi problem kultury jazdy. Pobicie Andrzeja Zauchy najlepiej pokazuje, że każda nawet drobna uwaga może się skończyć w szpitalu. Ile razy widziałem bójki, które były zapoczątkowane zwykłą stłuczką. Co tu dużo gadać, jeżdżą zwyczajnie drobni bandyci, czyli tacy jak ci, którzy pobili Andrzeja.
Niestety, najgorszą sławą cieszą się mieszkańcy Kaukazu, ale Rosjanie wcale nie są lepsi.
Warto dodać, że odwoływanie się do milicji zupełnie nie ma sensu. Stróże prawa biorą stronę tego, kto więcej zapłaci.
Na moskiewskich drogach trwa wojna – ginie w niej na pewno więcej ludzi niż w Czeczenii czy Afganistanie