" Histerię zakończyć " - tak prezydent Rosji Dymitrij Miedwiediew podsumował wypowiedzi prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki. Ten ostatni postawił się Moskwie i nie podpisał umowy o tworzeniu sił szybkiego reagowania.
W praktyce nie ma to wielkiego znaczenia, ale prestiżowo to kolosalna porażka Kremla.
Przyczyną takiego zachowania Łukaszenki jest "wojna mleczna", czyli zamknięcie pod różnymi pretekstami rosyjskiego rynku na białoruskie produkty mleczarskie.
Teraz czekamy na ruch Moskwy. Dzisiejszy "Kommersant" pisze że dojdzie do wstrzymania dostaw gazu na Białoruś, a cytowany przedstawiciel administracji mówi: "Widocznie Aleksandrowi Grigoriewiczowi znudziło się rządzenie."
Nie ma już wątpliwości, że to wojna, którą rozpoczął sam Łukaszenka. Dlaczego na to się zdecydował?
1. Po pierwsze dlatego, że dzisiaj Rosja jest słabsza niż była kilka lat temu.
2. Ale co ważniejsze, dlatego, że wyczuł, iż Moskwa chce go wymienić i jego dni są policzone.
Cały paradoks sytuacji polega teraz na tym, że Rosja jest zainteresowania destabilizacją sytuacji na Białorusi. Na Kremlu wierzą w taką wersję wydarzeń, że każdy kolejny władca Białorusi będzie lepszy niż Łukaszenka.
Może się więc okazać, że w Mińsku wybuchną niepokoje społeczne i kolejna "kolorowa rewolucja". Co wówczas zrobi Zachód? Myślę, że to co zwykle, czyli nic.
W praktyce nie ma to wielkiego znaczenia, ale prestiżowo to kolosalna porażka Kremla.
Przyczyną takiego zachowania Łukaszenki jest "wojna mleczna", czyli zamknięcie pod różnymi pretekstami rosyjskiego rynku na białoruskie produkty mleczarskie.
Teraz czekamy na ruch Moskwy. Dzisiejszy "Kommersant" pisze że dojdzie do wstrzymania dostaw gazu na Białoruś, a cytowany przedstawiciel administracji mówi: "Widocznie Aleksandrowi Grigoriewiczowi znudziło się rządzenie."
Nie ma już wątpliwości, że to wojna, którą rozpoczął sam Łukaszenka. Dlaczego na to się zdecydował?
1. Po pierwsze dlatego, że dzisiaj Rosja jest słabsza niż była kilka lat temu.
2. Ale co ważniejsze, dlatego, że wyczuł, iż Moskwa chce go wymienić i jego dni są policzone.
Cały paradoks sytuacji polega teraz na tym, że Rosja jest zainteresowania destabilizacją sytuacji na Białorusi. Na Kremlu wierzą w taką wersję wydarzeń, że każdy kolejny władca Białorusi będzie lepszy niż Łukaszenka.
Może się więc okazać, że w Mińsku wybuchną niepokoje społeczne i kolejna "kolorowa rewolucja". Co wówczas zrobi Zachód? Myślę, że to co zwykle, czyli nic.