Wiktora Batera znam od dawna. Co tu dużo mówić, bardzo mi pomógł w pierwszych miesiącach pobytu w Moskwie. Może nawet bardziej w sensie ogólnoludzkim niż zawodowym. Pierwsze miesiące najbardziej dokuczała mi samotność a Wiktor Bater i jego rodzina to byli jedyni ludzie, jakich znalem. I nigdy tego nie zapomnę.
Nie przyjaźniliśmy się specjalnie. Może dlatego, że zawodowo nie zawsze nam było po drodze i nie chodzi tu wcale o poglądy na Rosję, ale o formę dziennikarskiej kreacji, którą Wiktor z powodzeniem uprawiał.
Dzisiaj po jego wywiadzie w dzienniku "Izvestia" czytałem komentarze, że jest niemalże na usługach rosyjskich służb.
Nic bardziej głupiego. Wiktor jest bardzo sprawnym dobrym dziennikarzem. Myślę, że sytuacja, która doprowadziła go do tego wywiadu, to narastająca frustracja. Rzeczywiście, przechodząc do TVP był traktowana jak gwiazda i nagle okazało się, że nie ma dla niego niemalże miejsca. Nie znam przyczyny, ale całkowicie taką frustrację rozumiem. On się dobrze czuje jak jeździ, walczy, opowiada, ma 12 wejść przez 12 godzin. I naprawdę jest w tym dobry.
Nie chcę oceniać samej sytuacji, którą opisuje w wywiadzie Wiktor - mam tylko jedną, ale zasadniczą wątpliwość.
Czy rosyjska gazeta jest na pewno dobrym miejscem do snucia opowieści na temat wolności słowa w Polsce. Czy dobrze to Wiktorze przemyślałeś?