Wbrew temu co pisała polska prasa, już wiadomo, że I tura wyborów prezydenckich na Ukrainie obyła się bez niespodzianek. Do II tury nie wejdzie ani Arsenij Jacniuk, ani Serhij Tihipko, ani tym bardziej obecny prezydent Wiktor Juszczenko.
Czyli dogrywka już za 3 tygodnie. Staną do niej starzy znajomi - premier Julia Tymoszenko i Wiktor Janukowycz.
Wydaje się, że walka między nimi będzie bardzo ostra. Moim zdaniem, jest bardzo prawdopodobne, że jeśli Julia Tymoszenko przegra, wyprowadzi ludzi na ulicę. Bez względu na to czy będą fałszerstwa wyborcze, czy też nie.
Ale po kolei. Wybory na Ukrainie są bardzo ważne. Od ich wyniku naprawdę zależy, w którą stronę pójdzie ten kraj. Co ciekawe, dwaj pretendenci reprezentują dwie różne koncepcje rozwoju Ukrainy. Chociaż trzeba zaznaczyć, że różnią się one od tego, co przypisuje im publicystyka i propaganda.
1. Jeśli wygra Janukowycz. Tak naprawdę niewiele się zmieni. Kraj będzie dryfował między Europą a Rosją. Niesiony falami raz w jedną raz w drugą stronę. Oczywiście pewne jest - Ukraina nie stanie się częścią Rosji. Wydaje się jednak że podział między wschodnią a zachodnią częścią jeszcze się pogłębi. Kiedy byłem ostatnio w Kijowie, słyszałem opinię z otoczenia Janukowicza, że Ukraina jako „państwo federacyjne to nie byłoby najgorsze rozwiązanie”. Może to i prawda, ale już dzisiaj ten kraj wydaje się wewnętrznie rozdarty i ten podział będzie jeszcze wyraźniejszy.
Ale co najważniejsze, wydaje mi się, że nie zniknie najważniejszy problem Ukrainy, a jest nim dzisiaj brak państwa. Politycy żyją w ścisłej symbiozie z biznesem, tak ścisłej, że na Ukrainie mało jest prawdziwej polityki - wszystko zastępuje lobbing.
2. Jeśli wygra Tymoszenko. To, co się stanie, jest wielką zagadką. Dzisiaj popiera ją kijowska elita. Intelektualiści liczą na to, że zbliży ona kraj do Zachodu i upodobni do Europy. Wydaje mi się, że się bardzo rozczarują. Tymoszenko chce przede wszystkim władzy. Rządzenie wyobraża sobie tak jak prezydent Gruzji Michail Saakaszwili. Czyli będzie walczyła z korupcją, zwolni niektórych urzędników, ale rozwiązaniem na panującą dziś anarchię nie będzie wprowadzanie demokratycznych procedur. Ceną za to będzie ograniczanie swobody słowa czy działalności opozycji. Wiadomo, że podobnie jak Janukowycz, Tymoszenko jest związana z konkretnym klanem oligarchów i będzie działała także w ich interesie. Jeśli jej się uda zrobić chociaż tyle, ile zrobił Saakaszwilii w Gruzji, to już dobrze.
Co do jednego też nie mam wątpliwości. Julia Tymoszenko nie pogodzi się z porażką. Zrobi bardzo dużo, aby zostać prezydentem, bo wie, że to może być dla niej ostatnia okazja. Więc jeśli się okaże, że 7 lutego nie wygrała, wyprowadzi ludzi na ulice.
Wydaje się, że walka między nimi będzie bardzo ostra. Moim zdaniem, jest bardzo prawdopodobne, że jeśli Julia Tymoszenko przegra, wyprowadzi ludzi na ulicę. Bez względu na to czy będą fałszerstwa wyborcze, czy też nie.
Ale po kolei. Wybory na Ukrainie są bardzo ważne. Od ich wyniku naprawdę zależy, w którą stronę pójdzie ten kraj. Co ciekawe, dwaj pretendenci reprezentują dwie różne koncepcje rozwoju Ukrainy. Chociaż trzeba zaznaczyć, że różnią się one od tego, co przypisuje im publicystyka i propaganda.
1. Jeśli wygra Janukowycz. Tak naprawdę niewiele się zmieni. Kraj będzie dryfował między Europą a Rosją. Niesiony falami raz w jedną raz w drugą stronę. Oczywiście pewne jest - Ukraina nie stanie się częścią Rosji. Wydaje się jednak że podział między wschodnią a zachodnią częścią jeszcze się pogłębi. Kiedy byłem ostatnio w Kijowie, słyszałem opinię z otoczenia Janukowicza, że Ukraina jako „państwo federacyjne to nie byłoby najgorsze rozwiązanie”. Może to i prawda, ale już dzisiaj ten kraj wydaje się wewnętrznie rozdarty i ten podział będzie jeszcze wyraźniejszy.
Ale co najważniejsze, wydaje mi się, że nie zniknie najważniejszy problem Ukrainy, a jest nim dzisiaj brak państwa. Politycy żyją w ścisłej symbiozie z biznesem, tak ścisłej, że na Ukrainie mało jest prawdziwej polityki - wszystko zastępuje lobbing.
2. Jeśli wygra Tymoszenko. To, co się stanie, jest wielką zagadką. Dzisiaj popiera ją kijowska elita. Intelektualiści liczą na to, że zbliży ona kraj do Zachodu i upodobni do Europy. Wydaje mi się, że się bardzo rozczarują. Tymoszenko chce przede wszystkim władzy. Rządzenie wyobraża sobie tak jak prezydent Gruzji Michail Saakaszwili. Czyli będzie walczyła z korupcją, zwolni niektórych urzędników, ale rozwiązaniem na panującą dziś anarchię nie będzie wprowadzanie demokratycznych procedur. Ceną za to będzie ograniczanie swobody słowa czy działalności opozycji. Wiadomo, że podobnie jak Janukowycz, Tymoszenko jest związana z konkretnym klanem oligarchów i będzie działała także w ich interesie. Jeśli jej się uda zrobić chociaż tyle, ile zrobił Saakaszwilii w Gruzji, to już dobrze.
Co do jednego też nie mam wątpliwości. Julia Tymoszenko nie pogodzi się z porażką. Zrobi bardzo dużo, aby zostać prezydentem, bo wie, że to może być dla niej ostatnia okazja. Więc jeśli się okaże, że 7 lutego nie wygrała, wyprowadzi ludzi na ulice.