Przed II turą wyborów prezydenckich na Ukrainie robi się coraz bardziej ciekawie.
Jeszcze nie do końca wybrzmiały słowa Wiktora Janukowycza o tym, że „tysiące polskich i litewskich rewolucjonistów jedzie pomagać Julii Tymoszenko wygrać wybory”, a już okazuje się, że przyjechali też pomocnicy z innego sąsiedniego kraju. Służba Bezpieczeństwa Ukrainy zatrzymała 5 rosyjskich szpiegów.
Ta historia ma kilka warstw i jest z kilku powodów zaskakująca
Po pierwsze rosyjskie służby, konkretnie FSB, urządziły prawie pokazową akcję na terytorium Ukrainy przekazywania przez obywatela tego kraju wykradzionych dokumentów dotyczących jakiejś nieokreślonego bliżej systemu uzbrojenia.
Wszystko odbyło się jak w szpiegowskim filmie, a zaangażowani byli oficerowie FSB którzy przyjechali z Moskwy.
Po drugie, ukraińskie SBU decyduje się na to, żeby nie tylko całą operację przerwać w newralgicznym momencie, ale też aby wszystko ujawnić. Pokazanie w telewizji rosyjskich agentów, którzy chcą wykraść ukraińskie tajemnice i to wszystko na kilka dni przed wyborami, może być sprawą bardzo poważną.
Nie jest tajemnicą, że SBU jest podporządkowane byłemu prezydentowi Wiktorowi Juszczence, który praktycznie już się nie liczy w walce o prezydenturę, ale na pewno chce jeszcze odegrać jakąś rolę w polityce.
Może być tak, że Juszczenko chce pokazać, że państwo jest zagrożone i w sytuacji, gdy nie ma innego wyjścia, a dochodzi do tego jeszcze konflikt między głównymi pretendentami, trzeba wybory unieważnić.
Taki scenariusz opisuje tygodnik „Dzerkalo Tyżnia”. Wtedy, zdaniem gazety, w sytuacji paraliżu w państwie, władze przejmie przejmie przewodniczący parlamentu Wolodymir Lytwyn.
Wiem, że na razie to wariant mało realny ale...