W Moskwie jak w 1956 roku trwa kampania antystalinowska. Ofiarą będzie mer miasta Jurij Łużkow. Nie wyczuwając nowych czasów i dzisiejszych wyzwań obiecał weteranom Armii Czerwonej, że na ulicach rosyjskiej stolicy będą wisiały na Dzień Zwycięstwa plakaty z podobizną Stalina.
Tylko nie zrozumiał, że czasy kiedy wypadało chwalić Stalina właśnie mijają. Teraz stalinizm dla władców Kremla stał się ciężarem, a więc stalinistów wypada krytykować i zwalczać. Pierwszym stalinistą stał się Łużkow. Nie jest to przypadek, od dawna dla Władimira Putina był on bardzo nie wygodny. Teraz znalazł się świetny pretekst, aby odsunąć go od władzy w Moskwie, bo okazał się stalinistą. Dlatego państwowa telewizja poświęca dużo uwagi "zwalczaniu stalinowskich wypaczeń", a przedstawicielem tej nowej tendencji jest premier.
Co najbardziej zabawne w całej sytuacji to to, że Władimir Putin przyszedł do władzy jako ten, który obiecał restytucję radzieckiego systemu. Przecież wszyscy pamiętają jak mówił, że największym nieszczęściem XX wieku był upadek ZSRR. Naród go uwielbiał właśnie dlatego, że obiecał odbudować ZSRR. Wprawdzie to co robił, było zaledwie nędzną imitacją radzieckiego systemu, nie mówiąc już o stalinizmie, ale jednak.
I nagle jak za dotknięciem różyczki Putin potępia komunizm, a Kremlu mówi się, że „trzeba raz na zawsze pochować stalinizm, bo bardziej jest on obciążeniem niż atutem”. Przyznam szczerze, że nawet ja jestem zaskoczony pragmatyzmem rosyjskich elit.
Może trzeba pokazać światu nową twarz. Może teraz wypada być demokratą. Pewnie trzeba też jako tako ułożyć stosunki z Polską, a nie ma co ukrywać, że najbardziej skuteczną metodą jest „uregulowanie sprawy katyńskiej”.
Ta elita w Rosji będzie rządziła bardzo długo, jeśli tak znakomicie potrafi się dostosować do każdej sytuacji. Wcale się nie zdziwię, jeśliw Katyniu na grobach polskich oficerów Władimir Putin powie, że największym nieszczęściem XX wieku był stalinizm.
Wydaje się, że nikt nie docenił pragmatyzmu rosyjskich władz.
Co najbardziej zabawne w całej sytuacji to to, że Władimir Putin przyszedł do władzy jako ten, który obiecał restytucję radzieckiego systemu. Przecież wszyscy pamiętają jak mówił, że największym nieszczęściem XX wieku był upadek ZSRR. Naród go uwielbiał właśnie dlatego, że obiecał odbudować ZSRR. Wprawdzie to co robił, było zaledwie nędzną imitacją radzieckiego systemu, nie mówiąc już o stalinizmie, ale jednak.
I nagle jak za dotknięciem różyczki Putin potępia komunizm, a Kremlu mówi się, że „trzeba raz na zawsze pochować stalinizm, bo bardziej jest on obciążeniem niż atutem”. Przyznam szczerze, że nawet ja jestem zaskoczony pragmatyzmem rosyjskich elit.
Może trzeba pokazać światu nową twarz. Może teraz wypada być demokratą. Pewnie trzeba też jako tako ułożyć stosunki z Polską, a nie ma co ukrywać, że najbardziej skuteczną metodą jest „uregulowanie sprawy katyńskiej”.
Ta elita w Rosji będzie rządziła bardzo długo, jeśli tak znakomicie potrafi się dostosować do każdej sytuacji. Wcale się nie zdziwię, jeśliw Katyniu na grobach polskich oficerów Władimir Putin powie, że największym nieszczęściem XX wieku był stalinizm.
Wydaje się, że nikt nie docenił pragmatyzmu rosyjskich władz.