Właściwie nic nowego się nie stało. Przez lata zdążyłam się przyzwyczaić, że windowani na pomniki bohaterowie i innej maści laureaci, to miernoty desygnowane przez pewne opiniotwórcze środowiska do pełnienia roli dyżurnych wzorców. Prawdziwi bohaterowie siedzą cicho, zapomniani , gdzieś w swoich małych mieszkaniach i nie odczuwają już nawet zgorzknienia. Wolą pozostać anonimowi, bo wiedzą, że tak toczy się świat. Oni robili i robią swoje, nie oczekując za to nagród i zaszczytów.
Polskie środowisko dziennikarskie jest specyficzne. Nadaje mu ton hermetyczna grupa osób , które osiągnęły status „wybitnych publicystów”. Jest to cenzus nadawany zasadniczo dożywotnio w uznaniu zasług . Tu zaczyna się problem z definicją. Nie jest tym czymś wolność słowa, skoro owe tuzy nie zająknęły się nawet w przypadkach prowokacji wobec członków własnego, dziennikarskiego środowiska. Ostatnio widać to było przy okazji tzw. afery podsłuchowej, która ewidentnie naruszała zarówno podmiotowe prawo jednostek, jak i tajemnicę dziennikarską.
Nie jest to odwaga w ujawnianiu afer i nieprawidłowości, bo nikt z szanownej kapituły nagrody „ Grand Press” nie wziął pod uwagę tych , którzy poinformowali społeczeństwo o aferze hazardowej, czy stoczniowej. Owszem , zdarzali się w gronie laureatów dziennikarze śledczy , by wspomnieć choćby Annę Marszałek, która otrzymała ten tytuł za swój tekst „Kasjer z ministerstwa obrony”. Po tej publikacji Romuald Szeremietiew stracił stanowisko i dobre imię. To ostatnie odzyskał po ośmioletniej batalii sądowej. Redaktor Marszałek nie straciła niczego.
Zacne grono laureatów zdobią nazwiska Janiny Paradowskiej, Moniki Olejnik czy panów Sekielskiego i Morozowskiego . W tym ostatnim przypadku z niewiadomych przyczyn pominięto osobę, która miała największy wkład w ujawnienie słynnych taśm nazwanych od jej nazwiska „ taśmami Beger”.
Nic więc dziwnego, że dziennikarzem mijającego roku został Tomasz Lis. Tym razem decyzja kapituły nie może budzić najmniejszych zastrzeżeń. Redaktorowi Lisowi udała się trudna sztuka przedłużenia bajońskiego kontraktu w TVP , z którą miał się pożegnać z nowym rokiem.
Za ten wyczyn, chwała Tomaszowi Lisowi , wała kapitule.
Nie jest to odwaga w ujawnianiu afer i nieprawidłowości, bo nikt z szanownej kapituły nagrody „ Grand Press” nie wziął pod uwagę tych , którzy poinformowali społeczeństwo o aferze hazardowej, czy stoczniowej. Owszem , zdarzali się w gronie laureatów dziennikarze śledczy , by wspomnieć choćby Annę Marszałek, która otrzymała ten tytuł za swój tekst „Kasjer z ministerstwa obrony”. Po tej publikacji Romuald Szeremietiew stracił stanowisko i dobre imię. To ostatnie odzyskał po ośmioletniej batalii sądowej. Redaktor Marszałek nie straciła niczego.
Zacne grono laureatów zdobią nazwiska Janiny Paradowskiej, Moniki Olejnik czy panów Sekielskiego i Morozowskiego . W tym ostatnim przypadku z niewiadomych przyczyn pominięto osobę, która miała największy wkład w ujawnienie słynnych taśm nazwanych od jej nazwiska „ taśmami Beger”.
Nic więc dziwnego, że dziennikarzem mijającego roku został Tomasz Lis. Tym razem decyzja kapituły nie może budzić najmniejszych zastrzeżeń. Redaktorowi Lisowi udała się trudna sztuka przedłużenia bajońskiego kontraktu w TVP , z którą miał się pożegnać z nowym rokiem.
Za ten wyczyn, chwała Tomaszowi Lisowi , wała kapitule.