Wczoraj w charakterze dania głównego przed komisją hazardową podano Rosół, a właściwie jaja w Rosole.
To już druga odsłona spektaklu, gdzie rolę drugoplanową odgrywa młodzian o gastronomicznym nazwisku. Najpierw była konferencja prasowa ministra Drzewieckiego, od której pan premier uzależniał dalszy los swego urzędnika i skarbnika rządzącej partii. Miała ona charakter średniowiecznych ordaliów, czyli sądu bożego. Metoda ta służyła do spławiana czarownic w wiekach średnich. Teraz posłużyła do spławiania urzędników , którzy nie są w stanie przedstawić gawiedzi zebranej przed telewizorami, takiej wersji wydarzeń, która byłaby bardziej wiarygodna , niż tezy zawarte w pytaniach członków komisji.
Dla przypomnienia, to minister Drzewiecki, tuż po powrocie z Florydy i jak się okazało ostatnio, po uzgodnieniu swojej wersji z Rychem Sobiesiakiem, jako pierwszy poddany został ordaliom przez pana premiera. To czy zachowa stanowisko zależeć miało od tego , czy przekona opinię publiczną do swojej wersji. Pan minister już wtedy wyjaśnił dziennikarzom, że wniosek o zniesienie dopłat podpisał, bo ma zaufanie do swoich współpracowników , czyli do asystenta Rosoła, który mu takie pismo podsunął. Dziennikarze na przekonanych nie wyglądali, mało tego zaczęli się domagać konfrontacji z Rosołem. Minister w ferworze się zgodził , ale zaraz później zamknął się ze swoim asystentem na naradę i już się mediom nie objawił tego dnia. Tak to , Mirosław Drzewiecki po raz pierwszy utopił się w Rosole.
Wczoraj pan asystent, któremu odpolitycznione CBA okazało szczególną atencję osobiście składał zeznania. Najpierw jednak funkcjonariusze biura antykorupcyjnego uprzedzili pana asystenta, że zamierzają wpaść do niego celem przeszukania zakamarków pamięci jego komputerów, a jak już przyszli to z taką kulturą, że zdjęli buty, a pan Marcin w ramach kurtuazji , napoił ich własnoręcznie parzoną kawą.
W ogóle do polityki idzie sam kwiat młodzieży. Owi młodzi, wykształceni z wielkich miast, o nienagannych manierach, co to nie chcą damy narazić na telefoniczną odmowę, lecz z otwartym czołem komunikują złe wieści osobiście . Nie ma znaczenia, że owa dama fatygowała się z Wrocławia do Warszawy i można ją było zawrócić z drogi.
W każdym mieście jest taki Rosół, na miarę potrzeb. Miasto Lublin również ma swojego Rosoła. Zaraz po wygranych przez PO wyborach , otrzymał on ważną funkcję w ratuszu i zaraz zaczął rządzić z iście europejskim rozmachem. W ciągu tylko dwóch miesięcy wydał ze służbowych kart kredytowych kwotę 35 tys PLN, czego nie zauważyła zajęta tropieniem afery pod kryptonimem „8,16” ( cena dorsza) minister Pitera. Dziś media lokalne donoszą, że ów młody człowiek był pomysłodawcą oryginalnego kalendarza promującego miasto za jedyne 22 tys PLN , wydanego w lutym .
Nasz odpowiednik Rosoła także ma problemy. Właśnie Prokuratura Krajowa uparła się , by nadal badać trop ofiarnych młodych ludzi, którzy dorobek swego owocnego życia przeznaczyli na kampanię pewnego posła z naszego regionu, chwilowo na wózku inwalidzkim ( złamane żebro i krwiak na klatce piersiowej). Finansami kampanii zajmował się wymieniony młody , prężny urzędnik, a przedsiębiorcza młodzież dostała zatrudnienie w lubelskim magistracie. Oczywiście wszyscy wcześniej wygrali konkursy. Po wczorajszym przesłuchaniu asystenta byłego ministra sportu można domniemywać, że zostali starannie przygotowani, zanim stanęli w szranki, kto wie, może przez samego, uczynnego pana asystenta, który nikomu nie odmawia, pod warunkiem , że zainteresowany skontaktuje się z nim przez Naszą-Klasę. Ale jaja, z Rosołem.
Dla przypomnienia, to minister Drzewiecki, tuż po powrocie z Florydy i jak się okazało ostatnio, po uzgodnieniu swojej wersji z Rychem Sobiesiakiem, jako pierwszy poddany został ordaliom przez pana premiera. To czy zachowa stanowisko zależeć miało od tego , czy przekona opinię publiczną do swojej wersji. Pan minister już wtedy wyjaśnił dziennikarzom, że wniosek o zniesienie dopłat podpisał, bo ma zaufanie do swoich współpracowników , czyli do asystenta Rosoła, który mu takie pismo podsunął. Dziennikarze na przekonanych nie wyglądali, mało tego zaczęli się domagać konfrontacji z Rosołem. Minister w ferworze się zgodził , ale zaraz później zamknął się ze swoim asystentem na naradę i już się mediom nie objawił tego dnia. Tak to , Mirosław Drzewiecki po raz pierwszy utopił się w Rosole.
Wczoraj pan asystent, któremu odpolitycznione CBA okazało szczególną atencję osobiście składał zeznania. Najpierw jednak funkcjonariusze biura antykorupcyjnego uprzedzili pana asystenta, że zamierzają wpaść do niego celem przeszukania zakamarków pamięci jego komputerów, a jak już przyszli to z taką kulturą, że zdjęli buty, a pan Marcin w ramach kurtuazji , napoił ich własnoręcznie parzoną kawą.
W ogóle do polityki idzie sam kwiat młodzieży. Owi młodzi, wykształceni z wielkich miast, o nienagannych manierach, co to nie chcą damy narazić na telefoniczną odmowę, lecz z otwartym czołem komunikują złe wieści osobiście . Nie ma znaczenia, że owa dama fatygowała się z Wrocławia do Warszawy i można ją było zawrócić z drogi.
W każdym mieście jest taki Rosół, na miarę potrzeb. Miasto Lublin również ma swojego Rosoła. Zaraz po wygranych przez PO wyborach , otrzymał on ważną funkcję w ratuszu i zaraz zaczął rządzić z iście europejskim rozmachem. W ciągu tylko dwóch miesięcy wydał ze służbowych kart kredytowych kwotę 35 tys PLN, czego nie zauważyła zajęta tropieniem afery pod kryptonimem „8,16” ( cena dorsza) minister Pitera. Dziś media lokalne donoszą, że ów młody człowiek był pomysłodawcą oryginalnego kalendarza promującego miasto za jedyne 22 tys PLN , wydanego w lutym .
Nasz odpowiednik Rosoła także ma problemy. Właśnie Prokuratura Krajowa uparła się , by nadal badać trop ofiarnych młodych ludzi, którzy dorobek swego owocnego życia przeznaczyli na kampanię pewnego posła z naszego regionu, chwilowo na wózku inwalidzkim ( złamane żebro i krwiak na klatce piersiowej). Finansami kampanii zajmował się wymieniony młody , prężny urzędnik, a przedsiębiorcza młodzież dostała zatrudnienie w lubelskim magistracie. Oczywiście wszyscy wcześniej wygrali konkursy. Po wczorajszym przesłuchaniu asystenta byłego ministra sportu można domniemywać, że zostali starannie przygotowani, zanim stanęli w szranki, kto wie, może przez samego, uczynnego pana asystenta, który nikomu nie odmawia, pod warunkiem , że zainteresowany skontaktuje się z nim przez Naszą-Klasę. Ale jaja, z Rosołem.