Jeśli ktoś protestuje przeciwko przyjmowaniu uchodźców na takich zasadach, jak oczekują władze UE… Właściwie to nie ma prawa protestować. Dowie się, że jest odrażający, przynosi wstyd Polsce i do tego jest niewdzięcznikiem po tym wszystkim, co Unia Europejska dla nas zrobiła (czyli przekazała miliardy euro). Wszystko to w kraju, w którym przyjmowano Czeczenów. Gdzie pracują Ukraińcy, mieszkają Wietnamczycy i inne narodowości.
Polacy nie boją się obcych, tak po prostu. Boją się przede wszystkim tego, co zafundowały nam władze Unii Europejskiej – gwałtownego i niekontrolowanego napływu setek tysięcy ludzi, o których na razie nie wiadomo właściwie nic. Czy w Polsce są protesty na ulicach przeciwko tym, którzy zgodnie z procedurą zgłaszają się o status uchodźcy do Szefa Urzędu do Spraw Cudzoziemców? Wolne żarty. W 2014 r. wnioskami o status uchodźcy objęto 6 625 osób (w 2013 r. 14 996!), w tym było 104 Syryjczyków. I nikogo to nie interesowało. Pomijam nieliczne grupy de facto nazistowskie, obecne w każdym kraju. Problem nie tkwi w samym napływie uchodźców. Oczekuje się od Polaków, aby zaakceptowali bałagan, do którego doprowadzili inni. Dlaczego jest to trudne?
1. Islam kojarzy się z terroryzmem.
Religia stała się marką globalną, analogicznie do biznesu. Jeśli w restauracji McDonald’s w Chinach ktoś się zatruje, lokalowi w Legnicy grozi spadek obrotów. Gdy ksiądz z Polski powie coś, co zostanie uznane za antysemityzm, odezwą się Żydzi ze Stanów Zjednoczonych. Co więcej, niektórzy komentatorzy i politycy potrafią nagłośnić na cały kraj słowa albo czyny księdza z najmniejszej wsi, pokazując domyślnie palcem „Patrzcie, jaki jest kościół katolicki” i jednocześnie dziwią się, że ludzie żywią obawy wobec islamu. Po tych wszystkich zamachach, wypowiedziach niektórych duchownych, okrutnych egzekucjach katolików, homoseksualistów... Niezależnie od tego, jak wielu muzułmanów jest ludźmi uczciwymi, prawymi – zwyczajnymi, takimi jak my.
2. Islam jest obcy Europie.
Nie tylko zasady tej religii, ale również ich wpływ na życie codzienne są czymś obcym. Weźmy na przykład sytuację kobiet w niektórych wspólnotach, ich trudną walkę o równouprawnienie. Bez wykształcenia teologicznego i styczności z muzułmanami trudno jest się rozeznać, co jest wyjątkiem, a co regułą. Aby rozwiać obawy, potrzebny jest czas a muzułmanie muszą nas do siebie przekonać. I to jest powód, aby wyzywać Polaków?
3. Imigranci łamią prawo.
Mówiąc wprost: wielu z tych, którzy przybyli teraz do Europy, za nic ma regulacje Unii Europejskiej. Jeśli chcą jechać do Niemiec – jadą do Niemiec. Jeśli do Szwecji – do ich zatrzymania trzeba użyć siły. Wobec tego nasuwa się pytanie: a co będzie, jeśli taka wielotysięczna wspólnota imigrantów po osiedleniu dojdzie do wniosku, że coś im nie odpowiada?
4. Władze UE nowe zasady narzucają siłą.
Kwestia jakie decyzje powinny zapadać w Brukseli oraz w jaki sposób, należy do najbardziej newralgicznych w Unii Europejskiej. Bywa efektem długich negocjacji i dyskusji opinii publicznej. Chodzi przecież o ograniczanie suwerenności państw. Tymczasem okazuje się, że od razu, tak po prostu, musimy zrobić to, czego oczekują na przykład Niemcy. Ba! Stosuje się nawet argumenty siłowe, dotyczące na przykład ograniczenia funduszy unijnych. Tu dygresja: w sensie moralnym fundusze te uważam za nigdy nie wypłacone Polsce odszkodowanie za II wojnę światową. Są też odwołania do solidarności, tak jakby w Unii nie dochodziło do brutalnej gry interesów. Wypada powtórzyć anegdotę: Gdzie jest solidarność europejska? Leży na dnie Bałtyku i nazywa się Nord Stream (gazociąg łączący Rosję z Niemcami). Nawiasem mówiąc, polscy politycy nieraz mówili: nie możemy czegoś zrobić, bo zabrania nam Bruksela. Albo: przykro nam, że musimy coś zrobić, ale narzuca nam to Bruksela. I dziwią się, że Polacy podchodzą z dystansem do „decyzji Brukseli”?
5. Państwo zaniedbuje Polaków.
I wreszcie ostatnia rzecz. Polacy miewają traumatyczne przeżycia po zetknięciu z niektórymi placówkami państwowej służby zdrowia. Co i rusz pojawiają się kontrowersje dotyczące edukacji dzieci. Fiskus jest uważany za wroga. Politycy kombinują z emeryturami. Bywa, że wykształceni ludzie na państwowych posadach zarabiają grosze, choć wykonują ważną pracę (od pielęgniarek po naukowców). Kiedy więc nagle okazuje się, że politycy nadzwyczajnie się mobilizują aby pomóc cudzoziemcom, podnosi się naturalny głos: a co z nami? Dlaczego nie załatwiacie z takim zaangażowaniem wszystkich naszych codziennych problemów?
Nie mam nic ani przeciwko uchodźcom, ani imigrantom w ogóle. Niech przyjeżdżają, osiedlają się, pracują. Zwłaszcza jeśli muszą uciekać z własnego kraju, bo Polacy sami tego doświadczyli nader często. Tylko niech to się dzieje na podstawie ustalonych reguł a decyzja niech zapada w Warszawie. I przykro mi, że niektórzy przy okazji dyskusji na ten temat okazują tak mało szacunku oraz zrozumienia swoim własnym rodakom.
1. Islam kojarzy się z terroryzmem.
Religia stała się marką globalną, analogicznie do biznesu. Jeśli w restauracji McDonald’s w Chinach ktoś się zatruje, lokalowi w Legnicy grozi spadek obrotów. Gdy ksiądz z Polski powie coś, co zostanie uznane za antysemityzm, odezwą się Żydzi ze Stanów Zjednoczonych. Co więcej, niektórzy komentatorzy i politycy potrafią nagłośnić na cały kraj słowa albo czyny księdza z najmniejszej wsi, pokazując domyślnie palcem „Patrzcie, jaki jest kościół katolicki” i jednocześnie dziwią się, że ludzie żywią obawy wobec islamu. Po tych wszystkich zamachach, wypowiedziach niektórych duchownych, okrutnych egzekucjach katolików, homoseksualistów... Niezależnie od tego, jak wielu muzułmanów jest ludźmi uczciwymi, prawymi – zwyczajnymi, takimi jak my.
2. Islam jest obcy Europie.
Nie tylko zasady tej religii, ale również ich wpływ na życie codzienne są czymś obcym. Weźmy na przykład sytuację kobiet w niektórych wspólnotach, ich trudną walkę o równouprawnienie. Bez wykształcenia teologicznego i styczności z muzułmanami trudno jest się rozeznać, co jest wyjątkiem, a co regułą. Aby rozwiać obawy, potrzebny jest czas a muzułmanie muszą nas do siebie przekonać. I to jest powód, aby wyzywać Polaków?
3. Imigranci łamią prawo.
Mówiąc wprost: wielu z tych, którzy przybyli teraz do Europy, za nic ma regulacje Unii Europejskiej. Jeśli chcą jechać do Niemiec – jadą do Niemiec. Jeśli do Szwecji – do ich zatrzymania trzeba użyć siły. Wobec tego nasuwa się pytanie: a co będzie, jeśli taka wielotysięczna wspólnota imigrantów po osiedleniu dojdzie do wniosku, że coś im nie odpowiada?
4. Władze UE nowe zasady narzucają siłą.
Kwestia jakie decyzje powinny zapadać w Brukseli oraz w jaki sposób, należy do najbardziej newralgicznych w Unii Europejskiej. Bywa efektem długich negocjacji i dyskusji opinii publicznej. Chodzi przecież o ograniczanie suwerenności państw. Tymczasem okazuje się, że od razu, tak po prostu, musimy zrobić to, czego oczekują na przykład Niemcy. Ba! Stosuje się nawet argumenty siłowe, dotyczące na przykład ograniczenia funduszy unijnych. Tu dygresja: w sensie moralnym fundusze te uważam za nigdy nie wypłacone Polsce odszkodowanie za II wojnę światową. Są też odwołania do solidarności, tak jakby w Unii nie dochodziło do brutalnej gry interesów. Wypada powtórzyć anegdotę: Gdzie jest solidarność europejska? Leży na dnie Bałtyku i nazywa się Nord Stream (gazociąg łączący Rosję z Niemcami). Nawiasem mówiąc, polscy politycy nieraz mówili: nie możemy czegoś zrobić, bo zabrania nam Bruksela. Albo: przykro nam, że musimy coś zrobić, ale narzuca nam to Bruksela. I dziwią się, że Polacy podchodzą z dystansem do „decyzji Brukseli”?
5. Państwo zaniedbuje Polaków.
I wreszcie ostatnia rzecz. Polacy miewają traumatyczne przeżycia po zetknięciu z niektórymi placówkami państwowej służby zdrowia. Co i rusz pojawiają się kontrowersje dotyczące edukacji dzieci. Fiskus jest uważany za wroga. Politycy kombinują z emeryturami. Bywa, że wykształceni ludzie na państwowych posadach zarabiają grosze, choć wykonują ważną pracę (od pielęgniarek po naukowców). Kiedy więc nagle okazuje się, że politycy nadzwyczajnie się mobilizują aby pomóc cudzoziemcom, podnosi się naturalny głos: a co z nami? Dlaczego nie załatwiacie z takim zaangażowaniem wszystkich naszych codziennych problemów?
Nie mam nic ani przeciwko uchodźcom, ani imigrantom w ogóle. Niech przyjeżdżają, osiedlają się, pracują. Zwłaszcza jeśli muszą uciekać z własnego kraju, bo Polacy sami tego doświadczyli nader często. Tylko niech to się dzieje na podstawie ustalonych reguł a decyzja niech zapada w Warszawie. I przykro mi, że niektórzy przy okazji dyskusji na ten temat okazują tak mało szacunku oraz zrozumienia swoim własnym rodakom.