Pomysł aby urządzić losowanie nagród na podstawie paragonów fiskalnych może przynieść skutek, jakiego urzędnicy chyba się nie spodziewają.
Narodowa Loteria Paragonowa ruszająca od października stwarza szansę na wygranie samochodu każdemu, kto zarejestruje na stronie internetowej paragon fiskalny na kwotę powyżej 10 złotych. Niezależnie od celu, którym jest walka z szarą strefą, Ministerstwo Finansów może spowodować coś, co nie udało się jeszcze nikomu: ludzie zaczną czytać kwitki, jakie dostają na zakupach.
Wyobraźmy sobie, że ktoś kupuje buty. Sprzedawczyni pakuje („może coś do pielęgnacji?”), po czym mówi: proszę 80 zł, a do tej skarbonki trzeba jeszcze wrzucić 18,40 zł dla fiskusa, 23 proc. VAT.
Kupmy coś większego, niech będzie telewizor. Po wybraniu modelu uśmiechnięty ekspedient („to bardzo dobra decyzja!”) inkasuje 800 zł po czym dodaje: proszę dorzucić dodatkowe 184 zł, aby zasilić budżet państwa.
Wreszcie: samochód. Nowy, prosto z salonu, na dodatek w promocji (zawsze są promocje). Tym razem płatność przelewem zatem doradca klienta, bo przy tej kwocie to już nie sprzedawca, podaje numer konta, na które trzeba wpłacić 40 000 złotych i wskazuje drugi rachunek, na jaki trzeba przelać 9200 złotych - dla państwa. Oczywiście przy każdym zakupie benzyny za powiedzmy 150 zł, do wspólnego kotła trafi jeszcze 34,5 zł z tytułu VAT.
Gdybyśmy w taki sposób płacili za produkty i usługi, świadomość, ile zabiera nam państwo tylko dlatego, że postanowiliśmy zrobić zakupy, byłaby wyższa. Nie mówiąc o tym, że przekazujemy pieniądze wcześniej obciążone PIT, przedsiębiorcy, który zapłaci od zysku z transakcji podatek CIT (ewentualnie PIT) itd.
Zastanawiałem się jaką akcję edukacyjną trzeba by przeprowadzić, aby ludzie zaczęli zwracać uwagę na paragony fiskalne. I nigdy nie wpadłbym na to, że z odsieczą pospieszy Ministerstwo Finansów. Pytanie, czy wyższa świadomość wpłynie na decyzje przy urnie wyborczej? Byle tylko głosujący odróżnili polityków szermujących obietnicami bez pokrycia od tych, dla których obniżenie podatków jest elementem rzeczywistej reformy państwa.
Wyobraźmy sobie, że ktoś kupuje buty. Sprzedawczyni pakuje („może coś do pielęgnacji?”), po czym mówi: proszę 80 zł, a do tej skarbonki trzeba jeszcze wrzucić 18,40 zł dla fiskusa, 23 proc. VAT.
Kupmy coś większego, niech będzie telewizor. Po wybraniu modelu uśmiechnięty ekspedient („to bardzo dobra decyzja!”) inkasuje 800 zł po czym dodaje: proszę dorzucić dodatkowe 184 zł, aby zasilić budżet państwa.
Wreszcie: samochód. Nowy, prosto z salonu, na dodatek w promocji (zawsze są promocje). Tym razem płatność przelewem zatem doradca klienta, bo przy tej kwocie to już nie sprzedawca, podaje numer konta, na które trzeba wpłacić 40 000 złotych i wskazuje drugi rachunek, na jaki trzeba przelać 9200 złotych - dla państwa. Oczywiście przy każdym zakupie benzyny za powiedzmy 150 zł, do wspólnego kotła trafi jeszcze 34,5 zł z tytułu VAT.
Gdybyśmy w taki sposób płacili za produkty i usługi, świadomość, ile zabiera nam państwo tylko dlatego, że postanowiliśmy zrobić zakupy, byłaby wyższa. Nie mówiąc o tym, że przekazujemy pieniądze wcześniej obciążone PIT, przedsiębiorcy, który zapłaci od zysku z transakcji podatek CIT (ewentualnie PIT) itd.
Zastanawiałem się jaką akcję edukacyjną trzeba by przeprowadzić, aby ludzie zaczęli zwracać uwagę na paragony fiskalne. I nigdy nie wpadłbym na to, że z odsieczą pospieszy Ministerstwo Finansów. Pytanie, czy wyższa świadomość wpłynie na decyzje przy urnie wyborczej? Byle tylko głosujący odróżnili polityków szermujących obietnicami bez pokrycia od tych, dla których obniżenie podatków jest elementem rzeczywistej reformy państwa.