Historia Bogusława Kowalskiego, który zrezygnował z funkcji prezesa PKP zanim zaczął ją na dobre pełnić, jest bardzo pouczająca.
Przede wszystkim po raz kolejny potwierdziła się stara prawda: nigdy nie wiadomo, co człowiekowi wyjdzie na dobre. Prezes Instytutu Międzynarodowej Współpracy Gospodarczej zapewne martwiłby się, gdyby nie został szefem kolei w Polsce. Po awansie informacje o kontrowersyjnych wydarzeniach z jego życia obiegły media. Najgłośniejszym echem odbiło się oświadczenie Marcina Mellera, który powiedział wprost: Kowalski był jednym z konfidentów SB, którzy mnie rozpracowywali.
Swoją drogą zastanawiam się, czy gdyby na miejscu popularnego dziennikarza był na przykład nikomu nieznany robotnik, sprawa wzbudziłaby takie emocje.
Wygląda też na to, że – parafrazując byłego prezydenta Francji Jacquesa Chiraca – Bogusław Kowalski zmarnował okazję, aby pozostać w cieniu. Nie dalej niż pod koniec listopada świętował udany kontrakt Newagu dotyczący modernizacji lokomotyw na Ukrainie, w którego zawarciu pomagał Instytut.
Całą historię powinni wziąć sobie do serca wszyscy myślący o awansach.
Swoją drogą zastanawiam się, czy gdyby na miejscu popularnego dziennikarza był na przykład nikomu nieznany robotnik, sprawa wzbudziłaby takie emocje.
Wygląda też na to, że – parafrazując byłego prezydenta Francji Jacquesa Chiraca – Bogusław Kowalski zmarnował okazję, aby pozostać w cieniu. Nie dalej niż pod koniec listopada świętował udany kontrakt Newagu dotyczący modernizacji lokomotyw na Ukrainie, w którego zawarciu pomagał Instytut.
Całą historię powinni wziąć sobie do serca wszyscy myślący o awansach.