Proces firmy J&S i jej właścicieli z tygodnikiem "Wprost", chociaż toczy się o ponad 10 mln zł - najwyższą stawkę w historii polskiej prasy - nie przykuwa uwagi mediów, a szkoda.
Dla słabo zorientowanych w temacie małe przypomnienie: firma J&S, to spółka, która w ostatniej dekadzie odniosła największy sukces w polskim biznesie monopolizując dostawy do naszych rafinerii. Tygodnik "Wprost" twierdzi, że stało się tak dzięki pomocy lub przynajmniej bierności polityków i tajnych służb, a właściciele firmy (z wykształcenia muzycy), że dzięki ich ciężkiej pracy i profesjonalizmowi. Nawiasem mówiąc jedno nie wyklucza drugiego, ale do rzeczy.
Dla przykładu 17 listopada 2005 r. były szef AW Zbigniew Siemiątkowski pytany, co sądzi o wypowiedzi byłego szefa UOP Gromosława Czempińskiego, że "za czasów AWS J&S miało zapewnioną ochronę polityczną, po dojściu do władzy SLD nic się nie zmieniło", zeznał, że zgadza się z tą opinią.
Na tym procesie przesłuchano także byłego ministra gospodarki Jacka Piechotę, dziś posła SLD, który według "Dziennika" ma mieć konto w Szwajcarii. Okazało się, że minister Piechota jest na "ty" z właścicielami firmy J&S Wiaczesławem Smołokowskim i Grzegorzem Jankilewiczem, a także szefem ich firmy Jarkiem Astramowiczem. "Ja mam taki anglosaski sposób bycia" - tłumaczył Sądowi Piechota. Było to o tyle ciekawe, że minister przyznał przed sądem, że będąc szefem resortu gospodarki otrzymał 21 listopada 2001 r. notatkę UOP, w której był wezwany do zarządzenia natychmiastowej kontroli NIK w polskich rafineriach, a także anulowania specjalnych pełnomocnictw danych spółce J&S przez polskie rafinerie. Z jego zeznań wynikało, że owe zalecenia - mówiąc językiem młodzieżowym - zwyczajnie olał. Czym były owe pełnomocnictwa najlepiej scharakteryzował jeden z posłów mówiąc, że uczyniły z J&S wyłącznego przedstawiciela polskich rafinerii na Rosję. Minister Piechota nic z tym nie zrobił. Poza oczywiście przejściem na "ty" z właścicielami i kierownictwem firmy J&S.
Proces obfituje także w humorystyczne wątki. Np. firma J&S twierdzi i stara się dowieść przed sądem, że cena zakupu ropy nie wpływa na cenę paliwa na stacji benzynowej. Ostatnio J&S zgłosił także dowód z porównania cen kupowanej na Zachodzie ropy Brent i Urals (najprościej ropa rosyjska) z lat 1993-2005, który ma dowodzić, że obie ceny pozostają w ścisłym związku i co z kolei dowodzić ma, że polskie rafinerie nie przepłacają za rosyjską ropę. Równie dobrze mógłby zgłosić dowód z kulistości Ziemi, bo nigdy nie kwestionowaliśmy wspomnianych zależności. Otóż główna teza wszystkich materiałów publikowanych przez nas we "Wprost" o polskim rynku zakupów ropy była taka, że PKN Orlen i Grupa Lotos przepłacają za rosyjską ropę kupując ją od pośredników zamiast od producentów, którzy przez lata odprawiani byli przez szefostwa rafinerii z kwitkiem (dziś sytuacja na rynku ropy zmieniła się na korzyść sprzedających, ale to już inna historia).
Dla przykładu 17 listopada 2005 r. były szef AW Zbigniew Siemiątkowski pytany, co sądzi o wypowiedzi byłego szefa UOP Gromosława Czempińskiego, że "za czasów AWS J&S miało zapewnioną ochronę polityczną, po dojściu do władzy SLD nic się nie zmieniło", zeznał, że zgadza się z tą opinią.
Na tym procesie przesłuchano także byłego ministra gospodarki Jacka Piechotę, dziś posła SLD, który według "Dziennika" ma mieć konto w Szwajcarii. Okazało się, że minister Piechota jest na "ty" z właścicielami firmy J&S Wiaczesławem Smołokowskim i Grzegorzem Jankilewiczem, a także szefem ich firmy Jarkiem Astramowiczem. "Ja mam taki anglosaski sposób bycia" - tłumaczył Sądowi Piechota. Było to o tyle ciekawe, że minister przyznał przed sądem, że będąc szefem resortu gospodarki otrzymał 21 listopada 2001 r. notatkę UOP, w której był wezwany do zarządzenia natychmiastowej kontroli NIK w polskich rafineriach, a także anulowania specjalnych pełnomocnictw danych spółce J&S przez polskie rafinerie. Z jego zeznań wynikało, że owe zalecenia - mówiąc językiem młodzieżowym - zwyczajnie olał. Czym były owe pełnomocnictwa najlepiej scharakteryzował jeden z posłów mówiąc, że uczyniły z J&S wyłącznego przedstawiciela polskich rafinerii na Rosję. Minister Piechota nic z tym nie zrobił. Poza oczywiście przejściem na "ty" z właścicielami i kierownictwem firmy J&S.
Proces obfituje także w humorystyczne wątki. Np. firma J&S twierdzi i stara się dowieść przed sądem, że cena zakupu ropy nie wpływa na cenę paliwa na stacji benzynowej. Ostatnio J&S zgłosił także dowód z porównania cen kupowanej na Zachodzie ropy Brent i Urals (najprościej ropa rosyjska) z lat 1993-2005, który ma dowodzić, że obie ceny pozostają w ścisłym związku i co z kolei dowodzić ma, że polskie rafinerie nie przepłacają za rosyjską ropę. Równie dobrze mógłby zgłosić dowód z kulistości Ziemi, bo nigdy nie kwestionowaliśmy wspomnianych zależności. Otóż główna teza wszystkich materiałów publikowanych przez nas we "Wprost" o polskim rynku zakupów ropy była taka, że PKN Orlen i Grupa Lotos przepłacają za rosyjską ropę kupując ją od pośredników zamiast od producentów, którzy przez lata odprawiani byli przez szefostwa rafinerii z kwitkiem (dziś sytuacja na rynku ropy zmieniła się na korzyść sprzedających, ale to już inna historia).