Wszystkich, którzy wzruszyli się oświadczeniem Michała Boniego polecam lekturę tekstów po ukazaniu się jego nazwiska na tzw. liście Antoniego Macierewicza w 1992 r. Gdy była szansa, że archiwa pozostaną tajne nie było żadnych przeprosin, tylko oskarżenia tych, którzy odważyli się ujawnić prawdę.
Oto w numerze 139 Gazety Wyborczej z dnia 13/06/1992 - 14/06/1992 , czytamy:
"Na przekazanej Sejmowi liście min. Antoniego Macierewicza znajdowało się nazwisko posła KLD Michała Boniego (publikujemy je za zgodą zainteresowanego). Pełnomocnik Boniego, który przebywa w szpitalu, ujawnił "Gazecie", co zawierają dokumenty Służby Bezpieczeństwa o pośle KLD.
Są to dwie fiszki z odręcznymi adnotacjami pracowników SB z lat 1988-89. Wynika z nich, że Boni był inwigilowany. Nie ma żadnego dokumentu z jego podpisem. Jest natomiast adnotacja: "Proszę o wyrejestrowanie materiałów dotyczących dwustronnie wymienionego z powodu nieprzydatności operacyjnej". W spisach przy nazwisku Boniego widnieje skrót "KTW" (kandydat na tajnego współpracownika). Powyższe zapisy stały się podstawą wpisania nazwiska Boniego na "listę agentów".
Jak się dowiadujemy, Michał Boni zamierza wytoczyć Antoniemu Macierewiczowi procesy z powództwa cywilnego o zniesławienie i utratę zdrowia. (...)"
Później jest list otwarty Zbigniew Bujaka, Zbigniewa Janasa i Henryka Wujca, w którym piszą oni, że "Umieszczenie na zaakceptowanej przez min. Macierewicza liście nazwiska Michała Boniego, posła Kongresu Liberalno-Demokratycznego - co stało się już publiczną tajemnicą - uważamy za element walki politycznej. Jako osoby, które blisko współpracowały z Michałem Bonim w ciągu ostatnich 12 lat odrzucamy to bezpodstawne oskarżenie i jesteśmy przekonani, że zrobi tak każdy, kto miał okazję się z nim zetknąć. To oskarżenie obraża również nas."
Dziś okazuje się, że np. Władysław Frasyniuk śpieszy z alibi dla Boniego, że "wszyscy wiedzieli iż podpisał jakąś lojalkę SB", chociaż sam zainteresowany twierdzi, że jego błędem było nie poinformowanie kolegów z podziemia iż cokolwiek SB podpisał. Skoro nie od Boniego, to od kogo Frasyniuk wiedział o "lojalce"?
P.S
Sprawa Boniego była tzw. tajemnicą poliszynela. Podobnie jak lustracyjne problemy kilku innych znanych polityków, którzy do tej pory twierdzili, że nie współpracowali, bo poza dowodem rejestracji nie było innych dokumentów (jeden z takich polityków ostatnio zrezygnował z działalności, bo teczka się znalazła). Dokumenty z werbunku Boniego powinny jak najszybciej ujrzeć światło dzienne, aby wszyscy mogli wyrobić sobie własne zdanie.
"Na przekazanej Sejmowi liście min. Antoniego Macierewicza znajdowało się nazwisko posła KLD Michała Boniego (publikujemy je za zgodą zainteresowanego). Pełnomocnik Boniego, który przebywa w szpitalu, ujawnił "Gazecie", co zawierają dokumenty Służby Bezpieczeństwa o pośle KLD.
Są to dwie fiszki z odręcznymi adnotacjami pracowników SB z lat 1988-89. Wynika z nich, że Boni był inwigilowany. Nie ma żadnego dokumentu z jego podpisem. Jest natomiast adnotacja: "Proszę o wyrejestrowanie materiałów dotyczących dwustronnie wymienionego z powodu nieprzydatności operacyjnej". W spisach przy nazwisku Boniego widnieje skrót "KTW" (kandydat na tajnego współpracownika). Powyższe zapisy stały się podstawą wpisania nazwiska Boniego na "listę agentów".
Jak się dowiadujemy, Michał Boni zamierza wytoczyć Antoniemu Macierewiczowi procesy z powództwa cywilnego o zniesławienie i utratę zdrowia. (...)"
Później jest list otwarty Zbigniew Bujaka, Zbigniewa Janasa i Henryka Wujca, w którym piszą oni, że "Umieszczenie na zaakceptowanej przez min. Macierewicza liście nazwiska Michała Boniego, posła Kongresu Liberalno-Demokratycznego - co stało się już publiczną tajemnicą - uważamy za element walki politycznej. Jako osoby, które blisko współpracowały z Michałem Bonim w ciągu ostatnich 12 lat odrzucamy to bezpodstawne oskarżenie i jesteśmy przekonani, że zrobi tak każdy, kto miał okazję się z nim zetknąć. To oskarżenie obraża również nas."
Dziś okazuje się, że np. Władysław Frasyniuk śpieszy z alibi dla Boniego, że "wszyscy wiedzieli iż podpisał jakąś lojalkę SB", chociaż sam zainteresowany twierdzi, że jego błędem było nie poinformowanie kolegów z podziemia iż cokolwiek SB podpisał. Skoro nie od Boniego, to od kogo Frasyniuk wiedział o "lojalce"?
P.S
Sprawa Boniego była tzw. tajemnicą poliszynela. Podobnie jak lustracyjne problemy kilku innych znanych polityków, którzy do tej pory twierdzili, że nie współpracowali, bo poza dowodem rejestracji nie było innych dokumentów (jeden z takich polityków ostatnio zrezygnował z działalności, bo teczka się znalazła). Dokumenty z werbunku Boniego powinny jak najszybciej ujrzeć światło dzienne, aby wszyscy mogli wyrobić sobie własne zdanie.