Kazimierz Marcinkiewicz zarzucając nam napisanie nierzetelnego artykułu o Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOiR) zupełnie nie odniósł się do głównego problemu przedstawionego w tekście. Oto istnieje bank finansowany z pieniędzy podatników, w którym decyzje finansowe podejmują politycy nie mający pojęcia o bankowości.
Marcinkiewicz zarzucił nam napisanie nieprawdy, gdyż napisaliśmy cytuję „Marcinkiewicz zarabia rocznie 120 tys. funtów (ok. 600 tys. zł). Jak sam przyznał na blogu, kupił sobie już dwa mieszkania w Polsce, chociaż pracuje w banku dopiero rok.” Były premier twierdzi, że żadnych mieszkań nie kupił i pewnie ma rację, ale pretensje powinien kierować do siebie i lepiej redagować wpisy na blogu (z 10 stycznia 2008 r.):
(http://kmarcinkiewicz.blog.onet.pl/1,AR3_2008-01_2008-01-01_2008-01-31,index.html). Trzeba było oświadczenia byłego premiera, aby wczytać się, że nie pisze o sobie, a jedynie cytuje czyjeś listy. Nawiasem mówiąc wysokości zarobków były premier nie kwestionuje – a te wystarczają na zakup nie dwóch, a nawet trzech mieszkań (kawalerek) w Warszawie, tak więc nie wiadomo co tu prostuje. Druga pomyłka, którą mieliśmy rzekomo popełnić, to nazwanie Hanny Gronkiewicz-Waltz „przedstawicielem Polski w EBOiR”, podczas gdy ona była tam wiceprezesem. Cóż jak na mój gust jedno nie wyklucza drugiego.
Dlaczego więc Kazimierz Marcinkiewicz zarzuca nam nierzetelność? Znacznie ciekawsze jest to czego Kazimierz Marcinkiewicz nie sprostował. Zachęcamy do przeczytania naszego tekstu i polemiki byłego premiera i wyrobienia sobie własnego zdania. Otóż w tekście zacytowaliśmy jego wypowiedzi, z których wynika, że doskonale ma świadomość iż jego rola w EBOiR ogranicza się do funkcji komisarza politycznego, który zatwierdza inwestycje. „Od spraw ekonomicznych to są ekonomiści. My jesteśmy tylko od politycznego zatwierdzania posunięć banku" – tłumaczył nam Marcinkiewicz.
Zwyczajną insynuacją jest twierdzenie, że nasz tekst miał zaszkodzić byłemu premierowi, który w maju br. będzie starał się o przedłużenie misji w EBOiR. Każdy kto przeczyta nasz artykuł zauważy, że podważa on sens istnienia samego EBOiR, banku kontrolowanego przez polityków, którzy chcą wydawać publiczne pieniądze. Waga zarzutów jakie podnosi przeciwko nam Kazimierz Marcinkiewicz jest tak śmieszna, jak jego stwierdzenie „marka [EBOiR] gwarantuje przejrzystość procedur i najwyższe standardy, bo za jego decyzjami stoi 61 państw, w tym wszystkie potęgi świata oraz Komisja Europejska i EBI.” Jak dla nas bank, stworzony za państwowe pieniądze nadzorowany przez kilkadziesiąt państw i Komisję Europejską daje wręcz gwarancję braku przejrzystości. Cieszy nas to, że Kazimierz Marcinkiewicz nie zakwestionował głównej tezy naszego tekstu: politycy założyli sobie bank i wydają nasze pieniądze zgodnie z własnym widzimisię (np. pożyczając pieniądze rosyjskim oligarchom). My pytamy co to ma wspólnego z misją EBOiR, którą miała być pomoc krajom w transformacji ustrojowej?
(http://kmarcinkiewicz.blog.onet.pl/1,AR3_2008-01_2008-01-01_2008-01-31,index.html). Trzeba było oświadczenia byłego premiera, aby wczytać się, że nie pisze o sobie, a jedynie cytuje czyjeś listy. Nawiasem mówiąc wysokości zarobków były premier nie kwestionuje – a te wystarczają na zakup nie dwóch, a nawet trzech mieszkań (kawalerek) w Warszawie, tak więc nie wiadomo co tu prostuje. Druga pomyłka, którą mieliśmy rzekomo popełnić, to nazwanie Hanny Gronkiewicz-Waltz „przedstawicielem Polski w EBOiR”, podczas gdy ona była tam wiceprezesem. Cóż jak na mój gust jedno nie wyklucza drugiego.
Dlaczego więc Kazimierz Marcinkiewicz zarzuca nam nierzetelność? Znacznie ciekawsze jest to czego Kazimierz Marcinkiewicz nie sprostował. Zachęcamy do przeczytania naszego tekstu i polemiki byłego premiera i wyrobienia sobie własnego zdania. Otóż w tekście zacytowaliśmy jego wypowiedzi, z których wynika, że doskonale ma świadomość iż jego rola w EBOiR ogranicza się do funkcji komisarza politycznego, który zatwierdza inwestycje. „Od spraw ekonomicznych to są ekonomiści. My jesteśmy tylko od politycznego zatwierdzania posunięć banku" – tłumaczył nam Marcinkiewicz.
Zwyczajną insynuacją jest twierdzenie, że nasz tekst miał zaszkodzić byłemu premierowi, który w maju br. będzie starał się o przedłużenie misji w EBOiR. Każdy kto przeczyta nasz artykuł zauważy, że podważa on sens istnienia samego EBOiR, banku kontrolowanego przez polityków, którzy chcą wydawać publiczne pieniądze. Waga zarzutów jakie podnosi przeciwko nam Kazimierz Marcinkiewicz jest tak śmieszna, jak jego stwierdzenie „marka [EBOiR] gwarantuje przejrzystość procedur i najwyższe standardy, bo za jego decyzjami stoi 61 państw, w tym wszystkie potęgi świata oraz Komisja Europejska i EBI.” Jak dla nas bank, stworzony za państwowe pieniądze nadzorowany przez kilkadziesiąt państw i Komisję Europejską daje wręcz gwarancję braku przejrzystości. Cieszy nas to, że Kazimierz Marcinkiewicz nie zakwestionował głównej tezy naszego tekstu: politycy założyli sobie bank i wydają nasze pieniądze zgodnie z własnym widzimisię (np. pożyczając pieniądze rosyjskim oligarchom). My pytamy co to ma wspólnego z misją EBOiR, którą miała być pomoc krajom w transformacji ustrojowej?