Nocne wilki” do Polski nie wjechały. Mimo obaw państwo polskie tym razem pokazało, że nie pozwoli zakpić z siebie grupie „skrajnie prawicowych świrów”, jak kumpli Putina na harleyach ochrzciła niemiecka prasa. Ich szefowi pozostało odgrażanie się w Brześciu. „Jeszcze się z tą rusofobią doigracie!” – rzucił w złości Aleksander Załdostanow.
Niestety, na tym najnowsza europejska wojna motocyklowa się nie zakończyła. Coraz więcej wskazuje, że „wilki” spróbują przedostać się do Berlina innymi drogami. Któryś pojawił się już w Czechach, inni w Budapeszcie i Bratysławie. Znając postawę części naszych sąsiadów wobec Rosji, nie jest to niespodzianka. Nie wiadomo wreszcie, jak zareagują Niemcy. Nie pilnują zewnętrznej granicy UE, więc będą miały kłopot. Z drugiej strony może rację ma komentator „Süddeutsche Zeitung”, który przestrzega: „Kto oczekuje od państwa, że dobierze się nieproszonym gościom za pomocą urzędowych restrykcji do skóry, ten skłania to państwo do odgrywania roli, jaką ma tam, skąd pochodzą »Nocne wilki«”. Gazeta przypomina, że istnieją jeszcze formy protestu obywatelskiego, demonstracje, blokady.
Nie mamy być tacy jak oni? To właśnie dylemat państw demokratycznych, które muszą stawiać czoła „barbarzyńcom” stającym u ich bram albo już na miejscu żądającym ustępstw wykraczających poza granice ich tradycji i praw. Rosja nie ma żadnych problemów z wyznaczaniem, kto może, a kto nie tam wjechać, i z tym, jak ma interpretować prawo międzynarodowe. Europa nie chce tak samo odpowiadać. Nie mówiąc, że wciąż odczuwamy zwykły deficyt solidarności. Jak trudno zademonstrować siłę i jedność Europy widać choćby w przypadku sankcji wobec Rosji, których wprowadzenie napotykało dziesiątki sprzeciwów. My stawiamy tamę „wilkom”, a Cypr – członek UE – wspiera separatystyczny samorząd „wyzwolonego” Debalcewe na Ukrainie. Rosja nie musi się przejmować dylematami Zachodu. Brak proporcjonalności widać nawet w dziedzinach, które zdają się sferą życia i śmierci. Po wprowadzeniu nowych typów rosyjskich czołgów armie NATO mogą mieć problem ze stawieniem im czoła, bo do ich pokonania potrzebne są pociski z uranowymi rdzeniami. Armie europejskie wahają się z ich wprowadzeniem, podczas gdy Rosja nie ma rozterek.
Jeszcze wyraźniej granicę cywilizacji widać w relacjach Europy ze światem islamu. W Wielkiej Brytanii problemem było nawet powstrzymanie siejących nienawiść fundamentalistycznych kaznodziejów (jest wolność wyznania…). Oczywiście trudno powoływać się na to, że w Arabii Saudyjskiej nie ma żadnego chrześcijańskiego kościoła, a posiadanie Biblii to przestępstwo. Nie mówiąc o odrażających wyczynach fundamentalistów z Państwa Islamskiego. Odrzucając metody fundamentalizmu i autorytaryzmu, dowodzimy wyższości naszej cywilizacji. Tyle że w oczach „wilków” i ortodoksów jest to potwierdzenie naszej słabości zachęcającej do kolejnych prowokacji. Czyżbyśmy musieli wybierać między szacunkiem dla zasad cywilizacji zachodniej i skutecznością działania? Przykład Ameryki niewiedzącej, co począć z więzieniem w Guantanamo, pokazuje, że łatwo nie będzie.
Nie mamy być tacy jak oni? To właśnie dylemat państw demokratycznych, które muszą stawiać czoła „barbarzyńcom” stającym u ich bram albo już na miejscu żądającym ustępstw wykraczających poza granice ich tradycji i praw. Rosja nie ma żadnych problemów z wyznaczaniem, kto może, a kto nie tam wjechać, i z tym, jak ma interpretować prawo międzynarodowe. Europa nie chce tak samo odpowiadać. Nie mówiąc, że wciąż odczuwamy zwykły deficyt solidarności. Jak trudno zademonstrować siłę i jedność Europy widać choćby w przypadku sankcji wobec Rosji, których wprowadzenie napotykało dziesiątki sprzeciwów. My stawiamy tamę „wilkom”, a Cypr – członek UE – wspiera separatystyczny samorząd „wyzwolonego” Debalcewe na Ukrainie. Rosja nie musi się przejmować dylematami Zachodu. Brak proporcjonalności widać nawet w dziedzinach, które zdają się sferą życia i śmierci. Po wprowadzeniu nowych typów rosyjskich czołgów armie NATO mogą mieć problem ze stawieniem im czoła, bo do ich pokonania potrzebne są pociski z uranowymi rdzeniami. Armie europejskie wahają się z ich wprowadzeniem, podczas gdy Rosja nie ma rozterek.
Jeszcze wyraźniej granicę cywilizacji widać w relacjach Europy ze światem islamu. W Wielkiej Brytanii problemem było nawet powstrzymanie siejących nienawiść fundamentalistycznych kaznodziejów (jest wolność wyznania…). Oczywiście trudno powoływać się na to, że w Arabii Saudyjskiej nie ma żadnego chrześcijańskiego kościoła, a posiadanie Biblii to przestępstwo. Nie mówiąc o odrażających wyczynach fundamentalistów z Państwa Islamskiego. Odrzucając metody fundamentalizmu i autorytaryzmu, dowodzimy wyższości naszej cywilizacji. Tyle że w oczach „wilków” i ortodoksów jest to potwierdzenie naszej słabości zachęcającej do kolejnych prowokacji. Czyżbyśmy musieli wybierać między szacunkiem dla zasad cywilizacji zachodniej i skutecznością działania? Przykład Ameryki niewiedzącej, co począć z więzieniem w Guantanamo, pokazuje, że łatwo nie będzie.