Tunezyjczycy pokazali Zachodowi, ze demokracja na Bliskim Wschodzie i w Afryce północnej jest możliwa. Pod warunkiem, że nie zostanie po prostu importowana.
Tegoroczna Pokojowa Nagroda Nobla nie jest zbyt medialna. Nawet dziennikarze zajmujący się od długich lat polityką międzynarodową (jak choćby autor tego komentarza) musieli zastanowić się dłuższą chwilę zanim odważyli się zabrać głos na temat wydanego w Oslo werdyktu. W pierwszej chwili zapanowała nawet pewna konsternacja: więc nie Merkel? Nie papież?
Na szczęście członkowie Komitetu Noblowskiego uwolnili się na chwilę od politycznych i piarowskich więzów i podjęli naprawdę dobrą decyzję. Tunezyjskiemu Kwartet na rzecz Dialogu Narodowego naprawdę zasłużył na uznanie i świat wreszcie to docenił, nawet jeśli goniące za wiadomościami dnia media już dawno zapomniały o zapoczątkowanej właśnie w Tunezji w grudniu 2010 r. arabskiej wiośnie, o upadłych dyktaturach, o kilku burzliwych latach w całym regionie.
Zasługi nagrodzonych powinna dostrzec zwłaszcza Europa borykająca się z falą uchodźców. To właśnie wysiłki Kwartetu sprawiły, że tych uchodźców jest najmniej z Tunezji bo dzięki szerokiemu dialogowi narodowemu uniknęła ona chaosu, który po Arabskiej Wiośnie ogarnął inne kraje. Ironicznie można by powiedzieć, że być może dlatego, iż budowy tunezyjskiej demokracji nie wsparł nikt przy użyciu rakiet i bombowców.
To, że Tunezja przeszła względnie spokojnie przez ostatnie lata i zdołała stworzyć stabilną władzę jest przy okazji zaprzeczeniem popularnej tezy, że Bliski Wschód i północna Afryka są „genetycznie odporne na demokrację”. Po latach chaosu w Egipcie albo wręcz wojny domowej w Libii, Iraku, czy Syrii wielu zachodnich obserwatorów skłania ku opinii, że w państwach arabskich tylko twardy reżim pozwala na utrzymanie porządku, więc może lepiej pozostawić u władzy kilku dyktatorów. Inaczej do głosu dojdą dżihadyści, którzy zaprowadzą terror Państwa Islamskiego.
Tunezyjczycy pokazali, że nie jest to bynajmniej oczywiste a także, że wcale nie potrzebują gotowych wzorców importowanych z Europy albo Ameryki. Jeśli nawet z nich korzystają to dopiero po dostosowaniu ich do miejscowych warunków. W pewnym sensie dali wręcz Zachodowi lekcję gdy w imię interesu narodowego i racji stanu współpracować zaczęły ze sobą związki zawodowe i związki pracodawców, choć wydawałoby się, że w trudnych czasach ich interesy się rozchodzą.
Tegoroczna nagroda nam Polakom powinna przypomnieć Nobla dla Lecha Wałęsy z 1983 r. To oczywiste, ze nie było to wówczas wyróżnienie dla jednego człowieka, ale dla całego ruchu, który swoją osobą reprezentował. Ruchu, który – podobnie jak w ostatnich czterech latach tunezyjski Kwartet – potrafił zjednoczyć większość społeczeństwa dla wielkiej sprawy.
Inna rzecz to pytanie o to jak Tunezyjczycy będą wspominać swoje czasy historycznej jedności po następnych 30 latach. Na razie wygląda na to, że perspektywy mają lepsze niż większość ich arabskich pobratymców, nawet jeśli tegoroczne zamachy terrorystyczne przestraszyły obcokrajowców i zagroziły ważnej dla gospodarki turystyce. Kraj jednak się nie załamał, właśnie dzięki sukcesowi Kwartetu na rzecz Dialogu Narodowego.
Na szczęście członkowie Komitetu Noblowskiego uwolnili się na chwilę od politycznych i piarowskich więzów i podjęli naprawdę dobrą decyzję. Tunezyjskiemu Kwartet na rzecz Dialogu Narodowego naprawdę zasłużył na uznanie i świat wreszcie to docenił, nawet jeśli goniące za wiadomościami dnia media już dawno zapomniały o zapoczątkowanej właśnie w Tunezji w grudniu 2010 r. arabskiej wiośnie, o upadłych dyktaturach, o kilku burzliwych latach w całym regionie.
Zasługi nagrodzonych powinna dostrzec zwłaszcza Europa borykająca się z falą uchodźców. To właśnie wysiłki Kwartetu sprawiły, że tych uchodźców jest najmniej z Tunezji bo dzięki szerokiemu dialogowi narodowemu uniknęła ona chaosu, który po Arabskiej Wiośnie ogarnął inne kraje. Ironicznie można by powiedzieć, że być może dlatego, iż budowy tunezyjskiej demokracji nie wsparł nikt przy użyciu rakiet i bombowców.
To, że Tunezja przeszła względnie spokojnie przez ostatnie lata i zdołała stworzyć stabilną władzę jest przy okazji zaprzeczeniem popularnej tezy, że Bliski Wschód i północna Afryka są „genetycznie odporne na demokrację”. Po latach chaosu w Egipcie albo wręcz wojny domowej w Libii, Iraku, czy Syrii wielu zachodnich obserwatorów skłania ku opinii, że w państwach arabskich tylko twardy reżim pozwala na utrzymanie porządku, więc może lepiej pozostawić u władzy kilku dyktatorów. Inaczej do głosu dojdą dżihadyści, którzy zaprowadzą terror Państwa Islamskiego.
Tunezyjczycy pokazali, że nie jest to bynajmniej oczywiste a także, że wcale nie potrzebują gotowych wzorców importowanych z Europy albo Ameryki. Jeśli nawet z nich korzystają to dopiero po dostosowaniu ich do miejscowych warunków. W pewnym sensie dali wręcz Zachodowi lekcję gdy w imię interesu narodowego i racji stanu współpracować zaczęły ze sobą związki zawodowe i związki pracodawców, choć wydawałoby się, że w trudnych czasach ich interesy się rozchodzą.
Tegoroczna nagroda nam Polakom powinna przypomnieć Nobla dla Lecha Wałęsy z 1983 r. To oczywiste, ze nie było to wówczas wyróżnienie dla jednego człowieka, ale dla całego ruchu, który swoją osobą reprezentował. Ruchu, który – podobnie jak w ostatnich czterech latach tunezyjski Kwartet – potrafił zjednoczyć większość społeczeństwa dla wielkiej sprawy.
Inna rzecz to pytanie o to jak Tunezyjczycy będą wspominać swoje czasy historycznej jedności po następnych 30 latach. Na razie wygląda na to, że perspektywy mają lepsze niż większość ich arabskich pobratymców, nawet jeśli tegoroczne zamachy terrorystyczne przestraszyły obcokrajowców i zagroziły ważnej dla gospodarki turystyce. Kraj jednak się nie załamał, właśnie dzięki sukcesowi Kwartetu na rzecz Dialogu Narodowego.