To co wydarzyło się w Paryżu zmusza do szybkiego wyciągnięcia wniosków. Nie ma bowiem wątpliwości, że po raz kolejny zaatakowany została nie tylko Francja i jej stolica, ale cała Europa.
O tym, że coś takiego może się zdarzyć wiadomo było od dawna. Zemstę zapowiadali przywódcy Państwa Islamskiego i wszelkiej maści watażkowie ich sojuszników. Poszlaki wskazujące na eksplozję w rosyjskim samolocie, który spadł na Synaju też potwierdzają, że terroryści przechodzą do czynów.
Nie wiem czy tyle wystarczy, czy może koniecznych będzie więcej ofiar ale szybkimi krokami zbliża się koniec pobłażania i otrzeźwienie z letargu wywołanego polityczną poprawnością. Nie możemy godzić się, by nawiedzeni szaleńcy wykolejeńcy cynicznie wykorzystywali prawa człowieka oraz zasady tolerancji kulturowej i religijnej dla szerzenia swoich pomyleńczych idei. Prowadzi to w ostatecznym rachunku do tego co wydarza się już drugi raz w tym roku w stolicy Francji, co stało się wcześniej w Londynie czy Madrycie.
Ludzie szykujący kolejne zamachy zasady tolerancji, humanizmu i poszanowanie prawa mają za słabość i frajerstwo. Do zwykłych Niemców, Szwedów czy Francuzów już to dociera. Do polityków znacznie wolniej. Oczywiście poza skrajnymi, ksenofobicznymi populistami, którzy potrafią każdą odsłonę cywilizacyjnego konfliktu wykorzystać na swoją korzyść. Każdy kolejny zamach to kolejne punkty poparcia dla nich.
Ile punktów straci teraz Francois Hollande? A ile Angela Merkel? Czy pani kanclerz wyciągnie z tego lekcję, czy też nadal upierać się będzie przy niekontrolowanej, wręcz anarchicznej otwartości granic? Wiele wskazuje na to, że zmienia zdanie (a wydarzenia paryskie tylko to przyspieszą), choć oczywiście nie może tego powiedzieć głośno. Na razie łatwiej wskazywać na „niecywilizowane“ państwa południa Europy, które próbują się bronić zadeptywane przez tłumy migrantów.
Inna rzecz, że najmniej w całej sprawie chodzi o dzisiejszych uchodźców. Prawdziwy dramat to kilkaset tysięcy, a może więcej tych migrantów, którzy żyją w Europie od dawna a Europejczykami się nie stali i stać nie zamierzają. Wręcz przeciwnie. To powód do rozliczenia całej polityki imigracyjnej ostatnich dekad i to w wielu państwach. Bez zmian część dzisiejszych uchodźców też zboczy na manowce alienacji i fundamentalizmu. O ile już nie ma wśród nich emisariuszy dżihadu.
W Polsce z takimi problemami na szczęście nie musimy się borykać, co oczywiście nie znaczy że mamy czekać aż nadejdą. Bez histerii i ksenofobii, ale czujmy się ostrzeżeni, by nie popełniać cudzych błędów. Czas przyjrzeć się fatalnie działającym programom integracji imigrantów albo temu kto wspomaga u nas niektóre napływowe islamskie wspólnoty religijne i jakie mogą być tego skutki. Lepiej byśmy nie musieli przekonywać się jaka jest różnica między łagodną modlitwą polskich Tatarów a „kazaniami nienawiści“ rodem z meczetów Wschodniego Londynu.
Nie wiem czy tyle wystarczy, czy może koniecznych będzie więcej ofiar ale szybkimi krokami zbliża się koniec pobłażania i otrzeźwienie z letargu wywołanego polityczną poprawnością. Nie możemy godzić się, by nawiedzeni szaleńcy wykolejeńcy cynicznie wykorzystywali prawa człowieka oraz zasady tolerancji kulturowej i religijnej dla szerzenia swoich pomyleńczych idei. Prowadzi to w ostatecznym rachunku do tego co wydarza się już drugi raz w tym roku w stolicy Francji, co stało się wcześniej w Londynie czy Madrycie.
Ludzie szykujący kolejne zamachy zasady tolerancji, humanizmu i poszanowanie prawa mają za słabość i frajerstwo. Do zwykłych Niemców, Szwedów czy Francuzów już to dociera. Do polityków znacznie wolniej. Oczywiście poza skrajnymi, ksenofobicznymi populistami, którzy potrafią każdą odsłonę cywilizacyjnego konfliktu wykorzystać na swoją korzyść. Każdy kolejny zamach to kolejne punkty poparcia dla nich.
Ile punktów straci teraz Francois Hollande? A ile Angela Merkel? Czy pani kanclerz wyciągnie z tego lekcję, czy też nadal upierać się będzie przy niekontrolowanej, wręcz anarchicznej otwartości granic? Wiele wskazuje na to, że zmienia zdanie (a wydarzenia paryskie tylko to przyspieszą), choć oczywiście nie może tego powiedzieć głośno. Na razie łatwiej wskazywać na „niecywilizowane“ państwa południa Europy, które próbują się bronić zadeptywane przez tłumy migrantów.
Inna rzecz, że najmniej w całej sprawie chodzi o dzisiejszych uchodźców. Prawdziwy dramat to kilkaset tysięcy, a może więcej tych migrantów, którzy żyją w Europie od dawna a Europejczykami się nie stali i stać nie zamierzają. Wręcz przeciwnie. To powód do rozliczenia całej polityki imigracyjnej ostatnich dekad i to w wielu państwach. Bez zmian część dzisiejszych uchodźców też zboczy na manowce alienacji i fundamentalizmu. O ile już nie ma wśród nich emisariuszy dżihadu.
W Polsce z takimi problemami na szczęście nie musimy się borykać, co oczywiście nie znaczy że mamy czekać aż nadejdą. Bez histerii i ksenofobii, ale czujmy się ostrzeżeni, by nie popełniać cudzych błędów. Czas przyjrzeć się fatalnie działającym programom integracji imigrantów albo temu kto wspomaga u nas niektóre napływowe islamskie wspólnoty religijne i jakie mogą być tego skutki. Lepiej byśmy nie musieli przekonywać się jaka jest różnica między łagodną modlitwą polskich Tatarów a „kazaniami nienawiści“ rodem z meczetów Wschodniego Londynu.