Teraz, odbierając mieszkanie od dużego, zagranicznego dewelopera, w prestiżowej lokalizacji, dostałem jedynie kartkę, że licznik energii jest zaplombowany i że mam się sam zgłosić do Innogy (dlaczego akurat do tego dystrybutora? Prowizja ?) w celu zawarcia stosownej umowy. Zajęło mi to jakieś łącznie kilka godzin.
Co to Innogy? To po prostu RWE po zmianie nazwy. Na stronie internetowej dowiadujemy się, że nazwę zmienili w związku z restrukturyzacją Grupy, a ta związana jest z „dekarbonizacją, decentralizacją i digitalizacją” (nieznane terminy proszę sobie sprawdzić w Wikipedii). Szumnie dodają, że będzie to „bardziej rewolucja niż ewolucja”. Tej rewolucji doświadczyłem próbując kupić prąd.
Innogy ma swoje biura obsługi klienta tylko w kilku warszawskich galeriach handlowych. W pobliskiej mi Arkadii jest to lokal o powierzchni jakichś 40 mkw. Klienci nie mieszczą się w środku, nie ma gdzie usiąść, tłum przed drzwiami. Pobieram numerek – 153. Na tablicy wyświetla się 126, więc idę w trasę. Wraz z kolejnymi kółkami, co jakieś 15 minut spoglądam ilu klientów przed tobą. Po drodze mijam sklepiki ze świecami, gdzie problem oświetlenia można rozwiązać od ręki. Po kilku rundach wokół Arkadii numerek przeskoczył o jedną pozycję. Pytam panią na wejściu, czy tu tak zawsze, może z rana powinienem przyjść? Nie, rano, godzinę przed otwarciem ustawia się kolejka. Kolejkowicze stłoczeni przy drzwiach życzliwie tłumaczą: w Arkadii i tak jest najsprawniej.
Na moje głupie pytania czy sprawy nie można załatwić telefonicznie lub przez Internet skoro i tak już jestem klientem Innogy, słyszę że nie. Ale dobra wiadomość, mogę wklepać w maszynę swój numer telefonu i dostanę kiedyś info, że za ok. 15 min mnie łaskawie obsłużą. Do tego komunikat sms, że w tym czasie mogę „swobodnie udać się na małe zakupy”. Niby sensowne, ale zawodne.
Wbiega spocony facet, krzyczy że ma numerek wcześniejszy, dostał smsa i jest po 11 minutach. W czasie jego biegu część klientów zrezygnowało, numerki przeskoczyły szybciej. -Trudno - wyjaśnia pani kierowniczka ruchu, jak pana przepuszczą to ok, jak nie to nie to proszę pobrać kolejny numerek. Nie przepuścili.
– Trzeba było, tak jak czekać przy drzwiach, a nie się włóczyć – pouczyła go starsza pani, pamiętająca kolejki po mięso i papier toaletowy. Po 3 godzinach załatwiam swoją sprawę i nie ukrywam, że tylko dzięki zastosowaniu swojej mało eleganckiej metody, której bezpłatnie nie ujawnię. Przytoczę tylko jeszcze jeden cytat ze strony Innogy: „wraz z digitalizacją powstaną zupełnie nowe możliwości zaangażowania dla konsumentów”.
Po co zanudzam Was, tą prywatną opowieścią? Po pierwsze dlatego, żebyście wiedzieli co was czeka. Po drugie, po to, żebyście zapoznali się jakością obsługi innych dostawców energii. Po trzecie, żebyście zapamiętali, że jak chcesz coś od jakiejś firmy to się nie dopchasz i nie dodzwonisz. Ale jak jakaś firma będzie chciała złowić cię na jakiś bezużyteczny produkt, dzwonić będą nawet w niedzielę. Nie wiadomo przy tym, kto opchnął im twoje dane teleadresowe. Zaoferują, że podjadą do domu, do pracy, gdziekolwiek, i w dowolnym, dogodnym dla ciebie terminie. Dostawcę specjalnych garnków czy kołder może zbyć. Prąd jest ci niezbędny więc dostawca wie, że będziesz czekał cierpliwie nawet pół dnia. No chyba, że stylowy świecznik…
Na koniec znowu prywatna anegdota. Dzwoni kobieta z oczywiście tajnego numeru i oferuje jakiś fundusz czy ubezpieczenie emerytalne. Jestem w dobrym humorze, więc grzecznie odpowiadam, że nie chcę. – Jak to, nie zadba pan o swoją emeryturę ?!! – pyta zgodnie z leżącą przed nią instrukcją rozmowy. – Nie, bo dziś wieczorem planuję samobójstwo – odpowiadam poważnym tonem. Długie milczenie i pewnie wertowanie instrukcji rozmowy. Po czym uprzejmie: życzę miłego dnia, pozwolę sobie odezwać się w przyszłym tygodniu.