Za komuny, gdzie nic w sklepach nie było, artykuły pierwszej potrzeby, produkty niemal niezbędne do życia, wydawano na kartki. Do tych dóbr należał m.in. cukier, masło, mięso, ryż, mąka, ale także… alkohol i papierosy. Jarali niemal wszyscy i wszędzie. Z sentymentu przypomnę znane mi z wczesnej młodości marki: sporty, klubowe, giewonty, popularne, ekstra mocne (z filtrem lub bez). To wyroby krajowej produkcji i socjalistycznej jakości. Bardzo śmierdziały, ale trudno. Zachodnie tytoniowe rarytasy dostępne były tylko za dewizy w Pewexach i u szatniarzy w ekskluzywnych - jak na owe czasy - restauracjach i klubach nocnych. Ceny astronomiczne, ale produkt dostępny.
Nie było wolności gospodarczej, ani politycznej. Ale była wolność jarania. Doceniając transformację ustrojową, pragnę zaprotestować przeciwko coraz większym represjom wobec osób korzystających z nikotynowych używek. Przy okazji przypomnę, że to palacze obalili komunizm: Wałęsa, Kuroń, Michnik, Mazowiecki… Pierwszy premier III RP zapytany, jak sobie radzi na spotkaniach, gdzie palić nie wolno, odparł: nie chodzę na takie.
Nie sądzę, że medycyna poczyniła tak olbrzymie postępy, iż dopiero od niedawna wiadomo, że palenie szkodzi. Zapewne szkodzi, choć osobom zwracającym się do mnie z troską opowiadam anegdotę z wakacji. Rejs jachtem na Kanarach. Na pokład wchodzi starszy wycieczkowicz pytając od razu kapitana, czy i gdzie można tu palić. Kapitan wskazuje rufę jachtu i ustawiony tam słoik na pety. Przy tym słoiku spotykam się ze starszym panem raz na pół godziny, nawiązuje się towarzyska rozmowa, z której wynika, że to lekarz kardiolog z Konina. Wykorzystując okazję bezpłatnej konsultacji pytam: - no i pan jara? – Jaram, bo muszę – odpowiada tajemniczo, lecz od razu wyjaśnia. – A wie pan kogo mi ciągle na oddział przywożą? Wylewy, udary, a gdy robię rutynowy wywiad, to mówią, że właśnie palenie rzucili. Mój bliski znajomy też rzucił, dumny chodził przez miesiąc. Teraz też chodzi, a raczej człapie bo mu 25 kg przybyło.
Jest taka liberalna definicja wolności, która mówi, że twoja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka. Wyznając tę mądrą zasadę przyznać muszę, że pewne obostrzenia miały sens. Dlaczego ktoś ma wdychać dym, który kto inny emituje, czyli biernie palić, jeśli sobie tego nie życzy? Dlaczego ubrania osoby niepalącej mają być przesiąknięte dymem tytoniowym? Zgoda nawet na wysoką cenę wyrobów tytoniowych, w tym ostatnią drastyczną podwyżkę akcyzy aż o 10 procent. Zgoda, bo nie ma przymusu palenia. Inna sprawa, że wzrośnie przemyt, produkcja własna a jeśli coś już do budżetu państwa trafi, to już na pewno nie na zdrowie czy profilaktykę będzie wydane. Są inne priorytety.
Ale jakiś czas temu pojawiły się papierosowe alternatywy, koncerny tytoniowe i start -upy prześcigają w kolejnych innowacyjnych produktach. E-papierosy, liquidy, podgrzewacze itp. Są dużo mniej szkodliwe (nawet 95% mniej), ale to ostatecznie okaże się po wielu latach. Na użytek tego tekstu jednak nie o zdrowie użytkowników chodzi, tylko o hipokryzję państwa. Alternatywy nie śmierdzą, jeśli już smrodem ktoś chce nazywać woń dymu tytoniowego. Wydychamy nie dym z substancjami smolistymi, tylko parę wodną. Nie pozostawiam resztek w postaci petów, nie stanowimy zagrożenia pożarowego, bo tu nie ma tu ognia. Jednak ustawodawca wrzucił te produkty do jednego worka ze zwykłymi fajkami i zaostrza przepisy, dotyczące miejsc gdzie mogę z tych wynalazków korzystać. To samo dotyczy zakazu promocji.
Decydenci od zdrowia powinni mnie zachęcać do zmiany profilu jarania na mniej szkodliwy i wręcz bezinwazyjny dla otoczenia. Tymczasem już zapowiada się kolejną, radykalną podwyżkę akcyzy, tym razem na płyn do e-papierosów. Kolejny, tym razem finansowy demotywator. We Włoszech po podwyżce akcyzy około 80-90 procent rynku zostało przejętych przez nielegalnych producentów i sprzedawców. Wpływy do budżetu zamiast 100 mln euro wyniosły jedynie 5 mln euro i po zmianie rządu zdecydowano się na obniżkę akcyzy.
Można dalej ciągnąć tę argumentację, ale po co? Niby jak rozbić mur całkowitej bezmyślności. No jest jeszcze znana z erystyki metoda ad absurdum. W aptekach dostępne są produkty nikotynowe w postaci gum do żucia i plastrów. Może i na te produkty nałożymy olbrzymią akcyzę, zakażemy promocji i używania w miejscach publicznych. Uzasadnienie jakieś się znajdzie. Tym bardziej dla obostrzeń dotyczących perfum. Tak, perfum, bo niektóre kobiety nie znajdują innego sposobu zwrócenia na siebie uwagi, niż oblanie się flakonem cieczy zapachowej. Może kogoś przywabią, ale innym ograniczą wolność do bezzapachowego powietrza.