Jak podają media, w I kwartale bieżącego roku ubezpieczyciele sprzedali o 32 procent więcej ubezpieczeń zdrowotnych niż w analogicznym okresie rok ubiegłego (Mateusz Pawlak, „Rzeczpospolita”). „Największa dynamika utrzymuje się w sprzedaży polis indywidualnych. Ich liczba wzrosła ponad trzykrotnie, osiągając 197 tys. Polisy grupowe posiada 1 mln osób – 20 proc. więcej niż przed rokiem. Rośnie składka w segmencie ubezpieczeń zdrowotnych. Jej wartość powiększyła się o 16 procent., do poziomu 114,5 mln zł.” – przytaczam dane za autorem. Powody?
Z przywołanych badań prowadzonych przez Watch Health Care wynika, że średni czas oczekiwania na tzw. gwarantowane usługi medyczne wydłużył się w 2015 r. o kolejny tydzień i wnosi już średnio 11,5 tygodnia. Rządowe pomysły nie przynoszą poprawy.
Dorota Bartkowska, szefowa ubezpieczeń zdrowotnych Compensy twierdzi, że tzw. pakiet onkologiczny sprawił, że samo zdiagnozowanie nowotworu jest szybsze, ale trzeba na leczenie czekać tyle samo co wcześniej.– Dlatego coraz większa grupa Polaków ubezpiecza się prywatnie tam, gdzie gwarantowane są pięciodniowe terminy oczekiwania na wizytę – wyjaśnia Bartkowska.
Podane informacje nie zaskakują. Publiczna służba zdrowia działa tak, że zadowolonych jest 2 % (słownie: dwa procent) respondentów. Rośnie liczba tych którzy z państwową jednostką medyczną mieli pierwszy i ostatni kontakt na porodówce w roli narodzonego. Rośnie też liczba tych, którzy omijają nawet państwowe porodówki. Ale ilu na to stać, żeby rodzić się i leczyć wyłącznie prywatnie. W dodatku płacąc obowiązkowe składki na publiczne lecznictwo.
Prywatna służba zdrowia i ubezpieczenia zdrowotne rozwijają się świetnie na gruzach publicznej opieki. Wystarczy obejrzeć reklamy w tv i kosztowne akcje marketingowe firm ubezpieczeniowych. Prywatne gabinety stomatologiczne są już w co czwartym budynku. Ta sieć przegania branżę sklepów: alkohol - 24 godziny na dobę.
Co z tym zrobić. Partie przed wyborami coś zaproponują? Nic nie zaproponują, coś tam ogólnego obiecają i tyle. Pięć lat temu ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz przedstawiła projekt ustawy o uldze podatkowej dla prywatnie ubezpieczonych. Projekt zablokował resort skarbu. Nie chce mi się szukać, dlaczego, bo w ogóle nie o to chodzi.
Nie chodzi też o kolejne reformy typu Kasy Chorych , Narodowy Fundusz Zdrowia, ulgi, dotacje, pseudo-prywatyzację itp. Co ekipa to reforma. A i tak po 5 miesiącach na umówioną wizytę do państwowego lekarza trzeba nieść segregator badań, bo informatyka w tej sferze jest pojęciem mało znanym. Pamiętacie co to projekt RUM i kiedy powstał?
Drodzy wyborcy zapytajcie tych mędrców od in vitro czy seksualnych odstępstw, czy i jak państwo ma dbać o zdrowie obywateli. Wybory to dobra okazja aby wymusić konkretne deklaracje. Moja nieśmiała sugestia cynika i ignoranta: USA sprzed Obamacare czyli dobrowolność ubezpieczeń zdrowotnych i jakiś skromny koszyk świadczeń gwarantowanych przez państwo. Ale gwarantowanych realnie, a nie pustym zapisem konstytucyjnym.
Dorota Bartkowska, szefowa ubezpieczeń zdrowotnych Compensy twierdzi, że tzw. pakiet onkologiczny sprawił, że samo zdiagnozowanie nowotworu jest szybsze, ale trzeba na leczenie czekać tyle samo co wcześniej.– Dlatego coraz większa grupa Polaków ubezpiecza się prywatnie tam, gdzie gwarantowane są pięciodniowe terminy oczekiwania na wizytę – wyjaśnia Bartkowska.
Podane informacje nie zaskakują. Publiczna służba zdrowia działa tak, że zadowolonych jest 2 % (słownie: dwa procent) respondentów. Rośnie liczba tych którzy z państwową jednostką medyczną mieli pierwszy i ostatni kontakt na porodówce w roli narodzonego. Rośnie też liczba tych, którzy omijają nawet państwowe porodówki. Ale ilu na to stać, żeby rodzić się i leczyć wyłącznie prywatnie. W dodatku płacąc obowiązkowe składki na publiczne lecznictwo.
Prywatna służba zdrowia i ubezpieczenia zdrowotne rozwijają się świetnie na gruzach publicznej opieki. Wystarczy obejrzeć reklamy w tv i kosztowne akcje marketingowe firm ubezpieczeniowych. Prywatne gabinety stomatologiczne są już w co czwartym budynku. Ta sieć przegania branżę sklepów: alkohol - 24 godziny na dobę.
Co z tym zrobić. Partie przed wyborami coś zaproponują? Nic nie zaproponują, coś tam ogólnego obiecają i tyle. Pięć lat temu ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz przedstawiła projekt ustawy o uldze podatkowej dla prywatnie ubezpieczonych. Projekt zablokował resort skarbu. Nie chce mi się szukać, dlaczego, bo w ogóle nie o to chodzi.
Nie chodzi też o kolejne reformy typu Kasy Chorych , Narodowy Fundusz Zdrowia, ulgi, dotacje, pseudo-prywatyzację itp. Co ekipa to reforma. A i tak po 5 miesiącach na umówioną wizytę do państwowego lekarza trzeba nieść segregator badań, bo informatyka w tej sferze jest pojęciem mało znanym. Pamiętacie co to projekt RUM i kiedy powstał?
Drodzy wyborcy zapytajcie tych mędrców od in vitro czy seksualnych odstępstw, czy i jak państwo ma dbać o zdrowie obywateli. Wybory to dobra okazja aby wymusić konkretne deklaracje. Moja nieśmiała sugestia cynika i ignoranta: USA sprzed Obamacare czyli dobrowolność ubezpieczeń zdrowotnych i jakiś skromny koszyk świadczeń gwarantowanych przez państwo. Ale gwarantowanych realnie, a nie pustym zapisem konstytucyjnym.