Dlaczego Marek Sawicki musiał zrezygnować z wygodnego, ministerialnego fotela? Otóż wcale nie stało się tak dlatego, że na tzw. taśmach Serafina padły słowa stawiające go w niezbyt korzystnym świetle. Sawicki musiał odejść - bo tak się zarządza kryzysem.
Dymisja Sawickiego to – ani mniej, ani więcej - element kryzysowego PR-u rządu. O istnieniu niewygodnych dla Sawickiego taśm wiedziano już od dawna - pytanie brzmiało: kiedy ktoś je ujawni i czy wzbudzą zainteresowanie opinii publicznej. Gdy „taśmy prawdy PSL-u” wreszcie upubliczniono - nikt nie był tym zaskoczony. Donald Tusk i Waldemar Pawlak spróbowali więc przejść nad sprawą do porządku dziennego – i cały kryzys przemilczeć. Nie udało się – jest lato, sezon ogórkowy, nie ma czym odwrócić uwagi mediów od informacji, że były prezes Agencji Rozwoju Rolnictwa „kryje d… Sawickiemu”.
Skoro media pytają, a opozycja drze szaty, wymachuje szabelką i lamentuje nad losem Polski, którą rządzą tacy ludzie – owi rządzący ludzie musieli działać. Jak zminimalizować szkody wynikające z nadmiernej rozmowności jednego działacza PSL-u i nadmiernej skłonności drugiego, do utrwalania rozmów kamerą? To proste - potrzebna była drastyczna zmiana dyskursu. A żeby zmienić dyskurs trzeba zainscenizować spektakl większy, niż ten tworzony przez przeciwników. Najpierw więc Sawicki wyszedł do dziennikarzy i buńczucznie oświadczył, że nie obawia się iść „na dywanik” do Pawlaka, a po wyjściu ze spotkania oświadczył: odchodzę. I poszedł.
Po co ten cały teatrzyk przed kamerami? By przyciągnąć uwagę mediów. Sawicki miał swoje pięć minut, w czasie których w błysku fleszy mógł zagrać człowieka honoru, skrzywdzonego przez kłamliwe pomówienia i apelującego do mediów, prokuratorów i całego świata, by jak najszybciej pomogli mu udowodnić, że jest niewinny. Wzruszające, prawda?
W ten sposób afera taśmowa została obudowana spektaklem, do którego wszyscy aktorzy byli dobrze przygotowani. Sawicki odegrał rolę rycerza, który honorowo opuścił ministerstwo. Tusk zagrał surowego Cezara, w przypadku którego nie tylko żona, ale również ministrowie muszą być poza wszelkimi podejrzeniami. Taśmy „obsadzono” zaś w roli smoka – a smok, jak to smok, musi przegrać z rycerzem (już zresztą przegrywa – Pawlak najpierw skłonił Sawickiego do dymisji, a zaraz potem przekonywał, że żadnej afery taśmowej nie ma – jest co najwyżej rozmowa dwóch sfrustrowanych działaczy), który i tak w końcu musi przegrać z rycerzem na białym koniu. Proszę państwa – tak się rozgrywa kryzys.
Skoro media pytają, a opozycja drze szaty, wymachuje szabelką i lamentuje nad losem Polski, którą rządzą tacy ludzie – owi rządzący ludzie musieli działać. Jak zminimalizować szkody wynikające z nadmiernej rozmowności jednego działacza PSL-u i nadmiernej skłonności drugiego, do utrwalania rozmów kamerą? To proste - potrzebna była drastyczna zmiana dyskursu. A żeby zmienić dyskurs trzeba zainscenizować spektakl większy, niż ten tworzony przez przeciwników. Najpierw więc Sawicki wyszedł do dziennikarzy i buńczucznie oświadczył, że nie obawia się iść „na dywanik” do Pawlaka, a po wyjściu ze spotkania oświadczył: odchodzę. I poszedł.
Po co ten cały teatrzyk przed kamerami? By przyciągnąć uwagę mediów. Sawicki miał swoje pięć minut, w czasie których w błysku fleszy mógł zagrać człowieka honoru, skrzywdzonego przez kłamliwe pomówienia i apelującego do mediów, prokuratorów i całego świata, by jak najszybciej pomogli mu udowodnić, że jest niewinny. Wzruszające, prawda?
W ten sposób afera taśmowa została obudowana spektaklem, do którego wszyscy aktorzy byli dobrze przygotowani. Sawicki odegrał rolę rycerza, który honorowo opuścił ministerstwo. Tusk zagrał surowego Cezara, w przypadku którego nie tylko żona, ale również ministrowie muszą być poza wszelkimi podejrzeniami. Taśmy „obsadzono” zaś w roli smoka – a smok, jak to smok, musi przegrać z rycerzem (już zresztą przegrywa – Pawlak najpierw skłonił Sawickiego do dymisji, a zaraz potem przekonywał, że żadnej afery taśmowej nie ma – jest co najwyżej rozmowa dwóch sfrustrowanych działaczy), który i tak w końcu musi przegrać z rycerzem na białym koniu. Proszę państwa – tak się rozgrywa kryzys.