A jeśli byłaby nieskończona liczba wersji naszej planety? A my wyewoluowalibyśmy tylko na tej naszej, a teraz nauczyli się przemieszczać pomiędzy. Jak takie niezmierzone przestrzenie i zasoby zmieniłyby naszą cywilizację?
Przyznaję, że Stephen Baxter to jeden z moich ulubionych pisarzy. Jego autorskie wizje sf może nie są specjalnie pełne akcji, czy zawsze łatwe w odbiorze, ale stawiają bardzo ciekawe pytania o przyszłość ludzkości, czy inne drogi, którymi mogliśmy pójść w naszej historii. A jeśli nawet samodzielnym powieściom Baxtera można zarzucić ciut przynudzania, to gdy tworzy on z kimś (czy z czymś) jest już po prostu rewelacyjnie. Przez "z czymś” rozumiem "z czyimiś ideami, postaciami” - tak było gdy napisał powalającą autoryzowaną kontynuację "Wehikułu czasu” H.G. Wellsa pt. "Statki czasu” czy niedawno, gdy stworzył powieść z Doctorem Who.
Baxter umie też pisać w teamie - czterokrotnie ze świetnym skutkiem łączył swe siły z Arhurem C. Clarkiem, a teraz napisał powieść z Terrym Pratchettem. Wybór partnera na pierwszy rzut oka może wydawać się dziwny, ale wbrew pozorom jest idealny – z Pratchetta od lat aż wylewają się pomysły na nieoczywiste, lekkie fabuły i światy. Twórca "Świata Dysku” pewnie nie raz miał już propozycje czy możliwości zatrudniania podwykonawców, ale nigdy z tego nie korzystał. Jego jedyną powieściową kolaboracją był "Dobry omen” napisany ponad dwadzieścia lat temu z drugim wizjonerem fantasy Neilem Gaimanem. Jednak ostatnie kłopoty zdrowotne pisarza skłoniły go do poszukiwania partnera do nowego cyklu, a Baxter kojarzony dotąd z hard sf to niewątpliwie ktoś, kto naprawdę sporo wniesie do wspólnej pracy, a nie będzie tylko podrabiał styl Pratchetta.
I tak właśnie powstała „Długa ziemia”, powieść bliższa dorobkowi Baxtera niż Pratchetta, ale napisana z lekkością i werwą tego drugiego. Oto pewnego dnia ludzie, dzięki prostemu urządzeniu, mogą przenosić się na inne Ziemie. Dwie – lewą i prawą.
Dokładnie w to samo miejsce, ale na inne równoległe Ziemie, gdzie ewolucja potoczyła się ociupineczkę inaczej. Głównym składnikiem tej ociupineczki jest to, że nie wyewoluował człowiek, ale im idziemy dalej, w następną i następną Ziemię, tym te zmiany mogą być większe. A tych światów są tysiące, miliony, może wręcz nieskończona liczba. Wyobraźcie sobie jak pękają granice, systemy podatkowe, monetarne, jak pomiędzy ludźmi powstają nowe podziały, antagonizmy, bariery. Jak musi zmienić się nasza rzeczywistość. Ale to wszystko to tak naprawdę tło, czy może raczej fundamenty pod nową serię książek. Główną opowieścią w tym tomie jest wyprawa w jaką udają się dwaj nadzwyczajni bohaterowie – Joshua i Lobsang. Jeden z nich urodził się na innej Ziemi i ma wielką łatwość przekraczania pomiędzy Światami (nie potrzebuje do tego żadnych urządzeń), drugi zaś jest... urządzeniem. To pierwsza maszyna myśląca, której sądownie przyznano prawa obywatelskie. Taki tandem rusza przekraczając świat za światem i patrząc czy gdzieś jest jakaś granica, jak zmieni się nasza planeta, gdy odejdzie się od ludzkiego świata na sto tysięcy Ziem? Na milion? Czy istnieje gdzieś inne inteligentne życie? A jeśli to jakie? Możecie mi wierzyć, że mając za autorów taki tandem pomysłowości i podbudowy naukowej jak Pratchett z Baxterem nie będziecie zawiedzeni odpowiedziami na te pytania. "Długa ziemia” to świetne fantastyczno-naukowe rozpoczęcie 2013 r. Oby tak dalej.
"Długa Ziemia” Terry Pratchett, Stephen Baxter; Wyd. Prószyński i S-ka 2013
Baxter umie też pisać w teamie - czterokrotnie ze świetnym skutkiem łączył swe siły z Arhurem C. Clarkiem, a teraz napisał powieść z Terrym Pratchettem. Wybór partnera na pierwszy rzut oka może wydawać się dziwny, ale wbrew pozorom jest idealny – z Pratchetta od lat aż wylewają się pomysły na nieoczywiste, lekkie fabuły i światy. Twórca "Świata Dysku” pewnie nie raz miał już propozycje czy możliwości zatrudniania podwykonawców, ale nigdy z tego nie korzystał. Jego jedyną powieściową kolaboracją był "Dobry omen” napisany ponad dwadzieścia lat temu z drugim wizjonerem fantasy Neilem Gaimanem. Jednak ostatnie kłopoty zdrowotne pisarza skłoniły go do poszukiwania partnera do nowego cyklu, a Baxter kojarzony dotąd z hard sf to niewątpliwie ktoś, kto naprawdę sporo wniesie do wspólnej pracy, a nie będzie tylko podrabiał styl Pratchetta.
I tak właśnie powstała „Długa ziemia”, powieść bliższa dorobkowi Baxtera niż Pratchetta, ale napisana z lekkością i werwą tego drugiego. Oto pewnego dnia ludzie, dzięki prostemu urządzeniu, mogą przenosić się na inne Ziemie. Dwie – lewą i prawą.
Dokładnie w to samo miejsce, ale na inne równoległe Ziemie, gdzie ewolucja potoczyła się ociupineczkę inaczej. Głównym składnikiem tej ociupineczki jest to, że nie wyewoluował człowiek, ale im idziemy dalej, w następną i następną Ziemię, tym te zmiany mogą być większe. A tych światów są tysiące, miliony, może wręcz nieskończona liczba. Wyobraźcie sobie jak pękają granice, systemy podatkowe, monetarne, jak pomiędzy ludźmi powstają nowe podziały, antagonizmy, bariery. Jak musi zmienić się nasza rzeczywistość. Ale to wszystko to tak naprawdę tło, czy może raczej fundamenty pod nową serię książek. Główną opowieścią w tym tomie jest wyprawa w jaką udają się dwaj nadzwyczajni bohaterowie – Joshua i Lobsang. Jeden z nich urodził się na innej Ziemi i ma wielką łatwość przekraczania pomiędzy Światami (nie potrzebuje do tego żadnych urządzeń), drugi zaś jest... urządzeniem. To pierwsza maszyna myśląca, której sądownie przyznano prawa obywatelskie. Taki tandem rusza przekraczając świat za światem i patrząc czy gdzieś jest jakaś granica, jak zmieni się nasza planeta, gdy odejdzie się od ludzkiego świata na sto tysięcy Ziem? Na milion? Czy istnieje gdzieś inne inteligentne życie? A jeśli to jakie? Możecie mi wierzyć, że mając za autorów taki tandem pomysłowości i podbudowy naukowej jak Pratchett z Baxterem nie będziecie zawiedzeni odpowiedziami na te pytania. "Długa ziemia” to świetne fantastyczno-naukowe rozpoczęcie 2013 r. Oby tak dalej.
"Długa Ziemia” Terry Pratchett, Stephen Baxter; Wyd. Prószyński i S-ka 2013