Dobrze, że dymisjonowano Zbigniewa Chlebowskiego. Dobrze, że minister Mirosław Drzewiecki zrzekł się stanowiska. Czas, by premier podjął kilka kroków, które wyprowadzą rząd z „kubełków”.
Gabinet PO to rząd kubełkowy. Tam, gdzie wycieknie informacja o aferze, tam „funkcjonariusze porządkowi” biegną z kubełkiem, zbierają ulewającą się wodę, oczyszczają teren i wzywają premiera. Ten zjawia się na miejscu „przecieku”, następnie odbywa się łatanie dziury (najczęściej plasteliną), my dziennikarze robimy zdjęcia łatania, premier odjeżdża i... życie w kraju toczy się dalej. Gdy uwaga opinii publicznej kieruje się w inną stronę, „funkcjonariusze porządkowi” (a może kubełkowi?) wracają do przeciekającej już plasteliny, i podstawiają pod nią kubełek, żeby kapiąca woda nie lała się na ziemię... Pomimo obietnic, nikt nie zdejmuje prowizorycznej plasteliny, żeby porządnie załatać dziurę, bo to kosztuje czas i pieniądze, a poza tym... ci co nie chcą, żeby było załatane, mogą się obrazić.
Tak było na przykład z aferą Misiaka. W ferworze medialnych doniesień, usta „funkcjonariuszy porządkowych” PO były pełne wielkich obietnic. Posłowie i senatorowie Platformy (i innych partii również) mieli obiecać, że pozbędą się udziałów w spółkach i stanowisk w radach nadzorczych. Tak nakazał im premier, gdy okazało się, że firma senatora Tomasza Misiaka, który zasiadał w komisji zajmującej się ustawą o przemyśle stoczniowym, „wygrała” w Agencji Rozwoju Przemysłu (zamówienie z wolnej ręki) umowę na doradztwo pracownikom zwalnianym ze Stoczni Gdynia i Stoczni Szczecin). Donald Tusk się wówczas wkurzył. Tomasz Misiak wyleciał nawet z PO (to właśnie ta plastelina). Premier zarządził stworzenie listy parlamentarzystów, mających udziały w spółkach i zajmujących stanowiska w radach nadzorczych, kazał utworzyć fundusz powierniczy, gdzie zostaną przekazane udziały i tak dalej. Narzucenie takich standardów miało służyć polepszeniu transparentności w polskim życiu publicznym i być krokiem ku załataniu raz na zawsze „dziury” przez którą politycy komunikują się z biznesem.
„Premier bardzo jasno nakreślił te standardy. Bardzo wysokie zresztą. Nie wszyscy moim zdaniem - inne partie na scenie politycznej - będą w stanie spełnić te standardy. Ale my je spełnimy" – mówił „funkcjonariusz porządkowy” Sławomir Nowak, szef gabinetu politycznego premiera pod koniec marca 2009. Potem podano do publicznej informacji, że 53 parlamentarzystów (27 posłów i 26 senatorów) znajduje się na tzw. Liście Chlebowskiego (sic!). To mieli być właśnie politycy „z udziałami”. Mieli zrzec się ich w ciągu „pół roku do roku”.
I co? I nic. Tusk podobno wycofał się z pomysłu oczyszczania z udziałów i stanowisk swoich parlamentarzystów z obawy o złe nastroje, które zaczną narastać wokół Platformy (zwłaszcza w biznesowym środowisku). Niewiele ponad pół roku później mamy aferę hazardową. Tusk nie powinien się bać. Czas wyciągnąć z dziury plastelinę i zacząć łatać ją porządnie. „Podejmiemy rzeczywistą walkę z korupcją” – mówiła przecież jedna z obietnic (10.) Platformy Obywatelskiej w 2007 roku. Platforma, nawet po aferze hazardowej, ma wciąż ogromne poparcie społeczne. Nowy sondaż Instytutu Homo Domini mówi: poparcie dla PO: 40,9 procent, poparcie dla Pis: 28,3 procent.
A przy okazji: w 2008 roku Polska zajmowała 58 miejsce na Indeksie Percepcji Korupcji Transparency International. Lepiej z korupcją radzą sobie od nas nawet Seszele, Oman, Mauritius, Malta, Botswana, Zjednoczone Emiraty Arabskiej, Katar... Nie mówiąc już o tym, że wyższe standardy mają Czechy, Węgry, Słowacja, Łotwa, Niemcy, Estonia i Słowenia.
Dobrze, że w wyniku afery hazardowej dymisjonowano z funkcji szefa klubu PO Zbigniewa Chlebowskiego. Dobrze, że minister Mirosław Drzewiecki podał się do dymisji. To oczyści atmosferę. Ale co dalej z naszymi standardami? Premier powinien postawić kilka kroków, które wyprowadzą rząd z „kubełków”.
Tak było na przykład z aferą Misiaka. W ferworze medialnych doniesień, usta „funkcjonariuszy porządkowych” PO były pełne wielkich obietnic. Posłowie i senatorowie Platformy (i innych partii również) mieli obiecać, że pozbędą się udziałów w spółkach i stanowisk w radach nadzorczych. Tak nakazał im premier, gdy okazało się, że firma senatora Tomasza Misiaka, który zasiadał w komisji zajmującej się ustawą o przemyśle stoczniowym, „wygrała” w Agencji Rozwoju Przemysłu (zamówienie z wolnej ręki) umowę na doradztwo pracownikom zwalnianym ze Stoczni Gdynia i Stoczni Szczecin). Donald Tusk się wówczas wkurzył. Tomasz Misiak wyleciał nawet z PO (to właśnie ta plastelina). Premier zarządził stworzenie listy parlamentarzystów, mających udziały w spółkach i zajmujących stanowiska w radach nadzorczych, kazał utworzyć fundusz powierniczy, gdzie zostaną przekazane udziały i tak dalej. Narzucenie takich standardów miało służyć polepszeniu transparentności w polskim życiu publicznym i być krokiem ku załataniu raz na zawsze „dziury” przez którą politycy komunikują się z biznesem.
„Premier bardzo jasno nakreślił te standardy. Bardzo wysokie zresztą. Nie wszyscy moim zdaniem - inne partie na scenie politycznej - będą w stanie spełnić te standardy. Ale my je spełnimy" – mówił „funkcjonariusz porządkowy” Sławomir Nowak, szef gabinetu politycznego premiera pod koniec marca 2009. Potem podano do publicznej informacji, że 53 parlamentarzystów (27 posłów i 26 senatorów) znajduje się na tzw. Liście Chlebowskiego (sic!). To mieli być właśnie politycy „z udziałami”. Mieli zrzec się ich w ciągu „pół roku do roku”.
I co? I nic. Tusk podobno wycofał się z pomysłu oczyszczania z udziałów i stanowisk swoich parlamentarzystów z obawy o złe nastroje, które zaczną narastać wokół Platformy (zwłaszcza w biznesowym środowisku). Niewiele ponad pół roku później mamy aferę hazardową. Tusk nie powinien się bać. Czas wyciągnąć z dziury plastelinę i zacząć łatać ją porządnie. „Podejmiemy rzeczywistą walkę z korupcją” – mówiła przecież jedna z obietnic (10.) Platformy Obywatelskiej w 2007 roku. Platforma, nawet po aferze hazardowej, ma wciąż ogromne poparcie społeczne. Nowy sondaż Instytutu Homo Domini mówi: poparcie dla PO: 40,9 procent, poparcie dla Pis: 28,3 procent.
A przy okazji: w 2008 roku Polska zajmowała 58 miejsce na Indeksie Percepcji Korupcji Transparency International. Lepiej z korupcją radzą sobie od nas nawet Seszele, Oman, Mauritius, Malta, Botswana, Zjednoczone Emiraty Arabskiej, Katar... Nie mówiąc już o tym, że wyższe standardy mają Czechy, Węgry, Słowacja, Łotwa, Niemcy, Estonia i Słowenia.
Dobrze, że w wyniku afery hazardowej dymisjonowano z funkcji szefa klubu PO Zbigniewa Chlebowskiego. Dobrze, że minister Mirosław Drzewiecki podał się do dymisji. To oczyści atmosferę. Ale co dalej z naszymi standardami? Premier powinien postawić kilka kroków, które wyprowadzą rząd z „kubełków”.