W siedemdziesiątą rocznicę zbrodni katyńskiej spotkałem się z dobrym znajomym. Gruntownie wykształcony człowiek. Nauczyciel historii. Prowadzi lekcje w starszych klasach amerykańskiej podstawówki. Spytałem, czy uczy dzieci o Katyniu, chociaż odpowiedź i tak znałem. Nie, tego nie ma w programie – usłyszałem.
Tym bardziej ucieszyło mnie, kiedy na stronie internetowej Amerykańskiego Departamentu Stanu przeczytałem oficjalne oświadczenie Hillary Clinton. Niestety docenić należy bardziej sam fakt, że Biały Dom odnotował rocznicę tak istotnego dla światowej historii dnia, niż sposób w jaki to zrobił. Była pierwsza dama napisała naiwny tekst, który za wszelką cenę miał sprawić by i wilk był syty i owca cała. Wspomniała o masowym mordzie, ale umiejętnie ominęła kto i kogo. Widać było, że nie chciała urazić Polski, ale tym bardziej nie chciała zdenerwować Rosji. Ostatecznie Waszyngton wyraził nadzieję, że złożony wspólnie przez Putina i Tuska hołd ofiarom zbrodni katyńskiej jest oznaką lepszej teraźniejszości i nadzieją na jeszcze jaśniejszą przyszłość w Europie.
O tak bardzo politycznie poprawne teksty nie fatygowali się nowojorscy dziennikarze. Większość właściwie nie fatygowała się wcale, bo artykuł o obchodach siedemdziesiątej rocznicy zbrodni katyńskiej pojawił się tylko w „The New York Times”. Na szczęście autor tekstu, Michael Schwartz, nie silił się na ton tak dyplomatyczny jak Hillary Clinton i nie wahał się napisać prawdę.
Tekst w najbardziej szanowanej nowojorskiej gazecie skonstruowany jest w bardzo bystry sposób. Oprócz faktów takich jak to, że Związek Radziecki przez całe lata zrzucał odpowiedzialność za Katyń na barki Niemiec, są też zawarte między wierszami aluzje pokazujące Rosję jako spadkobierczynię byłego ZSRR. Autor artykułu nie zapomina dodać, że Tusk oczekiwał przeprosin, których się od Putina nie doczekał. Schwartz wspomniał także, że prezydent Rosji to były agent KGB i już samym tym stwierdzeniem odpowiednio nastawił nowojorskich czytelników do obchodów rocznicy zbrodni katyńskiej. Przecież w Stanach Zjednoczonych KGB od dawna jest synonimem wszystkiego co złe.
Tekst w „The New York Times” kończy się stwierdzeniem o ironii środowej uroczystości odbywającej się wśród sosen i świerków katyńskiego lasu. Ironia czerpie swoje źródło z tego, że niewiele się zmieniło przez siedemdziesiąt lat. Ostatnie zdanie tekstu mówi o krótkiej transmisji uroczystości w rosyjskiej telewizji zakończonej hymnem Rosji, który, jak pisze Schwartz, poza zmienionymi słowami niewiele się różni od tego śpiewanego w Związku Radzieckim.
W przeciwieństwie do „Daily News” i „New York Post” Times ma opinię gazety obiektywnej i ambitnej. Jednak pomimo, a może właśnie dlatego, ogromna ilość osób i tak preferuje dwa pierwsze dzienniki. Szkoda, bo wielu mieszkańców Nowego Jorku nie dowie się zatem dlaczego Katyń jest istotny i dlaczego warto go dostrzec nawet zza oceanu. Dobrze jednak, że w ogóle zauważono wagę tej smutnej rocznicy.
O tak bardzo politycznie poprawne teksty nie fatygowali się nowojorscy dziennikarze. Większość właściwie nie fatygowała się wcale, bo artykuł o obchodach siedemdziesiątej rocznicy zbrodni katyńskiej pojawił się tylko w „The New York Times”. Na szczęście autor tekstu, Michael Schwartz, nie silił się na ton tak dyplomatyczny jak Hillary Clinton i nie wahał się napisać prawdę.
Tekst w najbardziej szanowanej nowojorskiej gazecie skonstruowany jest w bardzo bystry sposób. Oprócz faktów takich jak to, że Związek Radziecki przez całe lata zrzucał odpowiedzialność za Katyń na barki Niemiec, są też zawarte między wierszami aluzje pokazujące Rosję jako spadkobierczynię byłego ZSRR. Autor artykułu nie zapomina dodać, że Tusk oczekiwał przeprosin, których się od Putina nie doczekał. Schwartz wspomniał także, że prezydent Rosji to były agent KGB i już samym tym stwierdzeniem odpowiednio nastawił nowojorskich czytelników do obchodów rocznicy zbrodni katyńskiej. Przecież w Stanach Zjednoczonych KGB od dawna jest synonimem wszystkiego co złe.
Tekst w „The New York Times” kończy się stwierdzeniem o ironii środowej uroczystości odbywającej się wśród sosen i świerków katyńskiego lasu. Ironia czerpie swoje źródło z tego, że niewiele się zmieniło przez siedemdziesiąt lat. Ostatnie zdanie tekstu mówi o krótkiej transmisji uroczystości w rosyjskiej telewizji zakończonej hymnem Rosji, który, jak pisze Schwartz, poza zmienionymi słowami niewiele się różni od tego śpiewanego w Związku Radzieckim.
W przeciwieństwie do „Daily News” i „New York Post” Times ma opinię gazety obiektywnej i ambitnej. Jednak pomimo, a może właśnie dlatego, ogromna ilość osób i tak preferuje dwa pierwsze dzienniki. Szkoda, bo wielu mieszkańców Nowego Jorku nie dowie się zatem dlaczego Katyń jest istotny i dlaczego warto go dostrzec nawet zza oceanu. Dobrze jednak, że w ogóle zauważono wagę tej smutnej rocznicy.