Mijają kolejne dni od katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem. Płyną łzy, pojawiają się też kolejne refleksje. Odżywają wspomnienia. Poczucie straty i pustki będzie na pewno jeszcze bardzo długo towarzyszyć rodzinom tych, którzy odeszli. Nie są jednak sami - wraz z nimi jest cała Polska. A z Polską wydaje się być cały świat.
W Nowym Jorku przejawy wsparcia dla Polaków są widoczne już od soboty. Media nie pozostawały obojętne na tragiczne dla Polaków wydarzenia - począwszy od największych stacji telewizyjnych po lokalne wydania wiadomości. Polska była na pierwszych stronach prawie wszystkich weekendowych wydań gazet od czasopism polonijnych, przez „The New York Times”, do pism włoskojęzycznych, hiszpańskojęzycznych, a nawet gazet drukowanych w języku arabskim.
Warto też wspomnieć, że informacje podawane i opisywane były w taktowny sposób. Polska tragedia nie została sprowadzona do poziomu kolejnej medialnej sensacji. Były odpowiednie słowa, wypowiadane w odpowiedniej atmosferze i z odpowiednim szacunkiem. Pisano o swoistej ironii miejsca i czasu katastrofy, a przy tej okazji wyjaśniano czym dla Polaków jest Katyń. Wszystkie media podawały co wydarzyło się w tamtejszym lesie siedemdziesiąt lat temu. Jednocześnie dziennikarze powstrzymywali się od odpowiadania na pytanie dlaczego mogło dojść do katastrofy samolotu.
Jeszcze w sobotni wieczór przeprowadzono krótki wywiad z konsul generalną RP w Nowym Jorku Ewą Junczyk-Ziomecką, która w przeszłości była członkiem kancelarii prezydenta Kaczyńskiego. W angielskojęzycznym wywiadzie dla wiadomości stacji NBC pani konsul powiedziała, że nastał czas, w którym powinniśmy być solidarni, bo właśnie o solidarność walczył tragicznie zmarły prezydent. I ta solidarność nastała. Ja sam otrzymałem wiele maili i SMS-ów od znajomych Amerykanów i Europejczyków w których składali mi oni kondolencje i wyrażali współczucie dla Polski i Polaków.
Wczoraj udałem się do Konsulatu RP w Nowym Jorku. Przed budynkiem są zdjęcia tych, którzy odeszli. Leżą kwiaty. Płoną znicze. Wewnątrz znajdują się księgi kondolencyjne, które miały być dostępne tylko przez trzy dni. Jednak tak wielu nowojorczyków chce uhonorować ofiary tragedii, że pozwolono się wpisywać przez cały tydzień.
Gdy wpisywałem się do księgi spojrzałem inne wpisy. Znalazłem m.in. te, które umieścili tam nowojorscy konsulowie generalni Francji, Włoch, Izraela i innych państw. Znalazłem piękne wpisy przedstawicieli polonijnych organizacji i mieszkających tu Polaków. Był też cały ogrom kondolencji napisanych w najróżniejszych językach świata przez tych, którzy po prostu chcieli pokazać, że polska tragedia nie jest im obojętna. Najbardziej wzruszające było to, że zauważano stratę nie polityków, duchownych i wojskowych, ale po prostu ludzi.
Nowy Jork nie pozostał obojętny na to, co przydarzyło się Polsce. Czuć szczere zainteresowanie Polakami. Jest wsparcie. Jest też solidarność. Może właśnie dlatego szacunkowi dla tych, którzy odeszli i żalowi, że tak się stało nie towarzyszy tu raczej defetyzm, ani rozmowy o neoprometeizmie i politycznym mesjanizmie. Jest smutek, ale towarzyszy mu jedność i wsparcie.
W swoim dziele „Metamorfozy” rzymski poeta Owidiusz napisał „omnia mutantur, nihil interit”, co znaczy „wszystko się zmienia, nic się nie zatraca”. I to czuć tu, w Nowym Jorku. Dla Polaków zmieniło się wiele, dla rodzin tych, którzy odeszli zmieniło się wszystko. To kim byli, zwłaszcza dla swoich bliskich, nie zmieni się nigdy.
Warto też wspomnieć, że informacje podawane i opisywane były w taktowny sposób. Polska tragedia nie została sprowadzona do poziomu kolejnej medialnej sensacji. Były odpowiednie słowa, wypowiadane w odpowiedniej atmosferze i z odpowiednim szacunkiem. Pisano o swoistej ironii miejsca i czasu katastrofy, a przy tej okazji wyjaśniano czym dla Polaków jest Katyń. Wszystkie media podawały co wydarzyło się w tamtejszym lesie siedemdziesiąt lat temu. Jednocześnie dziennikarze powstrzymywali się od odpowiadania na pytanie dlaczego mogło dojść do katastrofy samolotu.
Jeszcze w sobotni wieczór przeprowadzono krótki wywiad z konsul generalną RP w Nowym Jorku Ewą Junczyk-Ziomecką, która w przeszłości była członkiem kancelarii prezydenta Kaczyńskiego. W angielskojęzycznym wywiadzie dla wiadomości stacji NBC pani konsul powiedziała, że nastał czas, w którym powinniśmy być solidarni, bo właśnie o solidarność walczył tragicznie zmarły prezydent. I ta solidarność nastała. Ja sam otrzymałem wiele maili i SMS-ów od znajomych Amerykanów i Europejczyków w których składali mi oni kondolencje i wyrażali współczucie dla Polski i Polaków.
Wczoraj udałem się do Konsulatu RP w Nowym Jorku. Przed budynkiem są zdjęcia tych, którzy odeszli. Leżą kwiaty. Płoną znicze. Wewnątrz znajdują się księgi kondolencyjne, które miały być dostępne tylko przez trzy dni. Jednak tak wielu nowojorczyków chce uhonorować ofiary tragedii, że pozwolono się wpisywać przez cały tydzień.
Gdy wpisywałem się do księgi spojrzałem inne wpisy. Znalazłem m.in. te, które umieścili tam nowojorscy konsulowie generalni Francji, Włoch, Izraela i innych państw. Znalazłem piękne wpisy przedstawicieli polonijnych organizacji i mieszkających tu Polaków. Był też cały ogrom kondolencji napisanych w najróżniejszych językach świata przez tych, którzy po prostu chcieli pokazać, że polska tragedia nie jest im obojętna. Najbardziej wzruszające było to, że zauważano stratę nie polityków, duchownych i wojskowych, ale po prostu ludzi.
Nowy Jork nie pozostał obojętny na to, co przydarzyło się Polsce. Czuć szczere zainteresowanie Polakami. Jest wsparcie. Jest też solidarność. Może właśnie dlatego szacunkowi dla tych, którzy odeszli i żalowi, że tak się stało nie towarzyszy tu raczej defetyzm, ani rozmowy o neoprometeizmie i politycznym mesjanizmie. Jest smutek, ale towarzyszy mu jedność i wsparcie.
W swoim dziele „Metamorfozy” rzymski poeta Owidiusz napisał „omnia mutantur, nihil interit”, co znaczy „wszystko się zmienia, nic się nie zatraca”. I to czuć tu, w Nowym Jorku. Dla Polaków zmieniło się wiele, dla rodzin tych, którzy odeszli zmieniło się wszystko. To kim byli, zwłaszcza dla swoich bliskich, nie zmieni się nigdy.