Chciał, ale nie musiał

Chciał, ale nie musiał

Dodano:   /  Zmieniono: 
Po katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem prezydent Barack Obama zrobił rzeczy których wcale nie musiał robić. Zrobił je, bo chciał. Bardzo chciał. Wiadomo jednak, że jak się czegoś bardzo chce, to często wychodzi zupełnie inaczej.


Co zatem wyszło Obamie? Na pewno piękne kondolencje napisane natychmiast, jeszcze tego tragicznego dla Polski dnia. Jednocześnie z Obamy wyszła jego megalomania i kolejny, być może nieświadomy dowód na to, że słowa „l’etat c’est moi” nie są mu obce. Choć w przypadku amerykańskiego prezydenta pewnie bliższe jest mu angielskie tłumaczenie „the state, it is I”. Piękne kondolencje wydawały się być w równym stopniu wyrazami wsparcia dla Polski, co mówić „państwo to ja”, bo Barack Obama zaczął od zwrócenia uwagi na siebie pisząc: „Dzisiaj zadzwoniłem do ministra Tuska, żeby w imieniu Michelle i swoim wyrazić najgłębsze kondolencje dla narodu Polskiego (...) Nasze myśli i modlitwy są (...) z polskim narodem.”

W pozostałej części swojego listu kondolencyjnego Obama wprawdzie pisze o tym jak ważna jest Polska dla Ameryki, niemniej kondolencje były tylko od niego i pierwszej damy. A co z administracją i całym narodem amerykańskim? Czy nie ładniej byłoby w tak delikatnym momencie wypowiedzieć się również za nich? Nawet NATO, które przecież nie jest krajem, a zbrojnym traktatem wypowiedziało się w bardziej dyplomatycznym tonie, a sekretarz generalny zaczął od słów: „W imieniu NATO i swoim własnym wyrażam najgłębsze kondolencje dla narodu polskiego.”

Obama chciał też symbolicznymi minutami ciszy uczcić pamięć po tych, których straciła Polska. Takie momenty były w Kongresie i podczas szczytu atomowego w Waszyngtonie. Nie musiał tego robić, ale chciał. Nikt też pewnie nie oczekiwał, że amerykański prezydent zarządzi choćby jednodniową żałobę narodową, bo tego też robić nie musiał i nie zrobił. Z drugiej jednak strony, tak samo nie musiała tego robić Brazylia. Ale chciała.

Barack Obama bardzo też chciał zjawić się na pogrzebie prezydenckiej pary. Nie było to jego obowiązkiem, bo uczestnictwo w oficjalnych pogrzebach nie jest odpowiedzialnością prezydenta i spoczywa na barkach jego zastępcy. Sam Obama do tej pory uczestniczył tylko w dwóch oficjalnych pogrzebach: senatora Teda Kennedy’ego i matki wiceprezydenta Joe Bidena. Pogrzeb polskiego prezydenta miał być dla amerykańskiego polityka trzecim pogrzebem i bardzo chciał na nim być.

Z naturą jednak ciężko jest wygrać i nie trzeba wierzyć w jej monumentalność tak jak romantycy, ani w jej boskość, tak jak transcendentaliści, żeby zrozumieć, że choć Obama bardzo chciał, to z wulkanem wygrać nie mógł. Unoszący się w powietrzu pył wulkaniczny uniemożliwił mu lot do Krakowa, który i tak wynikał bardziej z chęci niż obowiązku.

Nie widząc innego wyjścia Obama wysłał kwiaty do kościoła i na stronie Białego Domu napisał, że bardzo chciał, ale nie mógł. Znów jednak napisał w imieniu swoim i pierwszej damy: „Rozmawiałem z urzędującym prezydentem Komorowskim i powiedziałem mu, że żałuję, iż nie będę w stanie przylecieć do Polski przez pył wulkaniczny (...) Michelle i ja wciąż myślimy i modlimy się za Polski naród, któremu udzielę takiego wsparcia jakie tylko mogę podczas, gdy podnosi się po tej strasznej tragedii.” Amerykański prezydent, choć wspomniał, że Amerykanie nigdy nie zapomną o tych, którzy pod Smoleńskiem stracili życia, zdołał jednak użyć w dwóch zdaniach pięć razy słowa „ja.” Pewnie nie musiał aż tyle, ale chyba chciał.

Barack Obama nie musiał też iść do polskiej ambasady w Waszyngtonie i nie musiał się wpisywać do księgi kondolencyjnej. Może i miał szczere chęci, ale faktycznie był zajęty wcześniej zaplanowanym szczytem nuklearnym. Można to zrozumieć, tym bardziej, że wizyta w ambasadzie w takich okolicznościach nie należy do obowiązków prezydenta. Dlatego w polskiej placówce zjawili się wiceprezydent Biden i sekretarz stanu Clinton, którzy wpisali się do księgi kondolencyjnej. Biorąc pod uwagę, że nie był to sam Obama, można się domyślać, że wpisy były w imieniu całego narodu amerykańskiego, a nie tylko Baracka i  Michelle.

Takim oto sposobem, przegrawszy potyczkę z pyłem wulkanicznym, Obama, nie chcąc ale musząc, został w Waszyngtonie. W zaistniałej sytuacji Biały Dom oznajmił, że prezydent nie miał na niedzielę zaplanowanych żadnych oficjalnych zobowiązań. Amerykański lider zatem zrobił sobie dzień wolny i, jak podał „The Washington Times”, wraz z trzema golfowymi partnerami udał się do pobliskiej bazy wojskowej Andrews Air Force Base, gdzie oddał się grze w 18 dołków.

Biorąc pod uwagę różnicę czasu pomiędzy Waszyngtonem i Krakowem można powiedzieć, że większość golfowej partii Obama rozegrał na pewno po niedzielnych uroczystościach pogrzebowych w Polsce. Z drugiej jednak strony nawet George W. Bush, na znak solidarności z rodzinami żołnierzy ginących w Iraku, przestał grywać w 18 dołków twierdząc, że nie chce by krewni dopiero co zabitych żołnierzy widzieli głowę państwa grającą w golfa.

Najwyraźniej Barack Obama zapomniał, że po wszystkich słowach i chęciach, które wyraził po katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem, ktoś może go zobaczyć na polu gofowym. Przecież równie dobrze mógł chwycić za inny kij i w tajemnicy pograć w bilarda, albo snookera. Nie musiał w golfa. Najwyraźniej chciał.

Ostatnie wpisy

  • Terrorystyczna farsa12 sie 2012Gdy ETA i IRA siały terror i śmierć swoimi działaniami, wielu z dzisiejszych młodych wilków islamskiego ekstremizmu nie było jeszcze na świecie. Względnie oglądali kreskówki. Albo pomagali rodzicom w dojeniu kóz. Czasy się jednak zmieniły i...
  • Na białym złodzieju czapka nie gore12 sie 2012W kultowej komedii Stanisława Barei pt. „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?” jest scena, gdy w gabinecie kierownika sklepu kłócą się sprzątaczki z klientem. Jedna z nich nazywa klienta złodziejem, a druga dodaje, że jest pijakiem,...
  • Obama w Polsce: wiele hałasu o nic?25 maj 2011Jeśli wulkaniczny pył po raz kolejny nie pokrzyżuje planów Baracka Obamy, w piątek amerykański prezydent rozpocznie swoją pierwszą oficjalną wizytę nad Wisłą. Temat „Obama w Polsce” w ostatnich dniach stał się jedną z najczęściej...
  • Bye, bye bin Laden4 maj 2011Tego roku w Nowym Jorku maj zaczął się wyjątkowo. Nikomu nie przeszkadzało to, że powitał on miasto marcową aurą, ani to, że pochmurny poniedziałek rozpoczynał kolejny tydzień pracy. Najważniejsze nie było bowiem to, co się zaczęło, liczyło się...
  • USA, Polska i Holocaust25 mar 2011Kiedy 16 marca specjalny doradca sekretarz stanu ds. Holocaustu Stuart Eizenstat stwierdził, że amerykańskie władze są „głęboko rozczarowane” wstrzymaniem przez Polskę prac nad ustawą reprywatyzacyjną i wezwał do restytucji mienia...