Polscy widzowie nie nabierają się na filmowe „Ona tańczy dla mnie”
W poniedziałkowym „Wprost” - ranking wpływowych Polaków. Jako pracownikowi działu Kultury przypadło mi w m.in. napisanie notki o Radosławie „Lisie” Liszewskim i jego zespole Weekend. Twórcach piosenki „Ona tańczy dla mnie”, która, o zgrozo, zawładnęła w zeszłym roku naszą wyobraźnią (bo przy 73 milionach wyświetleń na youtube'ie trudno odciąć się i zrzucić odpowiedzialność na innych). Ale jednocześnie, pomyślałem ciepło o widzach. W kinie coraz rzadziej dajemy się nabrać na filmowe „Ona tańczy dla mnie”.
Polacy zawsze lubili rodzime filmy. Tyle, że kilka lat oznaczało to znakomite wyniki frekwencyjne komedii romantycznych w stylu „Tylko mnie kochaj” i „Nigdy w życiu”. Dzisiaj Polacy coraz częściej chodzą na dobre filmy, a ich wybory spotykają się z gustem krytyki. „Drogówka” Wojciecha Smarzowskiego, jednego z najciekawszych współczesnych reżyserów (również na liście wpływowych), zgromadziła w kinach ponad milion ludzi. Wcześniej świetne, ponadmilionowe wyniki osiągnęły choćby „Sala samobójców” Komasy, „W ciemności” Holland, „Jesteś bogiem” Dawida. Filmy o nastolatku w szponach współczesności, grupie Żydów ukrywanych w kanałach Lwowa i polskiej transformacji. Wcale nie proste. Dyskusja, jaka toczy się między reżyserami a widzami okazuje się poważna. Często właśnie kino staje się punktem wyjścia do publicznych debat. O przeszłości („Pokłosie”, „Ida”), ale i współczesności. Znów przypomnieliśmy sobie, że sztuka ruchomych obrazów może być istotna. Pod warunkiem, że debata nie przybiera takich kształtów, jak ostatnio, gdy pokaz filmów w „Krytyce politycznej” przerwały granaty dymne. Ale to już nie jest wina ani reżyserów ani widzów.
Polacy zawsze lubili rodzime filmy. Tyle, że kilka lat oznaczało to znakomite wyniki frekwencyjne komedii romantycznych w stylu „Tylko mnie kochaj” i „Nigdy w życiu”. Dzisiaj Polacy coraz częściej chodzą na dobre filmy, a ich wybory spotykają się z gustem krytyki. „Drogówka” Wojciecha Smarzowskiego, jednego z najciekawszych współczesnych reżyserów (również na liście wpływowych), zgromadziła w kinach ponad milion ludzi. Wcześniej świetne, ponadmilionowe wyniki osiągnęły choćby „Sala samobójców” Komasy, „W ciemności” Holland, „Jesteś bogiem” Dawida. Filmy o nastolatku w szponach współczesności, grupie Żydów ukrywanych w kanałach Lwowa i polskiej transformacji. Wcale nie proste. Dyskusja, jaka toczy się między reżyserami a widzami okazuje się poważna. Często właśnie kino staje się punktem wyjścia do publicznych debat. O przeszłości („Pokłosie”, „Ida”), ale i współczesności. Znów przypomnieliśmy sobie, że sztuka ruchomych obrazów może być istotna. Pod warunkiem, że debata nie przybiera takich kształtów, jak ostatnio, gdy pokaz filmów w „Krytyce politycznej” przerwały granaty dymne. Ale to już nie jest wina ani reżyserów ani widzów.