W poprzednim wpisie opisałem przedmiot sporu. Zastanówmy się jednak przez chwilę, o cóż właściwie procesuje się autor bloga z tak potężnym wrogiem, jakim jest należący do grupy Santander - Bank BZ WBK?
W największym skrócie chodzi o zdecydowane NIE na posługiwanie się przez aroganckie banki, znienawidzonym przez klientów hasłem-wytrychem:
Bo takie mamy procedury!
W moim przypadku: tymi słowy kredytodawca „uzasadnił” odmowę rozłożenia kredytu na 60 miesięcy, narzucając jego spłatę w okresie 24 miesięcy. Wiązało się to ze spłatami na poziomie ok. 13 tys. zł miesięcznie, a tak wysokich rat nie mogłem wówczas zaakceptować.
Jak przebiegała więc nasza walka w Sądzie Okręgowym, tj. na pierwszym etapie postępowania?
Zakończenie pierwszej instancji miało miejsce w dniu 16 grudnia 2015 roku, były to moje zeznania trwające ponad 1.5 godziny. Wcześniej udało nam się przedstawić w sądzie spójne dowody, świadczące o winie kredytodawcy. W trakcie procesu uzyskaliśmy także bardzo korzystne - dla nas – zeznania świadków, w tym pracownika banku BZ WBK.
Do swoich zeznań przygotowywałem się prawie dwa tygodnie, dzięki temu na sali sądowej był to tzw. „one men show”. Stosując narrację bokserską: to był twardy, męski pojedynek. Półtoragodzinna walka zaobfitowała bowiem gradem czystych, bardzo potężnych ciosów.
Z tym, że nasza sądowa „wymiana” ciosów polegała na tym, że ja wszystkie te ciosy zadawałem, mój przeciwnik – dla odmiany – wszystkie uderzenia mężnie przyjmował…
W mowie końcowej wymęczony prawnik pozwanego banku, wymruczał tylko, że umów trzeba dotrzymywać, a więc podtrzymuje wniosek o oddaleniu pozwu. Ja z kolei, swoją mowę końcową przedstawiłem w formie pisemnej, w której m.in. wyjaśniłem Wysokiemu Sądowi dlaczego bankom nie opłaca się restrukturyzować zobowiązań (dla zainteresowanych: pełna treść mojej mowy końcowej z rozprawy z dnia 16 grudnia 2015 jest tutaj).
Podsumowałem także zarzuty, jakie postawiłem pozwanemu bankowi – odpowiednio tego dowodząc, poprzez przedstawione sądowi dokumenty. Były to także dowody w postaci złożonych zeznań. Oto wykaz tychże zarzutów:
-
Świadome działanie na szkodę klienta
-
Świadome działanie w opozycji do zasad współżycia społecznego
-
Świadome działanie na szkodę obrotu gospodarczego
-
Świadome działanie na szkodę Skarbu Państwa
- Świadome działanie zarządu pozwanego banku na szkodę tegoż banku:
-
narażenie pracodawcy zarówno na straty finansowe, jak i na znaczący
-
uszczerbek na wizerunku.
Proszę wstać, Sąd idzie!
Jednakowoż, w dniu 30 grudnia 2015 r. roku, sędzia ogłosił wygraną drugiej strony. W uzasadnieniu wyroku, pani sędzina – nie potrafiąc odpowiedzieć na żaden z postawionych przeze mnie zarzutów - stwierdziła jedynie, że: „zeznania powoda nic nie wniosły do postępowania, więc można je pominąć”.
Powyższe stwierdzenie potwierdziło jedynie, że moje „ciosy” były czyste i prawidłowo zadane. Jedyną więc drogą prowadzącą do wydania werdyktu korzystnego dla pozwanego banku, było udawanie, że tych uderzeń…w ogóle nie było.
Jak dalej potoczyły się losy tego pojedynku? Szczegóły już wkrótce, w kolejnym moim wpisie na tymże blogu.