Bajzel od góry do dołu - takimi słowami demokratyczna senator Claire McCaskill podsumowała ostatnio sytuację w amerykańskich siłach zbrojnych. Skandal goni skandal.
Fatalną passę rozpoczął generał David Petraeus. Kiedyś główny dowodzący wojsk w Iraku, a potem szef CIA romansując ze swoją biografką dopuszczał ją do tajemnic państwowych.
Media nie ochłonęły jeszcze po aferze Petraeusa, kiedy jego kumpel, generał Jeff Sinclair, dowódca sił sojuszniczych w południowym Afganistanie przyznał, że miał trzyletni romans ze swoją asystentką. Ona widzi to nieco inaczej - oskarża go, że zmuszał ją do seksu i groził, że jeśli piśnie słówko zabije ją i całą jej rodzinę.
Oskarżenia o niemoralne prowadzenie się ciągną się też za generałem Johnem Allenem, byłym dowódcą koalicji w Afganistanie.
W ostatnich tygodniach media rozgrzała prywatna korespondencja e-mailowa generała brygady Martina Schweitzera. Po spotkaniu z republikańską kongresmenką Renee Ellmers zwierzał się kolegom, że nie może się ogarnąć, bo już trzy razy w ciągu dwóch godzin masturbował się na jej wspomnienie.
Ale pikantne skandaliki erotyczne nie są tak dotkliwe jak potężne afery finansowe. Jak na razie najbardziej prominentnym oficerem przyłapanym na kradzieży jest generał William Ward, szef dowództwa w Afryce. W 2012 roku wyszło na jaw, że przez lata fundował sobie i swojej małżonce eskapady do luksusowych ośrodków spa, na zakupy, czy weekendy w najlepszych apartamentach najlepszych hoteli. Wszystko z państwowej kasy. W śledztwie wyszło na jaw, że przyjmował też prezenty od firm realizujących dla armii wielomilionowe zlecenia. Za karę pozbawiono go jednej gwiazdki na pagonie. Zamiast 240 tys. emerytury rocznie, do końca życia będzie dostawał tylko 210 tys.
Wkrótce Ward zostanie prześcignięty, bo trwają dochodzenia, w których kwoty łapówek i defraudacji liczone są w milionach. W jednym śledztwie podejrzanych jest sześciu oficerów marynarki (m.in. dwóch admirałów). W zamian za gotówkę, usługi luksusowych prostytutek i zagraniczne wycieczki zmieniali trasy okrętów tak aby nabijać rachunki prywatnej firmie obsługującej marynarkę. Druga sprawa dotyczy rządowego programu zachęcającego żołnierzy, żeby namawiali swoich kolegów do wstąpienia do Armii. Tak jak w systemie sprzedaży sieciowej rozsławionym przez firmę Amway - jeśli przyprowadzony przez nich kumpel zostawał w armii, dostawali za to przelew na konto. Kwoty nie miały być duże, a legalny program zabraniał zarabiania w ten sposób oficerom bezpośrednio odpowiedzialnym za rekrutację. Ale jak się okazuje, szybko zaczęły wyciekać z niego pieniądze. Dziś dochodzeniem objętych jest 800 wojskowych - od szeregowych po dwugwiazdkowego generała. Kasa jaką mieli zdefraudować idzie w "dziesiątki milionów dolarów". Najsprawniejszy rekruter zarobił 275 tys.
Równocześnie trwa wyjaśnianie sprawy oszustw na egzaminach dla wojskowych obsługujących nuklearną infrastrukturę. Jak można sobie wyobrazić jest to dość odpowiedzialna praca - przy guzikach i lewarkach odpalających rakiety dalekiego zasięgu uzbrojone w głowice nuklearne. Egzaminy na pewno do łatwych nie należą. Chyba że zawczasu smsem od kumpla zdobędzie się komplet odpowiedzi. W aferę zamieszanych mogą być nawet setki wojskowych.
Wszystkie grzechy żołnierze popełniają dla dobra ojczyzny. Gdy wybuchła afera generała Warda (tego, który jeździł do spa) jego rzecznik oświadczył: "Może generał nie jest doskonały, ale w swoim życiu zawsze kierował się wiarą w Boga i przekonaniem, że nie ma większego honoru niż kierowanie ludźmi, którzy służą naszemu narodowi w siłach zbrojnych".
Ci ludzie są coraz mniej honorowi. Z roku na rok rośnie liczba zwolnień z armii ze względów dyscyplinarnych. W 2007 roku było ich 5,6 tys., w roku 2012 już 11 tys. Generałowie szczerze i otwarcie tłumaczą, że czas wojny jest czasem wyjątkowym - kiedy "kompetencje bojowe często przekłada się nad charakter". Jak nie ma wojny armia jest grzeczna i zdyscyplinowana, a jak jest wojna, na front posyła się szumowiny. Może dlatego nie udaje się tych wojen wygrać?
Media nie ochłonęły jeszcze po aferze Petraeusa, kiedy jego kumpel, generał Jeff Sinclair, dowódca sił sojuszniczych w południowym Afganistanie przyznał, że miał trzyletni romans ze swoją asystentką. Ona widzi to nieco inaczej - oskarża go, że zmuszał ją do seksu i groził, że jeśli piśnie słówko zabije ją i całą jej rodzinę.
Oskarżenia o niemoralne prowadzenie się ciągną się też za generałem Johnem Allenem, byłym dowódcą koalicji w Afganistanie.
W ostatnich tygodniach media rozgrzała prywatna korespondencja e-mailowa generała brygady Martina Schweitzera. Po spotkaniu z republikańską kongresmenką Renee Ellmers zwierzał się kolegom, że nie może się ogarnąć, bo już trzy razy w ciągu dwóch godzin masturbował się na jej wspomnienie.
Ale pikantne skandaliki erotyczne nie są tak dotkliwe jak potężne afery finansowe. Jak na razie najbardziej prominentnym oficerem przyłapanym na kradzieży jest generał William Ward, szef dowództwa w Afryce. W 2012 roku wyszło na jaw, że przez lata fundował sobie i swojej małżonce eskapady do luksusowych ośrodków spa, na zakupy, czy weekendy w najlepszych apartamentach najlepszych hoteli. Wszystko z państwowej kasy. W śledztwie wyszło na jaw, że przyjmował też prezenty od firm realizujących dla armii wielomilionowe zlecenia. Za karę pozbawiono go jednej gwiazdki na pagonie. Zamiast 240 tys. emerytury rocznie, do końca życia będzie dostawał tylko 210 tys.
Wkrótce Ward zostanie prześcignięty, bo trwają dochodzenia, w których kwoty łapówek i defraudacji liczone są w milionach. W jednym śledztwie podejrzanych jest sześciu oficerów marynarki (m.in. dwóch admirałów). W zamian za gotówkę, usługi luksusowych prostytutek i zagraniczne wycieczki zmieniali trasy okrętów tak aby nabijać rachunki prywatnej firmie obsługującej marynarkę. Druga sprawa dotyczy rządowego programu zachęcającego żołnierzy, żeby namawiali swoich kolegów do wstąpienia do Armii. Tak jak w systemie sprzedaży sieciowej rozsławionym przez firmę Amway - jeśli przyprowadzony przez nich kumpel zostawał w armii, dostawali za to przelew na konto. Kwoty nie miały być duże, a legalny program zabraniał zarabiania w ten sposób oficerom bezpośrednio odpowiedzialnym za rekrutację. Ale jak się okazuje, szybko zaczęły wyciekać z niego pieniądze. Dziś dochodzeniem objętych jest 800 wojskowych - od szeregowych po dwugwiazdkowego generała. Kasa jaką mieli zdefraudować idzie w "dziesiątki milionów dolarów". Najsprawniejszy rekruter zarobił 275 tys.
Równocześnie trwa wyjaśnianie sprawy oszustw na egzaminach dla wojskowych obsługujących nuklearną infrastrukturę. Jak można sobie wyobrazić jest to dość odpowiedzialna praca - przy guzikach i lewarkach odpalających rakiety dalekiego zasięgu uzbrojone w głowice nuklearne. Egzaminy na pewno do łatwych nie należą. Chyba że zawczasu smsem od kumpla zdobędzie się komplet odpowiedzi. W aferę zamieszanych mogą być nawet setki wojskowych.
Wszystkie grzechy żołnierze popełniają dla dobra ojczyzny. Gdy wybuchła afera generała Warda (tego, który jeździł do spa) jego rzecznik oświadczył: "Może generał nie jest doskonały, ale w swoim życiu zawsze kierował się wiarą w Boga i przekonaniem, że nie ma większego honoru niż kierowanie ludźmi, którzy służą naszemu narodowi w siłach zbrojnych".
Ci ludzie są coraz mniej honorowi. Z roku na rok rośnie liczba zwolnień z armii ze względów dyscyplinarnych. W 2007 roku było ich 5,6 tys., w roku 2012 już 11 tys. Generałowie szczerze i otwarcie tłumaczą, że czas wojny jest czasem wyjątkowym - kiedy "kompetencje bojowe często przekłada się nad charakter". Jak nie ma wojny armia jest grzeczna i zdyscyplinowana, a jak jest wojna, na front posyła się szumowiny. Może dlatego nie udaje się tych wojen wygrać?