Szkoci powiedzieli niepodległości „nie”. Zdecydował strach. Sondaże publikowane tydzień przed głosowaniem pokazywały, że zwolennicy oderwania się od Zjednoczonego Królestwa doścignęli przeciwników, niektóre badania dawały im nawet minimalną przewagę. Jeszcze pół roku temu wizja niepodległej Szkocji wydawała się zupełnie nierealna. Teraz kraj ogarnęła patriotyczna gorączka i kolejni nieprzekonani do korzyści, jakie płynąć miałyby z niepodległości, dawali się przekonać emocjonalnej i populistycznej agitacji narodowców pod wodzą Alexa Salmonda. Jednak nad urną niektórym z nich zadrżała ręka. Wystraszyli się niepewnego jutra. Jaka będzie waluta naszego państwa, skoro Londyn zabierze nam funta? Gdzie będziemy pracować, skoro do nie naszego już Królestwa swoje siedziby wyprowadzi wiele firm? Jak nasze wyjście odbierze Bruksela – przyjmą nas do Unii? Jak szybko? Czy ropy pod naszym morzem rzeczywiście jest tak dużo?
Ten strach był wynikiem innego, o wiele cięższego przerażenia. Przerażenia Londynu, że Szkocja może odejść. Gdy panie i panowie z Westminsteru zobaczyli sondaże, wpadli w panikę. Utratę niemal 78 tys. km2 terytorium i ponad 5 mln ludności zaczęli przeliczać na straty dla PKB i dla międzynarodowej pozycji państwa. Zastanawiali się, co z ich arsenałem nuklearnym zainstalowanym na terenie Szkocji. Żeby nie dopuścić do rozwodu, w trasę ruszyli David Cameron i poprzedni premier, Szkot Gordon Brown. Skutecznie postraszył rodaków zapaścią, jaka miałaby ich czekać, gdyby zdecydowali się na exit. Przy okazji obiecał rozszerzenie autonomii.
Przyznaję bez bicia, że po cichu kibicowałem tym Szkotom, którzy chcieli przejść na swoje. Elity w Londynie i w innych najważniejszych stolicach zastygły. Kolejne afery na całym kontynencie wywlekają na wierzch korupcję, która stała się tak powszechna, że przestajemy na nią zważać. Ludzie w wielu krajach Europy mówią „nie”, wychodząc na marsze oburzonych, strajkując albo głosując na lewicową i prawicową ekstremę. Tymczasem Szkoci chcieli powiedzieć „tak”. Alex Salmond antysystemową frustrację umiejętnie wpuścił w pozytywną ideę niepodległości. Obiecał bardziej sprawiedliwe państwo, zasilać chciał je mądrze zarządzanym bogactwem naftowym, na wzór Norwegii. Wyliczenia unionistów pokazujące, jak bardzo Szkocja straci na wyjściu, kontrował swoimi, pokazującymi, jak bardzo Szkocja zyska. Co najważniejsze, wyprowadzając Szkotów z unii z Anglikami, chciał ocalić ich unię z Europą. Wielka Brytania być może wyjdzie niedługo z UE, szkoccy niepodległościowcy chcą w niej pozostać. Czy to nie jest sensowna wizja na przyszłość: pielęgnowanie lokalnej tożsamości przy jednoczesnym zacieśnianiu więzów Wspólnoty?
Salmond niewątpliwie grzeszy populizmem, a wiele jego prognoz i obietnic nie miało szansy się spełnić. Ale swoim entuzjazmem zagnał do lokali wyborczych niemal 85 proc. uprawnionych do głosowania Szkotów. A całej Europie zafundował dobry wstrząs. Oby więcej takich.
Przyznaję bez bicia, że po cichu kibicowałem tym Szkotom, którzy chcieli przejść na swoje. Elity w Londynie i w innych najważniejszych stolicach zastygły. Kolejne afery na całym kontynencie wywlekają na wierzch korupcję, która stała się tak powszechna, że przestajemy na nią zważać. Ludzie w wielu krajach Europy mówią „nie”, wychodząc na marsze oburzonych, strajkując albo głosując na lewicową i prawicową ekstremę. Tymczasem Szkoci chcieli powiedzieć „tak”. Alex Salmond antysystemową frustrację umiejętnie wpuścił w pozytywną ideę niepodległości. Obiecał bardziej sprawiedliwe państwo, zasilać chciał je mądrze zarządzanym bogactwem naftowym, na wzór Norwegii. Wyliczenia unionistów pokazujące, jak bardzo Szkocja straci na wyjściu, kontrował swoimi, pokazującymi, jak bardzo Szkocja zyska. Co najważniejsze, wyprowadzając Szkotów z unii z Anglikami, chciał ocalić ich unię z Europą. Wielka Brytania być może wyjdzie niedługo z UE, szkoccy niepodległościowcy chcą w niej pozostać. Czy to nie jest sensowna wizja na przyszłość: pielęgnowanie lokalnej tożsamości przy jednoczesnym zacieśnianiu więzów Wspólnoty?
Salmond niewątpliwie grzeszy populizmem, a wiele jego prognoz i obietnic nie miało szansy się spełnić. Ale swoim entuzjazmem zagnał do lokali wyborczych niemal 85 proc. uprawnionych do głosowania Szkotów. A całej Europie zafundował dobry wstrząs. Oby więcej takich.