Dobrze znane brzmienia, odgrzewane efekty, mocna sekcja perkusyjna, piano w stylu Jona Lorda - tak skrajnie nienowoczesnej płyty dawno nie słyszałem. Nie wiem tylko, czy mam się cieszyć, czy martwić.
Lord Stereo to nowa grupa na rockowej scenie muzycznej. W jej składzie znaleźli się muzycy z różnorodnych projektów znanych ze sceny alternatywnej, takich jak The Black Tapes, Oregano Chino, Vavamuffin, Pablopavo i Ludziki, Super Girl & Romantic Boys, czy szwajcarski The Monsters.
Utwory z płyty Lorda Stereo dopasowałyby się idealnie do albumów takich zespołów jak U2, Pearl Jam, Deep Purple czy Stooges. Czy to komplement? Tak, bo warto wzorować się na dobrej muzie. Nie, bo słuchając Lorda Stereo, miałem wrażenie, że już to wszystko kiedyś słyszałem. Fajnie było powrócić do przeszłości, by przekonać się, że była dobra, ale równie fajnie jest odkrywać coś nowego.
Lord Stereo gra muzykę garażową. Mocno rockowo. Dużo tu odwołań do klasycznego rocka, hard rocka i rocka progresywnego. Sporo jest też chaosu i brudu rodem z Sex Pistols. Metaliczny i elektryczny dźwięk gitary dobrze uzupełniają perkusja i organy. Wydaje mi się jednak, że jak na tak doświadczonych muzyków, płyta jest zbyt nieokrzesana. Chciałoby się rzec: „Panowie, rock nie umarł, ale ewoluował”.
Płytę polecam miłośnikom pogo. Shackin’, bang-bang, more power i do przodu. Lord Stereo powinien też trafić w ręce kierowców udających się w daleką podróż - duża dawka pobudzającego rocka nie pozwoli im usnąć za kierownicą. Płytę odradzam natomiast miłośnikom alternatywnego brzmienia i bardziej wybrednym muzycznym wyjadaczom. Lord Stereo nie wyjadł mi ani mózgu, ani duszy, ale dwa kawałki z płyty („Masters Of Alchemy”, „Her Highness Overdrive”) już znalazły się na moim iPhonie.
Tych, których zdołałem zainteresować przygodą w stereo (w mono?), zapraszam do obejrzenia „making of” z sesji zdjęciowej zespołu, autorstwa Lidii Popiel.
Utwory z płyty Lorda Stereo dopasowałyby się idealnie do albumów takich zespołów jak U2, Pearl Jam, Deep Purple czy Stooges. Czy to komplement? Tak, bo warto wzorować się na dobrej muzie. Nie, bo słuchając Lorda Stereo, miałem wrażenie, że już to wszystko kiedyś słyszałem. Fajnie było powrócić do przeszłości, by przekonać się, że była dobra, ale równie fajnie jest odkrywać coś nowego.
Lord Stereo gra muzykę garażową. Mocno rockowo. Dużo tu odwołań do klasycznego rocka, hard rocka i rocka progresywnego. Sporo jest też chaosu i brudu rodem z Sex Pistols. Metaliczny i elektryczny dźwięk gitary dobrze uzupełniają perkusja i organy. Wydaje mi się jednak, że jak na tak doświadczonych muzyków, płyta jest zbyt nieokrzesana. Chciałoby się rzec: „Panowie, rock nie umarł, ale ewoluował”.
Płytę polecam miłośnikom pogo. Shackin’, bang-bang, more power i do przodu. Lord Stereo powinien też trafić w ręce kierowców udających się w daleką podróż - duża dawka pobudzającego rocka nie pozwoli im usnąć za kierownicą. Płytę odradzam natomiast miłośnikom alternatywnego brzmienia i bardziej wybrednym muzycznym wyjadaczom. Lord Stereo nie wyjadł mi ani mózgu, ani duszy, ale dwa kawałki z płyty („Masters Of Alchemy”, „Her Highness Overdrive”) już znalazły się na moim iPhonie.
Tych, których zdołałem zainteresować przygodą w stereo (w mono?), zapraszam do obejrzenia „making of” z sesji zdjęciowej zespołu, autorstwa Lidii Popiel.